niedziela, 29 sierpnia 2010

parvin park

nasz pierwszy rodzinny kemping.
dlugo tam jechalismy, oj dlugo, gps pokazywal ze powinnismy byc szybciej, ale my i tak jechalismy bardzo dlugo, a wracalismy jeszcze dluzej, plus w drodze powrotnej adam spal tylko 30 minut. ale dzieci potrafia juz same siebie zabawiac, chocby super zarazliwym smiechem, byl tez konkurs: kto glosniej pisnie, wygrala zofia, ale adam byl bardzo blisko, a raczej wysoko ;)w konkursie kto bedzie najbrudniejszy wygral chyba
olaf, ale adam byl zaraz za nim, po nich oliwia z zosia, tak po rowno i na czarnym koncu alicja, ktora jak na alicje, byla bardzo brudna i zasadniczo wygrala, bo brud jej przeszkadza, a mimo wszytsko byla brudna ;) mi tez nic nie brakowalo, zwlaszcza ze wykompalam sie dopiero w
domu.














byly zjazdy na zip-line



















super wynalazek panstwa kaspeserskich. mezczyzni bardzo sie wczuli w zawiazywanie liny, musialo byl wysoko i mocno ;)






























wieczorem palilismy ognisko, byly kielbasy i marshmallows
oczywiacie, a na koniec jeszcze cudownie ziemniaki z farmy, pomysl i wykonanie: krzys, na ktorego oliwia przepieknie mowila
'ksystof'.

dzieciaki plywaly kajakime, malowaly, kopaly, a nawet bawily sie na placu zabaw, byl ze tak powiem w zasiegu reki. niebywala atrakcja byl tez 2-osobowy wozek do ciagniecia za rowerem.
a








zaczelo zie troche falatnie, bo z 2 podwojnych materacy zostal nam jeden napompowany, a drugi dziurawy. czyli spalismy w 4ke na jednym, a zasadzniczo to splala tylko zosia, bo adam plakal srednio co godzine, czyli ja nie spalam tez, a jak sie okazalo i kasperscy i tuzinowscy tez nie spali. ania nawet wysylala krzysia do nas z tylenolem (syropem na goraczke, ma tez wlasciwosci usypiajaco uspakajajace ;) ale sie zbuntowal i nie poszedl, a samej jej sie nie chcialo ;) adamowi bylo poprostu ciasno i dziwnie pierwszy raz spac w namiocie, ale nastepna noc byla juz lepsza, bo krzysiu oddal nam swoj pojedynczy materac.

bylismy tez na plazy, brdzo fajnej, bo rosly na niej potezne drzewa i mozna bylo sobie posiedziec w blogim cieniu. sebastian swoim zwyczajem rozebral zosie do naga, bo sie w wodze zmoczyla. wzbudzila tym spore zamieszanie i oburzenie sasiadow o raczej ciemniejszym od naszego odcieniu skory i zdecydowanie 'grubszym jezyku. zosia zostala ubrana a oburzone sasiedztwo zignorowane ;)
















pytalam zosie 2 razy, co sie jej najbardziej podobalo?
'gzyby z wody' uslyszalam 2 razy to samo, tato wyciagna jej z wody kwiat nenufaru, lilii wodnej ;) taka mala rzecz, a zapadla w jej pamieci...

w drodze powrotnej pytalismy sie o prace, kto jaka wykonuje.
wiec praca zosi jest robienie kupy i kopanie w piachu ;)
adama praca jest tez kopanie w piachu
mamy praca to robienie kolacji ;)
a zapytana o prace taty powiedziala, ze tato to chodzi do pracy pracowac ;) i wszystko jasne!

zmeczoni wrocilismy, ale warto bylo, oj warto!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz