wtorek, 20 lipca 2010

deski

mam nowe bambusowe, dwie sztuki, dostalam juz w tym roku akacjowa, ale pekla i zaczela ciemniec, potem dostalam taka duuza jak stolnica, fajna, jak ma sie wystarczajaco duzy blat, ja takiego nie posiadam, poszla do oddania, potem dostalam taka plastikowa, mala z ziolowym, rzec mozna prowansalskim motywem ;) a fiola na punkcie desek do krojenia ma niemaz moj kochany. no ale te bambusowe sa ekstra ;) waska idealna do kanapek i duza, do calej reszty, tylko trzeba zaznaczyc po ktorej stronie owoce, a po ktorej cala reszla, wylaczaja surowe mieso i rybo, bo na to mam jeszcze inna ;) nie, nie, nie mam fiola na punkie desek, niemaz ma ;)
jedlisce moze kiedyc cebulowego arbuza? nie polecam...

dialogi:

z zofia w drodze do parku, ja wioze w wozku adama, ona wiezie w swoim malym wozku lalke:

-to jest taka zosia mamusiu!
- tak ma na imie?
-tak, ale ja jej nie uludzilam, nie mamusiu, nie uludzilam jej z bzuska
-nie?
-nie, ona jus taka byla

zosia o placzu adasia w lozeczku:

-adas sie tloche boi mamusiu, dlacego adas sie boi? psecies to jest dla malych dziecich!
pseciec tam nie ma BOO

;)

'boo made you jump' to ulubiony odcinek 'charlie and lola' w koncu zaczela ogladac, jeszcze dosc czesto wygrywa bolek i lolek, ale przynjamniej w soboty rano oglada, a ja jak tylko moge, tez siadam, sie gapie i slucham uroczego smiechu loli.






sobota, 17 lipca 2010

malowanie roslinkami





nazbieralysmy z zoska wczoraj w parku roznych zielonych skarbow, dzis odbyla sie druga proba malowania (wczoraj byla u nas alicja z ania, ale nie spodobal sie jej ten projekt, wiec trzeba bylo dosc szybko zwinac interes, zwlaszcza ze adam sie zainteresowal)
pomysl znaleziony tu:


piątek, 16 lipca 2010

adam i maja



milosc raczej jednostronna. pozostaje tylko pytanie, dlaczego ona przed nim nie ucieka????
on ja naprawde maltretuje, czasmi dochodzi to tego, ze musze palec po palcu otwierac, zeby uwolnic ogon z zelaznego uscisku ... dostal kilka razy lapa, nawet sie rozplakal, ale nie mialo to jakiegos dlugofalowego skutku.

najnowsza zabawa adaska:

wylaczac mamie z pradu odkurzacz w akcji, sie wkurzam nie na zarty...za trzecim razem zdecydowanie podnioslam glos o kilka tonow, zadzialalo, dzis zadzialalo powinna napisac, pytanie, co bedzie jutro...(tak, odkurzam na-okraglo i na-okraglo nie lubie tego robic, naprawde nie lubie)

taki zwykly dzien w parku






wlasnie, pisze w parku, a mam na mysli plac zabaw. na szczescie jest na nim sporo drzew, ktore nas chronia przed upalami. w ogole bardzo lubie ten park, sie w nim nie nudzimy. sa hustawki dla duzych i malych, 2 fortece dla mniejszych i wiekszych, slizgawki krecona, zwykle i nawet taka dla maluchow. jak jest cieplo leci woda i mozna sie chlapac (czasem nie jest moim zdaniem zbyt cieplo, a woda leci i robi sie problem, bo jak leci, to mozna sie chlapac, tylke ze akurat nie mozna, bo jest chlodno i nie mamy ciuchow na zmiane)
jest trasa spacerowa, jest mini silownia na ktorej czasami przeszkadzamy cwiczacym muskuly atletom, jest boisko ze sztuczna trawa na ktorej czasami mozna dostac pilka, zwlaszcza jak sie stoi za bramka bez siatki ;) jest boisko do kosza, na ktorym olus przeszkadza, bo lubi lapac uciekajaca chlopakom pilke ;)
jest jeszcze zubr przy ktorym kopiemy i gotujemy blotne kotlety, golabki i kapkejki no i jeszcze 2 gorki, 3 kmienie do wspinania i sama nie wiem co jeszcze...

kolejne osiagi adaska:
potrafi ustawiac klocki, jeden na drugim i wlazic na lozko starszej siostry, co nie jest mi jakos bardzo na reke, bo nie potrafi z niego zejsc normalnie!

środa, 14 lipca 2010

special day



no i prosze, ewa sie zaobraczkowala, a ja juz prawie stracilam nadzieje ;)
bylismy w urzedzie miejskim na manhatanie, ceremonia byla tak krotka, ze az ciezko uwierzyc, zastanawiama sie czy trwala dluzej niz minute?
towarzystwo tez mieszane, najciekawsza byla para hmm chinczykow, ubrani tak normalnie, w jeansach i podkoszulkach, po wszystkim zrobili sobie zdjecie telefonem ;)
byla tez ciagle calujujaca sie para (no jak tak mozna i przed i po, oni chyba tak ciagle...pewnie niedawno sie poznali ;)

ewa wygladala pieknie i w szpilkach i bez, ale nie powiem, buty zrobily na mnie wrazenie, mielismy kwiaty od kochanej pani marii z pomoca pani sylwii, maly bukiecik dla zosi i troche wiekszy dla panny mlodej, wszystko na ostatnia chwile, ale sie udalo

zosi chyba najbardziej podobalo sie to, ze zasnela w drodze powrotnej w metrzre, a obudzila sie w kawiarni i mogla sobie wybrac dowolny deser, tak przed obiadem ;) adas troche narozrabial, zerwal ewie kolczyk tej z tej firmy na s z labedzim logo i ugryzl mame w nie powiem co...strraszny z niego gryzon sie ostatnio zrobil.

na zdjeciu para mloda z ulubionymi uzywkami kawa i papierosami, ewa juz na szczescie nie pali, ale kawe oboje namietnie pija.




poniedziałek, 12 lipca 2010

mali czytelnicy

z zosia bylo ciezko. nie miala baaardzo dlugo cierpliowcsi do czytania, a moze nie mialam odpowiednich ksiazek?
w kazdym razie teraz juz mam!!! i wcale nie mam ich za duzo.
zosia nauczyla sie sluchac jak miala ponad dwa lata, i od razu bylo to dluzsze, kilkunasto stronicowe ksiazki, zaczelo sie od wiewioreczki basi, ktora przywiozla babcia, tuz przed narodzinami adasia. potem o urodzinach jelonka, o slimaku kacperku i wrobelku milku (wszystko z wydawnictwa aksjomat).
no a jak zalapala, to ja zaczelam kupowac i kupowac i przestac nie moge. chyba najbardziej lubie wydawnictwo zakamarki, cala astrid lindgren, poza tym ukochana jablonka eli (az zoska zaczela sie mylic i na jablka mowic jablonki ;) miasteczko mamoko (na ktore mowi mam oko, nawet nie zauwazylam tej gry slownej) z wieloma szczegolami do ogladania i szukania, lalo gra na bebnie i binta tanczy, najbardziej lubi czytac o pupie mamy, jak tanczy bombeli bombeli bom ;)

adas bardzo szybko zacza ogladac male kartonowe ksiazeczki, nie pamietam, zeby zosia tak je ogladala, a on potrafi jedna po drugiej, az koszyk bedzie pusty. kilka dni temu zaczelam mu czytac 'puk puk panie klapie' jo lodge, zakochal sie, nie zabiera tylko grzecznie siedzi i slucha, moge nawet 2 razy po rzad ;) musimy wiecej pana klapa kupic, zdecydowanie ;)


niedziela, 11 lipca 2010

smierdzaca niedziela




doslownie, nie zartuje!

zaczelo sie w sobote, posprzatalam lazienke w koncu (zofia jakos nie zauwazyla, ze jest juz czysto i nie ma wlosow nieladnie tych taty ;) ale dalej jakos tak malo ladnie pachnialo. wieczorem pojawily sie w domu muchy, nie wroc, wielkie muszyska, brrrr, pytanie skad sie wziely? mamy we wszystkich oknach siatki!!!
no a dzis juz nie dalo sie wejsc do lazienki, droge zagradzala sciana smrodu...
gdzies w scianie musiala pasc jakas mysz (mam nadziej, ze nic wiekszego) a ze byla w scianie dziura, jakos przez nia zaczely wlatywac do mieszkania te muszyska wstretne, dziure niemaz zakleil szczelnie, na szczescie przeslalo smierdziec...wlasciciel domu ma przyjsc w poniedzialek ze specjalista od szczurow itp, no ale co on moze zrobic????

a z przyjemniejszych tematow w koncu dotarlismy do soboty, dnia zaznaczonego w kalendarzu wyjatkowa kartka. urodziny bruna i matteo.
bylo duuuzo gosci, dla zofii za duzo jak sie okazalo, cala impreze spedzila przed telewizorem ;( z jedna przerwa na zjedzenie tortu
adas dostal najlepszego pod sloncem lizaka, ja jadlam podobnego pierwszy raz w zyciu nawiasem mowiac i baaardzo mi smakowal. nie bylo niestety pieczonech ziemniakow, ale byly slowackie pianko-zelki? musze je jakos zbobyc. ania mowila, ze jest tu gdzies sklep slowacki i mozna je tam kupic, druga opcja, poprosic lucje, zeby paczke przywiozla.
zapytalam dzis zosie, co sie jej najbardziej na urodzinach podobalo?
powiedziala, ze bruno. ????? w sumie to troche czasu spedzili razem przed tym wielkim tv...

po urodzinach pojechalismy jeszcze na grila do ani i piotrka, zosia byla troch zawiedziona, ze nie karmilismy zulwi, ale ogolnie sie jej podobalo, adas natomiast byl w jedzeniowym nastroju i jadl za siebie i za zosie i nie wiem za kogo jeszczem ale my z niemezem to jedlismy za siebie, jakby w zyciu jedzenia nie widzial: skrzydelka, truskawki, arbuzy, krakersy a popijal korona ;)
jak zawsze u ani i piotrka bylo bardzo milo

wczorajsza rozmowa taty z zosia (przyniosla do kuchni 4 roznokolorowe pudelka):

po co ci te pudelka?
musze zrobic pianinko!
bedziesz grac na tym pianinku?
tak, bo jestem taka powazna!

;)

dobranoc




piątek, 9 lipca 2010

osiagi adasia

kurcze, to juz za niespelna miesiac...adam bedzie mial rok.
dzis nauczyl sie machac pa pa, i pokazywac reka jaki jest duzy.
a ja pomyslalam, ze juz tesknie za nim takim malutkim.
szkoda ze nie zaczelam pisac wczesniej, tyle rzeczy umyka...ale lepiej pozno niz wcale

popoludniowa rozmowa z zofia:

- co robisz?
- karmie lalke, ale juz nie tak z cycuska, tylko z butulecki, bo juz urosla i jest duza
a teraz bedzie pila piwko
- a to dzieci pija piwki?
- ale to nie dziecko, to lalka mamusiu!

to samo popoludnie, inne pomieszczenie (lazienka):

mamo, jakt tu jest brudno, tak nieladnie!
tata sie kapal tak nieladnie i sa wlosy na podlodze nieladnie!

coz, tatus ma dluzsze wlosy niz mama, wiec niech bedzie ze to jego wina ;) a tak nawiasem mowiac, to przydalo by sie lazienke posprzatac...

dzis rano dobra wiadomosc, kolejny wyjatkowy dzien do zaznaczenia na kalendarzu, wtorek!!!
bedziemy na manhatanie, a w jakim celu? dowiecie sie we wtorek ;)

ciagle jest goraco

niby 10 stopni mniej, ale wieksza wilgotnosc, niby nie ma slonca, ale koszulka przykleja sie do ciala. a jednak sie zdecydowalam i poszlam z dzieciakami na plac zabaw. nie bylo tak zle, poszlismy poszalec na boisko do pilki noznej ze sztuczna trawa i nawet nikt tym razem nie oberwal pilka. poprzedim razem oberwalam ja, na szczescie nie adam...karmilam go na lawce na przeciwko bramki w ktorej nie bylo siatki. dostalam jak juz wlozylam spiacego adaska do wozka...idiotka...


adam sporo juz potrafi, pieknie bawi sie w a kuku i pieknie kladzie sie na podlodze wrzeszczy i wali w nia glowa jak czegos np nie dostanie, glownie jedzenia. w zyciu bym nie pomyslala, ze takie to jeszcze male, a juz potrafi!!!! poza tym dostal dzis pierwsza kere, czyli 10 SEKUND w lozeczku. za co? za ciagle szarpanie budzika niemeza. nie wolno, nie ruszaj, that's a no no (moze po angielsku dotrze ;), zobaczymy jak bedzie jutro, najgorsze jest to, ze po tej karze musze go nosic jakis czas na rekach, bo nie moze sie uspokoic (gosciu ninawidzi swojego lozeczka)

a my z zoska w zwiazku z upalem zrobilysmy sobie po wachlarzu!
przepis:
-papierowy talerz nalezy pomalowac farbkami wedle uznania
-zgiac na pol i w polowie zgiecia zrobic centymetrowe naciecie
-w naciecie wlozyc patyczek od loda i mocno przykleic go do talerzyka
-cala wewnetrzna strone talezyka posmarowac klejem, na brzegu mozna przykleic falbanke z cienkiej bibuly, wacharz mozna ozdobic czyms co mamy pod reka (guziki, naklejki, pompony...)
- skleic poczekac, az wyschnie
- wachlowac sie do woli, lizac jak ktos woli (zoska stwierdzila, ze wyglada bardziej jak lizacek ;)


wieczorem niemaz wybral sie po chinczyka (nie mial ochoty na wczorajsza botwinke, a pzeciez urozmaicilam ja fasola) a ze wzia ze soba dzieci, ja korzystajac z wolnej godziny, wzielam sie za ...odkurzanie, podlogi juz nie zmylam, jakos nawet czysto bylo. dziwne...

posprzatalam dzieci pokoj, przeczytalam marty bloga i godzina zleciala. wlasnie, prawie codziennie sama sprzatam dzieci pokoj. czy powinnam to robic? jak robie to sama, zajmuje mi to jakies 10 minut, a jak prosze o pomoc jedyne zdolne do pomocy dziecko, czyli zofie, robi sie z tego 40 minut, plus jakas kara, plus jakies zabawki musze schowac, plus zoska wyje, plus ja mam bol glowy, nie wiem po co to robie, sama moge w 10 minut posprzatac, tylko jak nauczyc dziec obowiazkow?

wlasnie z tymi obowiazkami to ostatnio chyba ja przesadzam, caly czas cos dodaje do listy:
-jedzenie warzyw
-mycie zebow
-teraz wiecej nie pamietam, ale bylo tego troche...naprawde!


stukam sobie w klawiature, a z lewej strony patrzy na mnie moja dzisiejsza porazka...
stoi tu juz od tygodnia, pozyczona od sasiadki marty. najpierw udawalam, ze nie mam czasu, potem okazalo sie ze nia mam nici, potem kupilam nici w ikei i ....zabaralam sie dzis za szycie zaslonek do pokoju dzieci. ale potwor firmy brother, nie zostala moim bratem, nie chcial wspolpracowac, nawet udalo mi sie go zmienic, w szyjacego na bialo, ale jest czernia podszyty, nie dal sie okielznac. z 5 razy urwala mi sie nitka. a jak juz udalo mi sie 3 boki podszyc, okazalo sie, ze pod spodem 'supelkuje'.
odlaczylam od pradu. jutro oddam. a o uszycie zaslonek poprosze mariane ;(

szkoda, ze nie potrafie wklejac zdjec, pokazala bym wam te wachlarze...

środa, 7 lipca 2010

dluuugi weekend





Obfitowal w przyjemnoesc i nieprzyjemnosci, wiadomo

bylo za goraco, zeby spedzic go na lonie natury, wiec mozna bylo bez wiekszych wyrzutow sumiena robic zakupy.
w sobote byla ikea, pojechalismy tylko po miski i lyzezki, a wyjecha;lismy oczywiscie z pelnym wozkiem, bo taka fajna nowa posciel z wilkami mieli (dla zoski, wyglada troche strasznie, ale sie spodobala...mamie ;) niemaz stwierdzil ze potrzebna mu nowa poduszka, bo cos go szyja boli od starej, no i sie przypomnialo, ze adas potwornie owymiotowal swoja podusze i trzeba mu nowa kupic, jakies tam dupereliki, rurki, szkalnki i zaladowalismy wozek, a lyzeczek tak w ogole to nie mieli ;)

dziwnym trafem, tym razem, nic w sekcji 'as-is, czyli uzywane' nie kupilismy, a mieli naprawde fajan szafe, tylko niemoz stwierdzil, ze sie nie zmiesci...

w niedziele bylo tez super goraco, wiec pojechalismy do muzeum dla dzieci na manhattan, zoska sie wybawila, a i adamowi sie podobalo, niemezowi po 2 godzinach zdecydowanie przestalo sie podobac, nawet nie musial nic mowic, ale naciagnelam go jeszcze na dzial zabawowy wodno zewnwtrzny, bo na swiezym powietrzu, ale tam to i ja sie po 15 minutach zmeczylam, adam to juz zupelnie mial wszystkiego dosc.

w poniedzilalek pojechalismy do lakeshore, uwielbiam ten skelp zabawkowy, moge po nim chodzic godzinami, niemaz natomiast wrecz przeciwnie, po 30 minutach zaczyna robic miny..., mialam nic dla swoich dzieci nie kupowac, ale mieli wyprzedaz, wiec skusilam sie na kalendarz tygodniowy, bedziemy cwiczyc co znaczy, wczoraj dzis i jutro. zofia ma problem z myciem glowy, wielki wrzeszczacy problem, dobrze, ze to nie ja jej ta glowe myje, ale o czym to ja mialam...jutro, wiec za kazdym razem jak ma miec myta glowe prosi zeby to bylo jutro;) dziwna sprawa, adasiowi codziennie by myla, nie dziwna, podejrzana ;0)
kalendarz ma takie fajne kartki pogodowe, wklada sie kartonik z odpowiednim rysunkiem pogodowym, na dzis wczoraj i wszyskie minione dni tygodnia, a ze dzis jest wtorek nie bylo tego duzo, do wyboru bylo, slonce, slonce plus chmury, chmury, deszcz, wiatr i ....snieg, co dziecko na dzis wybralo, dodam tylko tak na marginesie, ze bylo dzis okragle 100 stopni na dworze i ani jednej chmurki, no jak myslice co wybrala??? snieg oczywice i na nic tlumaczenia ze jest goraco itd, nie, ona chce zeby padal dzis snieg!
nastepnie sobote zaznaczylismy jako dzien wyjatkowy:

'dlacego mamo?
bo jedziemy na urodziny do bruna i matteo
ale dlaczego do bruna i matteo
bo bruno i matteo nas zaprosili
ale dlacego nie dzis?
bo na zaproszeniu jest napisane, ze w sobote
ale nie chce w sobote, jak chce dzis!!!
dzis nie mozemy bo tato pracuje

i po co ja ten kalendarz kupilam!!!!!

wlasnie, dzis bylo okragle 100 stopni, nemaz jakos szybciej z slilowni wrocil, po niecalej godzine, niesamowite, tylko nasuwa sie pytanie dlacze?
ponoc ma byc black-out...
jeszcze tego tylko w upal brakowalo...

dzisiejszy wywod zofii na temat fajerwerkow, za ktorymi nie przepada zbytnio, miala 2 dni problemy z zasypianiem:

'nie lubim jak te niegzecne chlopaki scelaja tak glosno, cseba tak ciuchutko, bo glosno boli glowa i zosi boli glowa i sie boim i nie bendziem mogla w nocy spic i bendziem sie bac jak chlopaki scelaja niedoble...'

doblanoc

ps. marzy mie sie 3 reka jak panu kuleczce, moze by mi pranie pozbierala, jak pozostale dwie pisza bloga...

dzien wypadkowy

Na dobry poczatek dnia adas spadl mi z lozka, a nie jest to najnizsze lozko z ikei...na szczescie nie jesttez najwyzsze.

a bylo tak:

nie wiem czy to sen czyjawa, ktos krzyczy 'mamo kupa!!!' patrze na zegarek, jest 7 (zazwyczaj wstajemykolo 6) adas spi na lozko obok mnie, niemaz juz prawdopodobie w pracy, a zoskadrze sie z kuchni.

sprawdzam jak mocno spi adam, wydaje sie ze dosc mocno...lecedo zoski, wycieram 4litery, podciagam pizamke, lece do adasia (nie, rak raczejnie umylam, spieszylam sie do adasia) spi, szykuje zosce sniadanie, lece doadasia, dalej spi, czuje, ze coraz bardziej chce mi sie siku, lece do adasia,spi, klade koldre na podlodze przy lozku, lece siku, wdaje sie w dyskusje zzofia na temat gum rozpuszczalnych (nie dostaje jak nie je warzyw z obiadu)mowi ze bedzie jadla, a ja mowie, ze nie wierze jej na slowo ;)

adas krzyczy, lece, zapozno... jest juz na podlodze, nos robi sie czerwony, warga puchnie, jestem nasiebie wsciekla i na adasia, ze nie wstal pierwszy...

wychodze z dziecmi na placzabaw (robie tak na okraglo, wszystkie 5 dni w tygodniu, chyba ze pada, a wlecie raczej tu u nas nie pada, a jak pada, to zazwyczaj po poludniu)

adas nie zasypia po drodze,bedzie problem z druga drzemka, bo pierwsza zacznie sie za pozno i nie bedzietrwala wystarczajaco dlugo, by byc jedyna drzemka

na szczescie po poludniusasiadka marta podrzuca mi swoich chlopakow, wszytsko jest ok, tylko mlodszy,15 miesieczny olus bije adasia, groze mu, ale nic sobie z tego nie robi, grozimu starszy brat i zoska: 'bedzies miec kale i bedziec siedziec w kseselku i niebedzies sie bawic' olus kiwa do nich palcem i sie smieje, na szczescie nie bijejuz adasia, moze jednak cos do niego dotarlo ;)

wraca niemaz, hurrra!!!

ida z zoska robic pranie, aja wkladam adaska do wozka i jade w nieznane ;)

zajechalam do'zlodzieja' I kupilam sobie spudnice, nie byla TANIA I nie jestem do koncaprzekonana, czy dobrze w niej wygladam, no I nie wiem czy mam do niej jakaskoszulke…(klasyka gatunku) targuje sie, ale nie chca nic spuscic…udaje ze sie zastanawiam,dzwonie do ewy fryzjerki, zapytac, czy to dobra cena (ewa zna sie na wszystkim)nie odbiera, klade ja na ladzie, dokladam koszulek dla niemeze, jest ‘zoltawa’podobna do tej z dziura na brzuchy, moze przestanie ja w koncu nosic ;)

kupuje

wieczorem duzo placzu ijakos malo przyjemnie, na dobranoc czytam zosce o ‘basi w zoo’ wczoraj to samoczytal jej niemaz, uslyszalam slowo wyprozniac sie, patrze na robiacego bobk izajaca, juz wiem o co wczoraj chodzilo ;)

piątek, 2 lipca 2010

poczatek

A wiec pisze ten poczatek drugi raz, wlasnie wszystko mi zniknelo, dlaczego to wlasnie mi zawsze wszystko znika???
No ale do rzeczy: matka, niezona, na okraglo zalatana.
Wlasnie ostatnio u mnie wszystko na ograglo:
- podciaganie majtek zosce (choc sama potrafi)
- zakladanie zosce sandalow (wiadomo, ze sama potrafi, ale jak sie spieszyny, zapomina...)
- karmianie adaska piersia, bo nic innego ostatnio nie che jesc, no ale ten to ma z czego zrzucic, 11 miesiecy i 13 kg )
- noszenie 13-kilogramowego Adasia, bo tak teraz ma, albo wisi mi na piersi, albo na rekach, a jak mam juz dosc, to na nodze ;)
- robienie zakupow (*tych malo przyjemnych, jedzeniowych) bo zawsze czegos zapomne, najczesciej listy...wlasnie wyszlam z domu z jednym o dziwo tylko dzieckiem, po co? nie wazne, byle tylko wsadzic Adasia do wozka i pojechac w nieznane.... Kupilam chleb tostowy i maslo, zapomnialam o zoltym serze, tak mi sie przynajmniej wydawalo, az sie zosia w domu zapytala 'kupilas mamusiu paroweczki?' NIE kupilam!

Ufff, zaczelam!