wtorek, 7 czerwca 2011

kaka


































czyli patk w adama jezyku. bylismy w niedziele w lekeshore, cos tam (jak to ja) mialam oddac, cos (jak zwykle) kupic. a przy okazji dzieci sie tam pobawily. potem po kawe ze starbucks i do pobliskiego parku. przy wejsciu na bramie WIELKI napis 'tylko dla rezydentow'. udalismy analfabetow i weszlismy. fajnie bylo, tylko troche zimno, ja z mama mialysmy szczescie, bo kupilysmy sobie akurat po sweterku (takim samym ;) a dzieci w zasadzie rzadko nazekaja na zimno, adam to juz zupelnie, bo niby jak by mi mial to na migi pokazac ;))
troche poszaleli na placu zabaw, a potem zrobilismy kolko wokol jeziora. a tam spotkala nas super niespodzianka, calkiem spore stado gesi. adam latal za nimi jak szalony, zosia tez. zerwal kilka zdzbel trawy i bardzo mocno chcial je nakarmic. na koniec pobwilismy sie w chowanego w trawie i do domu. wrocilam z nowymi sandalami, zosia z notesowym zestawem w disneyowskie princeski, babcia z nowym sweterkim, a adam z tata z nami, kobietami zakupami ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz