czwartek, 17 marca 2011

grabki w lapki


wiosna, czy to ty?
bo juz czas najwyzszy!
piekna pogode mielismy. caly dzien. rano zosia byla w przedszkolu. jak poszlismy z adasia ja odebrac dowiedzialam sie od innych mam, tych czytajacych wszelkiego rodzaju ulotki szkolne, ze robili im dzis zdjecia portretowe. uffa, gdybym wiedziala, to bym im powiedzial, ze zosia zdjec pozowanych nie lubi i zeby jej nie meczyli, a tak to klops...
pani zanim dzieci wypuscila zawolala mnie i jeszcze jedna mame, zapytala czy chce isc z zosia
zrobic zdjecie, bo zrobili jej jedno, ale'troche' plakala...
zosia w domu powiedziala mi, ze wszystkie dzieci w przedszkolu byly dzis 'odswietne' tylko matthew nie i adis nie i ona nie ;) nawet jojo byl odswietny i soren ;)
nie wiem co to za chlopiec ten jojo, ale coraz czesciej pojawia sie w roznych przedszkolnych opowiesciach, a to rzucil klockami w zosie, a na drugi dzien w adisia, musze go namierzyc
przy nastepnej odprawie ;)
po poludniu w parku bylo duuuzo ludzi, ale nikogo znajomego.




























troche nowa sytuacja dla mnie, bo zazwyczaj ktos tam jest, wiec wiecej oczu niz tylko moje na nia patrzy. z rozumie, ze musze chodzic krok w krok za adasiem, a ja rozumie, ze nie musi byc z nami, tylko trzeba nas od czasu do czasu wzrokiem poszukac, a jak nie moze znalezc isc do wozka i tam czekac, ja zazwyczaj mam ja na oku, jakis kawalek kucyka, czy fragment sukienki, ale na wszelki wypadek co rusz spogladam na wozek. oj przydala by mi sie tym razem nie druga para rak tylko oczu...
pewnie z czasem sie przyzwyczaje.
wzielismy do parku grablki i lopatke. zosia wykopala wielki dol 'dla pieskow, zeby mogly tam kupe robic, a nie na chodnik' ;)
zrobila tez lodke z patykow, ja bylam kapitanem.
cala droge powrotna prosila, czy mozemy wejsc do polskiego sklepu 'tylko poogladac', a ja wiedzialam ze tak bedzie i nie wzielma portfela, bo ulegam nagminnie, taki wiec sposob, poprosu nie biore ze soba pieniedzy i tyle, a zosia powiedzialam, ze sklep to nie muzeum.
adam poruszyl sie jak przechodzilismy kolo piekarni, zawsze pieknie tam pachnie. jakos udalo sie bez lez dotrzecd do domu. zosia poprosila o kredki, bardzo mocno chcial cos namalowac. alez prosze bardze, kredki zawsze, i przed kolacja i po kolocji, no byle nie w trakcie!
nasz nowy dom, ma okna i drzwi z dzwonkiem i klamka. sa kwiaty i drzewa, a nawet wiszaca w powietrzu bokiem maja.



2 komentarze: