niedziela, 31 października 2010

przedszkolne halloween




















istny koszmar. zero naglosnienia, gosciu prowadzacy magic show na dobry poczatek zapytal o cos dzieci, nie wiem o co bo jakosc naglosnienia nie pozwalala mi go zrozumiec, ale dzieci rozumialy i grzeczie krzyczaly 'yeeee' tak z 10 razy, za kazdym razem glosniej, nasze maluchy juz po 2gim razie siedzialy z zatkamymi uszami...
muzyka byla wspomagana tym samym naglosnieniam, puszczana byla z jamnika jak boga kocham, to byl najprawdziwszy rzec mozna antyczny juz jamnik!
zosia nie chcial wyjsc przed koncem, bo chciala dostac goody bag, a wiadomo, ze te rozdawali na zakonczenie moj, bol glowy natomiast trwal do samego wieczora. w polowie imprezy adas zacza sie bac i nie schodzil mi z rak. siedzic na podlodze tez nie chcial wiec wyladowal w wozku. i tak wszyscy lekko skatowani czekalismy ta te prezenty na zakomczenie (wyzej wspomniane goody bags), a co w nich bylo?????
1. stara czekoladka z migdalami (wiecie, taka juz troche biala)
2. olowek z oreintal trading za 1/10 centa
3. kolorowanka z oriental trading za pol centa
4. piec naklejek z oriental trading za cwierc centa.
5. lizak, mala kolka...

a przyjecie kosztowalo nas cale 10 dolarow, o cale 10 za duzo...chyba jeszcze powinni mi zaplacic
za marnowanie mojego cennego czasu.

ah, bym zapomniala, zosia chciala byc wrozka, sukienke kupilismy w h&m jak jeszcze babcia byla, brakowalo tylko czapki. zrobil ja niemaz, zajelo mu to, banal... DWIE GODZINY!!!!




















a co na poswiecenia taty zosia? (nie poszedl w zwiazku z przeciagnireciem sie projektu do poznych godzin nocnych, na silownie)
zosia rano wstala, zrobila przymiarke czapki jak widac na zalaczonym zdjeciu

i stwierdzila, ze damy ja biance, jak widac na kolejnym zalaczonym zdjeciu ;)


ale duzo lisciuch


tak Zosia przywitała czwartek, jadąc rano z tata do przedszkola, a czwartek przywitał ja takim oto widokiem:

w ciagu jednej nocy zwialo prawie wszystkie liscie z naszego drzewa. na chodniku ulozyl sie lisciasty dywan, pieknie to wygladalo.

wtorek, 26 października 2010

zosia i adas

co dzien cos nowego miedzy nimi. dzis byly tance z drewnianymi lyzkami, zosia byla wrozka i zaczarowala mnie i adasia w baletnice ;)













tak wiec tanczylismy wszyscy pieknie, byly obroty i uklony, nawet adam sie klanial i chcial skakac, ale nie za badzo mu to drugie szlo. taniec za raczki nie trwa dlugo, bo to jest dla adasia to samo co kolko graniaste i pada usmiechniety po chwili glosno krzyczac 'baaa'

no wlasnie, zosia zmienila zdanie, chce byc na haloween wrozka.
jak mylam jej wieczorem zeby powiedziala, ze bedzie wrozka i bedzie oddawala grzecznym dzieciom skuterki ;)
tu slowo wyjasnienia: jakis czas temu nie chciala sie podzielic z adasiem hulajnoga (czyli skuterkiem) i wrozka jej ja zabrala.

zosia coraz wiecej bawi sie lalkami (adas lubi jej zabrac ta, ktora sie akurat bawi i nie bardzo inne mu pasuja ) dzis taka lalkowa historia:

'ide do malej zuzi'
a co sie jej stalo, wolala cie?
'nie, ona jest taka czujawka, troche sie zachorala'
aha

zabawa z farabami i kulkami, miala nam wyjsc pajecznyna, ale sie nie udalo, wyszedl kolorowy talerz, bedzie podkladka pod dynie ;)


adas i olus

odwiedził nas dziś rano olus, sąsiad z dołu, starszy od adasia 4 miesiące. chłopaki cieszą się bardzo, jak się widza i nawet można powiedzieć, ze razem się bawią. sporo nununu było (olus groził palcem adasiowi, a ten bacznie go obserwował i zastanawiał się, słuchać, czy nie???) ale 2 godziny razem wytrzymali, bez starszaków, bo ci w przedszkolu dziś byli.
trochę bawili się kólkami na lodowce, trochę magnesowa myszka miki i mini, niby takie zwykle magnesy, ale całkiem długo się nimi zajęli, przyklejali, odklejali, zamieniali się. na koniec adaś chciał przykleić magnes do ściany ;)











czytalismy o panu klapie (kilka razy na zyczenia olusia)














ukladalismy wierze z klockow, wszyscy lubia burzyc, adas jak zwykle zaja sie 2ma najmniejszymi pudelkami, uwielbia wkladac jedno w drugie, a potem wyjmowac, robi to od dobrych kilu miesiecy i jakos mu sie to zajecie nie nudzi.

poniedziałek, 25 października 2010

wieczorne kapanie i czytanie

lubie zosi wieczorem czytac, pewnie juz pisalam ;) dzis jej nie cztalam, ominela mnie ta przyjemnosc, tato jej poczytal o basi w przedszkolu i o basi i bozym narodzeniu. ja w tym czasie usypialam adasia, milo bylo uslyszec, jak tato corce czyta, nie za czesto sie to zdarza.

w koncu udalo sie nam kupic olivii (ktorej mamo, nasej?)gabke. oczywiscie sobie czyli zosi tez. no i jak juz kupowalysmy to sie zosi przypomnialao, ze trzeba jeszcze dla olafa!!! no tak jak moglam o nim zapomniec ;)
zosia ma zielona (super sie nia w wannie bawila, nawet adam zostal wyszorowany), olaf rozowa ;) a nasza olivia teczowa ;)
w wannie bylo tez jak zwykle gotowanie, w pewnej chwili zosia poprosila tate:
'tatusiu, daj mi ta mieszanke'
jaka mieszanke?
'no ta do ciasta' (trzepaczke)

w zwiazku z tym ze, dostaral do nas dzis wiadomosc, ze rodzina panstwa tuzinowskich powiekszyla sie o syna damian, zosia poprosila mnie o mala siostrzyczke, miala sie najpierw nazywac mala zosia (wytlumaczylam jej, ze by sie wtedy mylilo, jak bym je wolala) potem lula, lotta, a na koniec zuzia. jeszcze jednego braciszka by nie chciala ;)

fajna ta nasza bacia

byla, byla, pierogow cala armie nalepila i poleciala...
fajnie bylo, ze byla, szkoda, ze nie zawsze bylo jak byc powinno? bywa...

zastanawiam sie, w co najbardzie lubila sie zosia z babcia bawic, bo adam zdecydowanie najlepiej bawil sie jak babcia gotowala, brala go na rece i dawala kosztowac ;)














zosia chyba w chowanego-straszonego. babcia chowa sie gdzies w domu, zosia liczy te swoje do dziesiecu, ale i dziewietnascie sie tam zazwyczaj pojawia, a potem boi sie wyjsc nawet z kuchni, bo moze za fotelem babcia sie czai? smiechu i krzyku cala masa. a najlaeszy byl w tym adam, bo zawsze zdradzal gdzie babcia jest, ale zosia i tak bala sie ja znalezc;) adas niczego sie nie boi, nie da sie go zaskoczyc. druga zabawa to w ganianego, tu tez adam sie zalapywal. byla tez zabawa w szkole, w ktorej adas zdecydowanie nie uczestnczyl, nie za bardzo wiem co sie dzialo, bo bylam wypraszana z tej zabawy. byly rozmowy telefoniczie














(babcia na jednym koncu mieszkania, zosia na drugim, dodam tylko ze jest to dosc dluuugie
mieszkanie)



















klocki, pilki i wiecej nie pamietam. prace plastyczne byly raczej nie dla babci, za duzo przy tym balaganu, babcia sie necierpliwila i dokanczala prace zosi ;) playdoh to tez nie babci broszka, wystarczajaco duzo pierogow sie nalepila ;)
ah, no i uwielbiane przez zosie spacerki, z ktorych cala slodka zawsze wracala ;)

babciu kochana, juz za toba tesknimy!!!



niedziela, 24 października 2010

ta ostatnia sobota...



dzien zaczelismy od inhalacji, bo troche adas zacza harczec, jak widac, sam sie obsluzyl
















rano tato bawil sie z dziecmi playdoh, no i wiadomo, ze jak tato sie bawi, to bedzie ciekawiej niz z mama, bo czy mama by pomyslala, zeby wyciagnac papier do pieczenia, wyciac go odpowiednio i upiec tort, a potem zapalic na nim prawdziwe swieczki??? ktore magicznie wracaly do zycie, czyli zaswiecaly sie same, po zgaszeniu bez konca? nie, mama by nie pomyslala...adas nawet zlapal zaswiecona swieczke, ale nawet nie pisna, czyzby to byly nieparzace swieczki???















mialo byc cieplo, a bylo dosc zimno, plus wiatr od wody nie pomagal, na szczescie w sloncu mozna sie
bylo troche ogrzac ;)



pojechalismy do parku kolo brooklyn bridge. piekne widoki i to co nasze dzieci lubia bardzo, czyli slizgawki, hustawki i kamienie. zosia miala kolejny dzien bez humoru i bawila sie srednio, za to adasiowi nic nie przeszladza, ani wiatr, ani chlod nic a nic. bawil sie kamyczkami z babcia, podawal je jej bez konca, zastanawialam sie kiedy zacznie rzucac, ale nie przyszlo mu to do glowy, dziwne...





















na lunch adas dostal pol bolki z serkeim topionym, jak widac ;)
a moze raczej nalezalo by ta bulke nazwaz brunchem, bo na lunch wyladowalismy w ikei. nie
kupilismy tego co chcialam kupic, bylam troche zawiedziona, jak mala dziewczynka, ktorej tato cos obiecal, a potem powedzial, ze nie da rady ;)
za to sobie, czyli nam, kupil koszyk i monatowal go w szafce kuchennej dobra godzine ;)

piątek, 22 października 2010

natarcie




pecherz, jak zwal, tak zwal, ale wielkie toto baci uroslo, strach sie bac...
bacia, jak to babcia nie przyznala sie, ze cos ja boli, w nocy nie spala za dobrze, az temperatury dostala!!! potem w dzien ledwo chodzila, ze 2 razy po poludniu kimala, tak niewygodnie, bo na malej sofie, bo bacia tak juz ma. dzis bylo zdecydowanie lepiej, masc antybiotykowa pomogla, ale dalej moze chodzic tylko w kroksach. smieje sie, ze gwiazda poleci do polski w mamutach (kupila sobie u chinczyka rakie kroksy z futerkiem ;)
ziosia lubi takie historie, dzis caly dzien leczyla bacie:
'choc babciu, na luzku cie zabanduje'
'zabanduje cie cala, poloz sie!'
potem szla po zestaw malego lekarza i robila, co tylko sie da, zeby bacie bardziej bolalo ;)
z tym bandazowaniem, to chyba wynik lektury autorstwa jonscha, mis bandazowal w niej chorego tygryska.
babcia na szczescie czuje sie juz zdecydowanie lepiej, ale nie wiem czy zalozy ponownie te nowe amerykanskie buty. a takie byly wygodne, takie superoskie. pani sprzatajaca w parku pokazala na babci buty i powiedziala do mnie:
'niec shoes' (niezje buty)
;)
tak ze zwalamy wine na pania, pozazdroscila i zaczarowala

plasterki byly przyklejane zespolowo, nawet adas wie gdziew babcia ma bubu


rozmyslam...

sa rzeczy o ktorych mysle, ale jakos nie moge sie zebrac i zrobic. w zwiazku z tym ze mieszkamy tu gdzie mieszkamy (czy na zawsze czy tymczasem wciaz nie wiadomo...) a nasze rodziny tam, czyli baaardzo daleko od nas, czy tez my od nich, bo to my ucieklismy, tylko na chwile, ktora trwa prawie dekade...
dzieci, a mam tu na mysli glownie zosie, nie znaja wystarczajaco dobrze rodziny mojego niemeza, bacia zosia stoi na zdjeciu w kuchni i od czasu do czasu opowiadam zosi jaka byla i ze nosi jej imie, ale chyba nawet nie wie ze ma dziadka michala, wojka rafala, ciocie agnieszke, kuzynke julie.... tak wiec obiecuje sobie bardzo mocno, ze zanim ten rok sie skonczy zrobie album i umieszcze w nim zdjecia naszych rodzin.
zosia jakis czas temu bardzo lubila ogladac nasze 'stare' zdjecia, jak jeszcze bylismy piekni i mlodzi... jak je ogladala to sie cigle pytala gdzie ona jest???? ;)raczej nas poznawala, tete w bardzo krotkich wlosach i mame w dlugich i kreconych.
no to musze napisac do julii i poprosic ja o jakies aktualne zdjecia, nie wiem co z dziedkim michalem, gdzies jest sesja dziadka z pasami w choinkach kolo posesji, mysle ze cos wybiore ;)

wtorek, 19 października 2010

strachy na lachy



tak sie u nas kiedys mowilo ;)
dzisiejsze prace plastyczne dumie przyklejone do kuchennego okna ukochana tasma klejaca:
techno-duchy, wasate i zezowate koty i jesienne drzewa ktorych ciagle przybywa...

i jeszcze jednooki dynio-potwor i dynia opisana przez zosie mazakiem dla 'duzych dziecich'
'bendem uwazac mamusiu',




no coz coreczko, uwazac to moze i uwazasz, ale stol mimo wszystko coraz bardziej kolorowy sie robi ;)

galka


nawet nie pomyslalam, zeby o tym napisac, ale babcia sama sie prosila:
'tylko mi o tym nie pisz!'
nie no, wybacz babciu, ale musze ;)
babcia urobiona po pachy (tak jak mowilam, przyjechala do nas na ciezkie roboty) do kolekcji mrozonek mozna dopisac lasagne i pudelko sosu do spaghetti ;)
wiec babcia robi te lasagnie (liczba mnoga, zrobila 2, do zamrozenia i na jutro na obiad) niemaz wpada z praniem i burzy sie:
'co sie tam swieci????' zagladamy z mama, ale nic nie widzimy??? mama jest ciut blizej, nagle widzi!!! zostawiono (zeby nie bylo, ze to ktos konkretny) wlaczona maszyne do espresso, bacia rzuca sie na tytulowa GALKE i przekreca nie w ta co trzeba storne, galka ... ODPADA!!!

ja leze w tym czasie juz na podlodze, niemaz kiwa glowa i opuszcza kuchnie, babcia stoi oslupiala z galaka rece ...
jeszcze sie nam wydaje, ze da sie naprawic (mi i babci), ale nie, jednak sie nie da, niemaz nie jest jakos super zasmucony, babcia ciagle nie moze uwierzyc, ze zepsula ta maszyne, zwala wine na niemeza, ze zamiat sie pytac kto maszyny nie wylaczyl, powinien sam ja wylaczyc!!!
potem jeszcze wciska nam histore o tym ze nie ma czucia w tym palcu ktorym krecila, niemaz kwituje to krotko i dosadnie:
'czucia moze i nie masz, ale pare to masz' ;)))))
tak wiec wyciagnelam stare, tradycyjne maszynki do kawy, jutro na sniadanie prawdziwe espresso!!!
a w zwiazku z ta galak, przypomniala mi sie baaardzo stara historia, jeszcze mieszkalismy u haliny na 68 ;) przyjechali do na na sylwestra marta z artkiem, tacy jeszcze bardzi swiezi w ameryce od kilu hmmm tygodni? (my to bylismy juz starzy wyjadacze, ja w stanach pol roku, niemaz 9 miesiecy ;) wiadomo ze marta to waga lekka, zeby nie powiedziec: piorkowa. poszla do lazienki umyc rece, wrocila z galka od baterii, zamiast ja podniec do gory, przekrecila ;)

poniedziałek, 18 października 2010

boo at the zoo

kurcze nie moge sobie wybaczyc. bylismy w niedziele w zoo na bronxe, a w zwiazku z tym, ze juz niedlugo bedzie haloween, przebrane dzieci mialy wstep wolny. jakos nie zwrocilam na ta wiadomosc szczegolnej uwagi, bo mamy tam karty stalego klienta i za wstep nie placimy ;)
no i zaczelo sie jak juz stalismy w kolejce do wejscia:
'dlacego dziescynka jest pseblana, ja tes chce byc pseblana ,mamo...'
trwalo to jakies 10 min, a potem zapomniala, ale ja jakos nie moge, taki piekny dzien, taka fajna okazja zeby sie przebrac, na caly dzien!!! ehhhh...



zeczelismy od karuzeli z owadami, nawet ja przejechalam sie z adasiem, aczkolwiek jak tylko wsiadlam, ktos oglosil przez megafon, ze dorosli moga jechac tylko z dziecmi ponizej roku ;)
potem byl fantastyczny motyli ogrod, zosia byla troche zawiedziona, ze molylki nie chcialy na niej siadac, a ja zla ze ktos mi wyja krem do rak z torby, ponoc jak sie posmaruje czyms pachnacym to siadaja na rekach, moze nastepnym razem sie uda.

kolejna atrakcja, bardzo polecana przez naszych sasiadow byla dora 4d

seans trwal 10 min, ale szczesliwie lub tez nie, dostalismy miejsca w pierwszym rzedzie. nawet ja naciskala polota, ktorego dora mi podala ;) jak zaczelo chlapac woda (dora leciala na linie nad woda) to sie zosia troche przestraszyla, a jak siedzenia zaczely drgac, bo leceli samolotem, to zaczela krzyczec. tato na szczescie uratowal sytuacja, wzia na kolana, sciagnela okulary i jakos dotrwala do konca. adas okularow nie zalozyl, ale i tak bardzo mu sie podobalo, skakal mi na kolanach i wierzgal nogami, zwlaszcza jak lecialy banki mydlane. fajne to bylo, ale nie wiem, czy zosia jeszcze raz bedzie chciala tam isc, niedlugo zmiana repertuaru, bedzie polarny ekspres.














potem odwiedzilismy afryke, myszy i rozne myszowate, weze i rozne wezowate (babcia odmowila wejsca do tego ostatniego ;)
zosia zapytana co sie jej najbardziej podobalo, powiedziala ze zyrafy. piekne byly, takie powolne, dostojne, niegdzie sie nie spieszyly, mozna bylo pomyslec, ze to byly jakies posagi, takie smukle, te zyrafy fafy, wysokie jak szafy ;)

jeszcze taka jedzeniowa dygresja, w sobote babcia zrobila ratatuli na odiad, zosia jak tylko uslyszala, zaraz zapytala:
'co tata tuli????'


sobota, 16 października 2010

urodziny kolegi

pierwsze urodziny przedszkolne, godzina dosc dziwna, sobota 10:30, ale dla mnie w sam raz, poszlysmy z zosia same. myslalam ze na 2 gora godziny, a wrocilysmy do domu przed 3 ;) zosia cala szczesliwa, cala droge dzielnie szla na piechote trzymajac pelna niespodzianek goody bag. troche sie wstydzila na poczatku, ale po godzinie bylo juz dobrze. czas mialy dzieci wypelniony bardzo obficie, z przerwami na 'wolna zabawe' non stop cos sie dzilao, jak nie klejenie, to tance, spadochron, pilki, limbo dance. sporo pomyslow podpatrzylam ;) no i ciesze sie ze byly tam dzieci z przdszkola, ktorych za bardzo nie zna. moze bedzie je teraz lepiej pamietala i bedzie w przedszkolu jeszcze fajniej?





po poludniu pojechalismy na male zakupy, dzieci zasnely w samochodzie, wiec ja z mama poszlam poszalec miedzy wieszakami, a tatus pilnowal samochodowych spiochow, potem doszedl do nas. jak wchodzil z zosia do century21 (to taki duzy dom towarowy) zosia powiedzila:
'jak tu psyjemnie tato'
moja krew, babcia sie smieje, ze wyssala to z mlekiem!!!!!

bylismy w domu pozno, kolacja, kapiel i bajka. wlasnie ostatnio na topie muminki, a to za sprawa nowej ksiazeczki. muminek szuka w niej malej mi, ksiazeczka ma otwierane okienka, bardzo sie zosi spodobala. babcia nazywa zosie panna migotka, fakt faktem, grzywki maja calkiem podobne, ale mina, to zdecydoewanie bardziej do malej mi jest podobna ;) niemaz to wloczykij, a ja? byle nie panna filifionka ;) pamietacie bobka? zosia mowi na niego bobrek.
jak przestalam ci czytac ksiazke zosiu, przytulilas sie do mnie coreczko i powiedzilas:
'pieknie pachnies mamo'
ksiazka o muminka: 12 zl.
uscisk dziecka: bezcenny

piątek, 15 października 2010

sklep dolarowy
























lubie czasami tam wejsc i kupic rzeczy zasadniczo niepotrzebne i z reguly 'szybkupsujace' sie, ale ile potrafia radosci dostarczyc. dzis bylismy wszyscy, procz niemezka, ktory oczywiscie pracowal, ale nie ta te akurat rarytasy, bo stawiala babcia. kupila nam farby akwarelowe, z calkiem spora iloscia kolorow, czerwona pilke z samochodem i raczka do skakania, 2 'rupaki' (tak nazywamy te miekkie jezyki, maja swiecaca kolke w srodku, adas ma na zdjeciu rozowego) i urodzinowe trabki, ktore okazaly sie byc hitem dnia, adam opanowal dmuchanie w mig, ilez zabawy z taka pierdola, nie pomyslala bym, gdyby nie babcia pewnie bym im tego nie kupila i cala zabawa by nas ominela!
rubaki to tez hit, podobaja sie zwlaszcza adasiowi, rzuca nimi, gada do nich, nosi, szczypie, tarmosi...;)
babcia nabyla jeszcze chinskie kroksy z futerkiem, ale troche jej w nich za goraco ;)
chcialam kupic zosi takie kapcie skarpetki (wygladaja jak recznie robione) ale nie chciala ich, ciagle jestem w szoku, bo uwielbia wszelkiego rodzaju kapcie, a zwlaszcza skarpetkowe...

czy ja juz pisalam, ze potrzebuje wynajac zamrazalnik? babcia poprostu przechodzi sama siebie. zrobila dzis tyle rzeczy do jedzenia, ze az musze je wszytskie wypisac:
sniadanie: zacierka na mleku (rwana) z ziemniakami (tak pachnie moje dziecinstwo, ta zacierka i jeczsze macierzanka, ale o tym kiedy indziej)
obiad: ratatulie (specjalnie dla niemeza baklazany zostaly obrane ze skory, czyli z witamin tez?)
kolacja: krokiety z kapusta i grzybami, do tego barszcz czerwony
w miedzy czasie ugotowala jeszcze gar bigosu ;)

jeszcze lista naszych mrozonek:

pierogi ruskie
pierogi z kapusta i grzybami
pierogi z jablkami
pierogio z truskawkami
pierogi z kasza gryczana i bialym serem
uszka
kotlety mielone
krokiety
golabki z ryzem i miesem
golabki z kasza gryczna i grzybami

tymczasem tyle, ale bede uzupelniala ta liste ;)