piątek, 17 lutego 2012

jessie bear

to kolejna ksiaka, po dosc dlugiej przerwie, jaka udalo sie nam przerobic. troche sie zniechecilam, bo sa to ksiazki po ang, a zosia prosila mnie o czytanie po polsku, co nie jest rzecza latwa, ze nie wspomne o tym ile tekst na tym moim tlumaczeniu traci....no  tu nie bylo zadnego ale, powiedzialam, ze to ksiazka napisana wierszem i nie da sie ot tak na polski przetlumaczyc. czytalam i zagladalam na nich, zosi usmiech z buzi nie schodzil. znamy prawie na pamiec. poznalismy calkiem sporo nowych kwiatow: powoj , piwonie, szalwie ogrodowa (zosia rozpoznala roze i mlecz a pamietala z nazwy piwonie, nie kwiat, tylko ksiezniczke, piwonie nadasana ze smiesznej nowej ksiazki o ksiezniczkach i smokach, ucieszyla sie bardzo, bo nadasana piwonia to jej ulubiona ksieniczka), ubieralismy kartonowe misie w filcowe ubrania, szukalismy misiow ktorych w ksiazce nie brak, szukalismy milosci ktora widac na prawie kazdej stronie, no moze nie na tej, gdzie jessie na glowe ryz rzuca ;) troche lepiej idzie nam wieczorne sprzatanie pokoju (dla zosi to czesc wieczornej zabawy idzie i z mala pomoca adam sprzata caly pokoj, serio! i wszystko odklada na miejsce, potem wola nas i podziwiamy. ale najbardziej podobalo sie zosi robienie dywanu, najpierw podobnego do tego, ktory jessie ma w kuchni, a potem to juz nie dalo sie ich zliczyc, 3 dni namietnie je robila. 








Brak komentarzy:

Prześlij komentarz