wtorek, 19 kwietnia 2011

palmowa niedziela

raczej stronie od koscielnej lawy (co nie znaczy, ze o bogu nie rozmawiamy), nie bardzo jest czas, bo niedziela to nasz dzien wycieczkowy, ale w ta niedziele mimo ladnej pogody, nigdzie sie nie wybieralismy. zosia sie rozchorowala. zlapala kolejny juz raz w swoim zyciu blonice krtani (dlawiec/krup) obudzila sie w nocy, bo nie mogla oddychac. kuracja inhalacyjno/ benadrylowa (przeciwhistaminowa?) troche pomogla, ale nie byla to latwa noc, zwlaszcza, ze jak na zlosc nie chciala spac z nami w lozku, tylko u siebie. dosc glosno bylo slychac jak harczy, ale rano bylo juz lepiej. tak wiec z powodow chorobowych spedzilismy niedziele w domu, a ze nie byla to zwykla niedziela, tylko palmowa, na predce zrobilam nam palme i poslzysmy na 12 do kociola.

wczesniej przeczytalam je z biblii dla dzieci fragment o tym jak jezus wjechal na osiolku do jerozolimy i na tym chcialam skonczyc, ale bylo jej malo i tak doszlysmy az do pojmana jezusa, kiedy to piotr ucia ucho zolnierzowi, a jezus je uzdrowil, ten fragment jest jej ulubionym z calego opowiadania, ciegle do niego wracamy ;) dzis czytajac inny fragnemt zapytalam ja za co mogla by dzis bogu podziekowac? powiedziala, ze za urodziny taty (tak, tak, to juz jutro!) za mame, tate i adasia ;)))
wracajac do kosciola to siadlysmy z przodu, zeby mogla jak najwiecej zobaczyc. po dokladny obejrzeniu scenografii i zaczela pytac gdzie jest ten jezus??? w zeszlym roku jak bylysmy z marta i oliwia swiecic jakaj ciagle pytala gdzie jest ten krol ;)
a blonnica sie rozwija przepisowo, czyli dzis doszlodo zatrucia, do rana nic nie chciala jesc, dosala rozwolnienie i wymiotowala...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz