poniedziałek, 14 marca 2011

gosciowanie

czytam 'ostatnio 'po troche' (bo jakos brakuje czasu na wieksze czytanie) fikolki na trzepaku kalicinskiej. dobrze sie to czyta. ona jest taka szczegolowa, czytajac jej wspomnienia sama zaczynam przypominac sobie roze rzeczy z dziecinstwa. na przyklad to, ze mama szykowala nam pierwsze sniadanie. jadlysmy je z ola przy kuchennym stole z widokim na parapet pelen fiolkow i chodnik, na ktorym pojawiali sie co jakis czas wychodzacych do pracy sasiedzi. na sniadanie byly zazwyczaj kanapki w takim 2czesiowym pudelku, gora byla przezroczysta a dol czerwony ;)
ale wracajac do tematu to wlasnie tam autorka wspomina znienawidzone niedziele, kiedy to trzeba sie bylo gosciowac, u siebie w domu, lub u kogos z rodziny. my tez sie kiedys gosciowalismy. a to niedziela w ratajnie, a to w uciechowie, a to w lagiewnikach. lubilam te woioskowe wyjazdy, miasto to nie moja bajka. no i gdzie wyladowalam??? w jednym z najwiekszych miast swiata. tylko ze tu u nas to tak naprawde wiocha jest, bo nawet nie wioska ;)

a gosciowac sie dalej lubie i u siebie i u kogos. w niedziele odwiedzili nas ania i piotrek. zosia zawsze mocno na nich czeka. nie bez powodu. piotrek z ania zawsze sie z nia bawia. tym razem bylo jej malo. jak goscie poszli z zalem mi powiedziala, ze zbudowala z piotrkiem piekny dom, dwa razy i dwa razy adam im go zburzyl!

dzis gosciowalismy sie u ani t. jak zawsze bylo milo. zosia podala ani przepis na jogurt, adam pobwail sie ani kosmetykami, byl deser i zabawa w wannie. potem niemaz przyjechal za wczesnie i nawet nie skosztowalam herbaty, a naprawde mialam na nia ochote...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz