czwartek, 27 stycznia 2011

snieg raz jeszcze





















no ale najwazniejsze, ze dzieciom sie podoba. adam byl dzis naprawde dzielny. bylismy na dworze z 45 minut. jechal na sankach, zosia mocno go trzymala, zeby sie nie bal i nie spadl. kopal, rzucal, smial sie i prawie wcale nie plakal. w drodze powrotnej, domagal sie maminych rak, ale siostra go mocno chwycila i jakos dojechalismy do celu czyli
domu, a latwo nie bylo, bo nie wszedzie chodniki odsniezone. jechalismy ulica, na nasze szczescie malo aut z niej dzis korzystalo. jestem z siebie dumna, bo takie wyjscie to dla mnie wyprawa prawie jak na kasprowy. adam nie chce czapki, rekawiczki sciaga, zosia jak to zosia, nagle w polowie ubrana znajduje jakas super fascynujaco zabawe typu siadane na odwroconym wozku dla lalek. no i aparat, bo bez tego szkoda w ogole isc na dwor, troche toto wazy, a po kilku zdjeciach okazuje sie, ze bateria padla.
mialam maly pretekst do wyjscia. potrzebowalam zrobic zakupy w polskim sklepie. w drodze powrotnej spotkalismy znajoma i zatrzymalismy sie na chwile. dzieci zaczely sie razem bawic, a z okna na paterze krzyczal na nas glos starszej pani. wolalam nie wdawac sie w dyskusje, zwlaszcza, ze dzieci nic szczegolnego nie robily, bo ilez moze sniegiem nasmiecic adam, i czy w ogole mozna sniegien nasmiecic??? zosia z kolega bawila sie od ulicy. pani starsza nie wytrzymala, pofatygowala sie i wyszla na chodnik nas przegonic, coz, chyba nie miala nic lepszego do roboty...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz