środa, 31 sierpnia 2011

a jednak...

zapisalam zosie do przedszkola. nie bedzie na rozpoczeciu, bo jedziemy w tym czasie na wakacje. nie bedzie chodzic 5 dni, tylko 3, marta bedzie ja i adriana zaprowadzala rano, a ja bede ich odbierala. postanowione. uff, chyba sie ciesze, chyba... pomyslalam sobie, ze troche przesadzam, bo przedszkole wydaje sie byc bardzo fajne, jest darmowe, a ja tu wybrzydzam, ze daleko, ze nie bedzie mi sie chcialo chodzic, ze to nie fair w stosunku do adama, spedzac 2 godziny w wozku dziennie na przymusowych spacerach do i z przedszkola...
nie podoba mi sie, ze bedzie tam strasznie duzo dzieci, ktore zna, z ktorymi w zeszlym roku chodzila do przedszkola, nie podoba mi sie , ze beda 'zadania domowe'. nie rozumie po co im 2 zeszyty, 3 segregatory, 2 foldery, ze nie wspomne o temperowce... nic to, pewnie juz niedlugo sie dowiem.
najwzniejsze, ze przedszkolak sie tymczasem cieszy ;)

na drzwiach przedszkolnej klasy wisiala kartka oznajmiajaca, ze jest to miejsce w ktorym nie podaje sie dzieciom ani orzechow, ani orzeszkow ziemnych, ktore jak sie niedawno dowiedzialam, nie sa orzechami, tylko roslinami straczkowymi, taka ciekawostka ;)
a w przedszkolu sa 2 sale, jedna do nauki, mniemam, duzo tam pomocy naukowych, tablic, a druga do zabawy, wyposarzona glownie w ikei ;)
mogli sie w niej pobawic jak ja wypelnialam niezliczona ilosc form. na koniec zawolalam ich, adam najpierw posprzatal wszytskie zabawki, ktorymi sie bawil, nie byle jak, posegregowal je jak nalezy, a wcale mu nie kazalam tego robic, bylam w szoku.

jak pies z kotem

tak dzis wam jakos rozne szla zabawa, musze przyznac, ze adam byl sila zaczepna, polal ci zosiu glowe w wannie nawet nie wiem ile razy, interwencje nie przynosily efektow, wiec polalam cie adasiu wlsnorecznie, kubel letniej wody na glowe, zadzialalo ;)
potem na bajce kopanie, ciaganie za wlosy, czyzby jakis zaczepny dwulatek z nami zamieszkal???

rano zalykales zlosliwie pudelko z mazakami, choc siostra jeszcze nie skonczyla pracowac nad swoim kotem.
pudelkowe zwierzaki wyszly z lamusa, czekaly na swoj dzien ze 2 miesiace? niemaz je zrobil jak byla z nami babcia?

wywrotki



















znaczy sie wrotki ;)
zosia wymysla rozne takie wrotko-podobne rzeczy i zaklada je na stopy. tym razem wyszly prawie jak prawdziwe, 2 podwozia samochodzikow z ikei, 2 gumki recepturki i poduszka bezpieczenstwa ;)

turkusowe play-doh


mnie nie lubi. to juz drugi raz mi nie wyszlo, wszytskie inne kolory wychodza, dac mu jeszcze jedna szanse? sama nie wiem, piekne jest. tym razem stwierdzilam, ze dam im takie jak wyszlo. dostali garnki, lyzki, chochelki, nasiona rozne, a skonczylo sie jak widac, zosia oczywiscie dala bratu pomysl na prace rekami. przy okazji moge zaprezentowac super fajoski, fantastyczny i w ogole cool fartuch w czachy, urodzinowy prezent dla adama od marty od serca ;)

piątek, 26 sierpnia 2011

matka natura sie na nas wkurza

i daje ostro o tym znac. ja sie jej wcale nie dziwie, bo my jej zupelnie nie szanujemy!!!
we wtorek doswiadczylismy trzesienia ziemi. ja oczywiscie nie mialam pojecia, ze to trzesienie ziemi, uswiadomila mnie dopiero mama. kolo 2 po poludniu rozmawialm z ola na skajpie, a tu nagle zaczelo hustac domem na boki, wstalam i zaczelam latac po kuchn probujac ustalic, czy to moja glowa, czy dom, ale dzwonienie szklanek i latajace obrazki zdecydownie wykluczyly zawroty glowy. potem pomyslalam, ze to od tego remontu na ulicy, jakies ruru wymieniali, a potem przyszlo mi do glowy gorsze, ze jestem w tym domu zupelnie sama, znaczy ja i dzieci tylko, jedni i drudzy sasiedzi na wakacjach, i tu pomyslalam przez moment, ze to moze zlodzieje rozwalaja zamek na dole i skoczylam do drzwi, zeby je pozamykac, zastanawaialm sie chwile, czy budzic adam i gdzies uciekac, ale tylko chwile, bo jak wiadomo, nie za bardzo lubie go budzic ;)
kolo 3 dowiedzialm sie, ze to bylo trzesienie ziemi, zaczelam wydzwawniac do niemeza i innych bliskich mi osob, ale telefony niestety nie dzialaly. ponownie sie wystraszaylam. przedziwne uczucie, siedziec przy kuchnnym stole i czuc jak caly dom sie husta, razem z obrazkami i kurtkami na wieszakach, i jeszcze te dzwoniace szklo...brrr...
ale matce naturze malo, zapowiadaja huragan na weekend, troche nam to plany krzyzuje, bo zaprosila nas w niedziele na obiad ania ;( mysle ze do spotkania nie dojdzie. ma jutra padac caly dzien, a wieczorem bardzo, no i w niedziel odwiedzi nas irena, huragan irena ;)
w sklepach takie kolejki jak 25 lat temu po cukier w 'samie'. chleba oczywiscie juz nie ma, baterii ponoc tez, wykupili tez salami wegierskie i ulubiona szynke z tluszczykiem, zwierzeta nie ludzie ;)

środa, 24 sierpnia 2011

pinczot ginczot

za nic nie moge zapamietac jak sie to pole namiotowe nazywalo...
zaliczylismy drugi kemping w tym roku, pewnie ostatni, bo wakacje sie pomalu koncza. tym razem warunki byly niemal luksusowe. do lazienek rzut beretem, nad jezioro tez, no moze troche dalej, ale dalo sie dojsc pieszo. prad prosze panstwa nawet mielismy! byla kawa z ekspresu na sniadanie, marshmallows z ogniska, kielbasa, ziemniaki, a nawet pieczony chleb z maslem tak po prostu. zip line, hustawka na drzewie, rowery, zabawa w podchody. chlopaki rabali drewno na wyscigi, widac bylo radosc w oczach jak cos wiekszego udalo sie pocwiartowac, ze nie wspomne o znalezieniu wiekszej klody w zaroslach i przytarganiu jej na pole namiotowe mimo ataku os. a w drewnie mieszkaly wstretne biale tluste robale, ktore sie bardzo moim malym robakom podobaly.
chyba juz zawsze bedzie mi sie kojarzyl z muzycznymi wspominkami. dzieki ifonom wieczor uprzyjemnili nam dariusz kordek, ktorego ja nie znalam, przy okazji powspominalismy serial 'w labityncie' byl duran duran i pet shop boys i dr. alban, dj. bobo ;) i wiele innych, i najwazniejsze a-ha, siedzi mi w glowie od jakiegos czasu ich piosenka o konczacym sie lecie, bo to lato na serio sie konczy i jak zwyke jest mi troche smutno...
a biwakowalismy tym razem z kasperskimi i barrymi ;) czyli magda dannym, zosia, ania i maksem.
to byl bardzo fajny kemping konczacy to najfajniejsze, pelne gosci lato












poniedziałek, 22 sierpnia 2011

mokry, slodki, leniwy
















tydzien za nami. odwiedzilismy marte, artka, olivie, olafa i emila (boze, ile wymieniania, dobrze, ze przynajmniej krotkie imiona maja ;)
wrocilismy cali i zdrowi, choc brak na nogach miejsca bez ugryzienia komara. marze o wlasnym domu i ogrodzie, tylko co ja bym z komarami zrobila, bo one nas zywcem zjadaly, calorodzinnie, a olivia i olaf mozna powiedziec nietknieci komarzym zebem...za gosci sie wzieli, naznaczyc chcieli, he???
piatka dzieci, kazde inne i na innym etapie, olivia zaczyna czytac, zosia uczy sie liter, olaf przygotowuje do pierwszych dni w przedszkolu (i wan
t to see that ;) adam uczy sie mowic, emil sikac do nocnika. pieknie sie razem bawili, parami, trojkami, czrorkami, piatkami ;)
zosia ma swoje sprawy z olafem, naprawiaja, gasza pozary, gotuja, z olivia malowala, mieszaly kolory, zosia bardzo urosla jak uslyszala od olivii: 'zosiu, jestes wspaniala artystka', bawily sie na strychu, byla zabawa w restauracje do ktorej dolaczyli wszyscy. dania byly niezwykle wymysle i wcale nie takie drogie. zosia bardzo sie ta zabawa spodobala i od 2 dni usilnie chce wziac od adama zamowienie na obiad, powiem tak, jest niechetny ;)
zosia chetnie przytulala sie do emila, chodzila z nim za reke.
adam najwiecje bawil sie z najmlodszym emilem, razem chlapali sie w basenie, jezdzili na slizgawce, walczyli o pily i wiertary ;) a z olafem czesto zasiadal do zepsutego
czerwonego auta, bawili sie razem w piachu. nie przypominam sobie, zeby bawil sie w cos z olivia ;)
wszyscu niejednokrotnie chieli jednoczescie sie hustac, czekali na swoje kolejki, minute, dwie, tysiac ;)
bylismy na 2 pobliskich palacach zabaw, no moze ten drugi nie byl az taki bliski, ale dalismy rade dojsc pieszo, a nawet przejsc przez dosc ruchliwa ulice. jedlismy codziennie lody, na patyku, w wafelku, pieklismy ciastka i ciasta, byl wypad na paczki, wizyta w bibliotece (no niesety, nasza wioskowa chowa sie przy tej o niebo...) a na koniec, a w zasadzie to pod koniec pojechalismy do sadu na brzoskwinie. niby nie mialo byc za goraco, ale jednalk bylo, brzoskwin do oporu, pomidorow tez, zabraklo wody do picia ;)
w czwartek w nocy przyjechal niemaz, ale dla dzieci dopiero w piatek rano ;)
nie bardzo sie o tate przez caly tydzien pytali, adam czesto mowil 'tata, maa???' na widok naszego auta zaparkowanego przed domem. ale jak go zobaczyli, to odkleic sie nie mogli, zwlaszcza zosia, jeszcze jej tak mocno przytulonej nie widzialam nigdy...


ja wrocilam wypoczeta, dotleniona z glowa pelna pomyslow.
dzieki marta za sniadaniowe rozmowy, popoludniowe slodkosci i wieczorne sprzatanie ;)
trzeba to bedzie kiedys powtorzyc, mozesz zaczac sie bac :)

piątek, 12 sierpnia 2011

zosia spiewa

melodie jakies takie swoje zmyslanskie, zazwyczaj w samotnosci, nigdy na zawolanie, trzeba sie skaradac i podsluchiwac:

jedziemy do olivii i nas nie bedzie, tra lalalala,
siedze sobie na lawce i czytam, albo rysuje i mam czas...

czwartek, 11 sierpnia 2011

mama bez serca

mam taki nieciekawy odruch, ktory nie bardzo moge opanowac, zawsze chce mi sie smiac, jak ktos sie nagle przewraca, potyka. moje wlasne dzieci nie stanowia wyjatku. wracalismy dzis wieczorem z apteki (odebrac benadry, adam ponownie ma pokrzywe) przejscie 2 przecznic tam i 2 z powrotem zajelo nam jakas godzine, zaliczylismy za to jeden 'murkowy' sklep z lodami i skok z kazdego murku, przy kazdym domu, temu kto nie byl u nas na wsi powiem, ze domy sa stawiane 'gesto' wiec i murkow cala masa, a skoczyc trzeba z kazdego...
tak wiec juz wracalismy i bylismy w polowie pierwszej przecznicy, kiedy to adam zatrzymal sie przy okienku z krasnalami, ktos taka sobie wystawke walna na piwnicznym parapecie, bardzo ja moje dzieci lubia, adam stana tak, ze zosia nic nie widziala, chciala go zbyt gwaltownie przesunac, zeby nie powiedziec, ze popchnela go, co by sie zasadniczo z prawda nie mijalo, w efekcie adam upadl i sie rozplaka, nie wiem czy bardziej z bolu, czy raczej zalu, wzielam go na rece i obracajac sie zobaczylam jak zoska sie potyka, zupelnie sama bez niczyjej pomocnej reki, niby nie poleciała bardzo, ale podnoszac sie zobaczylam otarcie na jednym kolanie w 2 miejscach, jedno wielkosci malego jaja, drugie takie normalne, na drugim kolanie tez normalne, zaczelam sie smiac, tak do nieba, zeby nie widziala, karma pomyslalam sobie, zosia sie skrzywila ale nie za mocno, zaczela isc, dluga sukienka zaslaniala rane. ciekawosc niestety zwycierzyla, zajrzala pod sukienke... a tam wiadomo, czerwona niespodzianka, ja dostalam spazmow, a zosia wpadla w histerie, krwi bylo sporo, nagle zaczela utykac sukienke podciagnela do pasa i tak jedni placzac, drudzy sie smiejac przeszlismy ostatnia przecznice.

wieczorne pokapielowe bieganie skonczylo sie dla adama fatalnie, ze spora predkoscia wpadla na rame od naszego lozka, w zasadzie to wyladowal na niej policzkiem. powiem tak, nie bylo mi do smiechu tym razem.

środa, 10 sierpnia 2011

zosia

marzysz o locie balonem, nie wiem skad to marzenie, moze z ksiazki o jelonku, a moze tak samo z siebie. wybralas niedwno z kolorowanki strone na ktorej dziewczynka leci balonem
up, up, and away! a ja na sama mysl mam ciarki na plecach...

wczoraj zapytalas czy mozg wyglada tak, jak by wycisnac paste do zebow, no tak wyglada, nie chcialas powiedziec skad ci to do glowy przyszlo. pojecia nie mam.

a w glowie ciagle cos ci siedzi, a to upragniony deszcz, wtedy byc moze kogos zaprosimy w odwiedziny, a to jakas piosenka, a to guma do rzucia. tak, to istna obsesja z tymi gumami. codziennie rano, szepczesz mi do ucha, ze chciala bys gume dostac...



masz pomysly na projekty, jednego dnia, jeszcze chyba byla u nas babcia, powiedzialas nagle, ze masz pomysl, zeby zrobic flage. bardzo mi sie ten pomysl spodobal, bo tak sie sklada, ze rzucilo nami po swiecie, wojek rafal z ciocia aga i julia w norwegii, babcia we wloszech, my tu, dziadki i ciocia ola w polsce. jest flag do zrobienia...

biegasz, ciegle biegasz, na placu zabaw, w domu z bratem, tata, w mejscu, podnosze cie do gory za rece a ty biegniesz w powietrzu, szybko, szybciej, jak najszybciej sie da, adamowi tez sie te smieszne biegi spodobaly, nauczyl sie i on.

straszna z ciebie chwalipieta, dzis rano stalas w kuchennym oknie i krzyczalas do adriana, ze masz nowy rozowy plyn do plukania ust, specjalny dla dzieci, o smaku gumy balonowej. nauczylas sie sama go odkrecac i zakrecac. pluczesz usta kilka razy dziennie. a adis na twoje chwalenie sie tym fantastycznie rozowym plynem, wyciagna z wozka banknot 5cio dolarowy i powiedzial ze go dostal od jezuska, no przebil cie o niebo ;))) malo sie bawisz z adrianem w parku, widac juz podzial, wolisz sie bawic z nowa kolezanka, ania, jak nie ma jej w parku smucisz sie, ale na szczescie nie za dlugo. no tak, adrian ciagle tylko o samochodach mowi, a ty wolisz zbierac kamienie i ukladac z nich sciezki, rysowac kreda, napelniac woda male baloniki, wisiec na drabinkach glowa w dol. patrze na ciebie i przypominam sobie, jak sama kiedys wisialam, robilam fikolki w tyl w przod, moze tez zulam gume? moze balonowa kulke, a moze donalda z historyjka w srodku???

polubilas guziki, dzieki ci boze, witajcie sweterki w szafie! nie lubisz bialego, twierdzisz ze bialy to nie kolor, bo jest bialy ;)

co jakis czas przypomina ci sie historia o basi i chlopcu z haiti. adam dostal od cioci oli na urodziny globus, szukamy na nim haiti, pamietasz, ze trzesie sie tam ziemia, pytasz, czy i u nas sie trzesie, przytulam cie mocno i mowie ze nie, na szczscie nie.


poniedziałek, 8 sierpnia 2011

adas


masz juz kochanie 2 latka, niewiele mowisz, ale wiesz czego chcesz, takich samych butow jak zosia, chcesz wieczorem lezec ze mna i zosia i sluchac o czym czytamy, dzis bylo o nusi i owcach, wytrzymales cala, co mnie bardzo zdziwilo, o nusi i losiach juz nie dales rady, ale ja ci sie zupelnie nie dziwie ;)
nie chcesz jezdzic w wozku, najlepiej na hulajnodze, pieszo, albo na zosi platformie przyczepionej do wozka.
twoim najlepszym kolega jest sasiad z dolu, olus.
dzis wieczorem miales do mnie pretensje, ze poduszka wyglada inaczej (zmienilma posciel ;)
nie potrafisz powiedziec zosia, ani nic podobnego, jedyne co ci wychodzi to 'ziii'. jednego dnia rano (ja lezalam i udawalam, ze spie) a wy w kuchni sie 'uczyliscie'. zosia mowila ci: 'adas, powiedz 'zi'
ty na to ' ziiii' a zosia 'brawo adam!!!'
i tak jeszcze ze 3 razy. za kazdym razem cie chwalila. jak tylko wstales (ja ledwo przytomna sciagnelam ci nocnego pampersa) zosia zapytala czy chcesz majtki i czy moze chcesz JEJ majtki, oczywiscie chciales ;) zalozyczla ci je jak nalezy, a potem sciagnela jak robiles siku na nocnik.

jestes niemozliwy w sklepie. w zwszlym tygodniu zabralam was na zakupy do polskiego deli, bez wozka. musialam bardzo szybko wychodzic, nawet nie wiem ile bulek dotknales, jedna ugryzles i ta kupilismy, a tak w ogole kto to widzial trzymac pieczywo na tak niskich polkach!!!
w wiekszych skelpach lubisz sie chowac, wychodzic, wcale ci nie przeszkadza, ze nas nie widzisz. doprowadza mnie to do szalu.

lubisz ogladac bolka i lolka, calkiem jak twoja siostra w twoim wieku, poza tym thomas tez jest ok, elmo i george.

ulubione ksiazki? hm, to sie zmienia caly czas, ale lubisz bum, bum, bum o gorylach i kumie, o meli na rowerze i o biedronce, a no i kicie kocie polubiles ostatnio. czesto siadasz i ogladasz ksiaki sam, dosiadasz sie do zosi, albo ona do ciebie, siedzicie sobie razem i ogladacie.

lubisz sie bawic samochodami i pociagami, jezdzic na plazmie, gotowac, rzucac pilka. no i bierzesz udzial w wiekszosci wymyslonych przez zosie zabaw.

lubisz sie przytulac i rozdawac buziaki, co mnie bardzo cieszy, bo dostac buziaka od twojej siostry nie jest latwo, tak powiem. nie pozwalasz mi spiewc, krzyczysz gosno: 'nie mama, nie!'

masz burze kreconych wlosow po mnie i szelmowski usmiech po tacie. do kogo jestes podobny??? hmm, zdania sa podzielone, napewno nie do siostry ;)


środa, 3 sierpnia 2011

newport

z bostonu pojechalismy do newport, nie na miasto tym razem, tylko na plaze. troche za dugo tam posiedzielismy, ale zosi tak sie podobalo, ze az zal bylo sie zbierac. na widok plazy zaczela krzyczec w aucie, ze che JUZ wysiadac!!!!
adam nie chcial mi dac reki biegnac do oceanu (ma tak ostatnio w zwyczaju, krzyczy JA!!! I wyrywa sie). skonczylo sie jak mozna sie domyslic, maciupka fala podmyla go i polecia jak dluga. to bylo pierwsze i ostatnie zetkniecie z tym zywiolem. nie za bardzo mu sie tez podobalo jak ja weszlam do wody, ze o tacie i zosi nie wspomne.




















na szczescie zabawa piaskiem zupelnie mu wystarczyla, sypanie rozlozonej na kocu cioci oli najbardziej.
po plazy (ciagle bylo nam malo) poszlismu jeszcze przejsc sie po slawnych klifach. slonce juz zachodzilo. adam zasna w drodze i zostal brutanie obudzony na miejscu. na szczescie bylo truskawkowe mleko na poprawe humoru.

mozna tymi klifami isc i isc bez konca, tak tam pieknie, az sie czlowiekowi przypomi, ze trzeba ta sama droga wrocic...


boston dzien drugi

rano sniadanie w MCgigancie, czyli donaldzie. potem na miasto. niemaz mial kilka rzeczy w planie, nie udalo sie tej ostatniej zalatwic znaczy zobaczyc. duuzo chodzenie i bez tej atrakcji. tym razem bylo dosc upalnie, ochlodzilismy sie w mega wielkiej fontannie. adam niestety ta atrakcje przespal.

lunch tym razen z whole foods, o zgrozo...
potem do auta na dalszy ciag wycieczki...

boston dzien pierwszy

decyzja o wycieczce zapadla nagle. niemaz powiedzial, ze wzia wolny piatek, a ze boston chodzil nam po glowach od jakiegos czasu, zebralismy sie i pojechalismy.



















wyladowalismy w bardzo 'fancy' hotelu w centrum miasta. dziekowalam bogu, ze nie spakowalismy sie do 3 ikei, tylko w 2 walizki i jedna ikee. bagaze pojechaly do pokoju na wozku, sporo tego bylo, chco wyjazd byl z jednym tylko noclegiem. w piatek pogoda pieknie deszczowa. na wieczor przydaly sie dlugie rekawy. ach, jak przyjemnie bylo sie w cos z dlugim ubrac!

duzo tam zieleni, fontann, skwerkow, jest gdzie pobiegac, wyszalec sie, pojesc trawy ;)



boston to takie europejskie miasto z waskimi brukowanymi uliczkami, niby rynkiem z restauracjami i sklepikami. tam wyladowalismy wieczorem. po wielkich lodach coniektorzy bardzo duzo energii mieli




















przydaly sie dwa wozki. plan zjedzenia kolacji poki adam spi nie wyszedl, bo obudzil sie zanim kelner przyniosl nasze 'wykwintne' hamburgery. nie moge sobie wybaczyc, byc w bostonie i nie zjesc ryby, ze juz o homarze nie wspomne...
a tak w ogole, zapomnielismy, ze to byly adama urodziny...