środa, 20 czerwca 2012

zrobilo sie gorrraco

w sklepach czeresniowy  wysyp, i zosia i adas bardzo je lubia, adam nauczyl sie ladnie jesc, dzis specjalnie (moim zdaniem) polkana pestke, pozwolilam sobie na moj standardowy zart, ze teraz wyrosnie mu w brzuchu czeresnia (ten sam moj zarcik doprowadzil kiedys zosie do lez) adam natomiast zacza sie cieszyc ze tak i bedzie wielka i przez to on tez bedzie wielki jak ta czeresnia. nie powiem chlop jak dab z niego, tylko te loki ;)




wielkimi krokami zbliza sie koniec przedszkola. przyczepka ktora wozilam dzieci do przedszkola caly rok jest mocno zdezelowana, ale dalismy jakos rade, pamietam jak mocno sie martwilam, ze to daleko, ale jakos przezylismy. i jak to przy koncu zrobilo sie troche smuto, mimo tego, ze nie bylo to takie przedszkole o jakim mozna pomarzyc, z drugiej praktyczniej strony bylo darmowe ;)
w piatek ostatni dzien, uszylysmy z zosia dla dzieci pozegnalny prezent, maciupki notesik, cala gore notesikow, bo dzieci w przedszkolu dwudziestka. przy okazji znalazl sie sposob na pozbycie sie gory malych olowkow ktore zosia namietnie zbiera. wiekszosc z ikei, czesc z biblioteki. a przy okazji szycia notesikow, udalo mi sie przeszyc sobie palec, tak, ja mam tego typu zdolnosci...
dla pan posadzimy jutro bazylie, moze zrobimy katrki... pozegnamy sie z przedszkolem i przywitamy wakacje.



a jak sie zaczynaja wakacje, to wiadomo kto ma swoje swieto. jutro oli urodziny, miec urodziny w pierwszy dzien lata to dopiero gratka. moja mala siostra konczy 30  slowinie trzydziesci lat. a tak niedawno zakladala mamy biala koszule, zapalala swieczke i uzadzala w domu droge krzyzowa, teraz mysle ze to bylo troche niebezpieczne ;) a skad mama miala ta koszule???? albo pamietam jak udawalysmy, ze gramy na pianienie przy meblach, jak sie szykowala na kolejny rok szkolny, choc wakacje dopiero sie zaczely, obkladala ksiazki i zeszyty, wszystlo zawsze musialo byc bardzo rowne, dobierany na glowie, skarpetki na nogach, sznorowki w butach. tak, zdecydowanie i po cioci oli cos zosi skapnelo :)

 wszystkiego najlepszego ola, kochamcie bardzo
dziekuje ze jestes

zolty twardziel

zadanie polegalo na przebiciu balona (bez uzycia ostrej broni)








mimo wysilkow i wielu pomyslow nie udalo sie, nawet wspolnymi silami, olus bardzo prosil, zebym usiadla na balonie, ale nie dalam sie namowic
najsmieszniej bylo jak na niego skakali. na koniec to w ogole znikna, schowal sie za pufa w kuchni, chyba mial dosc chlopakow, druga tura dzis w wannie, moze zosi sie uda ;)

poniedziałek, 18 czerwca 2012

muzycznie

najpierw wspomnieniowo
coniektorzy mysle pamietaja ;)
niemaz zapytal o piosenke 'jakis puli'
nie bardzo pamietalam o kogo chodzi
sam znalazl, jak by powiedzial 'ptaszki' to bym od razu wiedziala o co chodzi ;)

http://www.youtube.com/watch?v=IrXSlFi_l68

a ta juz nie taka nowosc od pani moniki siedzi mi w glowie:

http://www.youtube.com/watch?v=NlSm_JL1das


dzien taty

jak i mamy zawsze w niedziele.
a jaki jest wasz tato?
smieszny
szlony
lubi sobie pozartowac, ale gadula to on nie jest
lubi nieoczekiwanie i bez ostrzezenia zasnac o kazdej porze dnia, nawet jak mamy gosci ;)
lubi szykowac filmy, ktore potem sama ogladam, bo on zasypia, na drugi dzien tylko pyta czy dobry byl?
jest od wykonywania wszelkich projektow, ktore mi w glowie zaswitaja
dzielnie nosil majtki, ktore sama uszylam, coz maja jakis defekt golym okiem niewidoczny, ale dajacy o sobie znac w czasie noszenia ;)
jest od kupowania sokow z dziubkiem
spontanicznego zapraszania bardzo milych gosci, ktorym nie straszna gora prani i taki tam ogolny balagan ;)
od pocieszania w tych najsmutniejszych momentach
od najglosniejszych wybuchow smiechu na lozku w sypialni
od skokow, karuzel, samolotow i tym podobnych na ktore patrze ze strachem w oczach, ale wiem jak sa dla was wazne
no i od kolorwania, bo z tata najlepiej sie koloruje gdyby ktos nie wiedzial ;)


co my bysmy bez niego zrobili????


czwartek, 14 czerwca 2012

tydzien

 jeszcze nie mina, ale juz wiadomo, ze weekend bedzie krotki, albo raczej dlugi, niemaz zapowiedzial, ze w sobote bedzie pracowal, choc w zeszla byl w pracy i wypadalo by miec wolne, i nastepna tez, tu sie krzywie, bo to zdecydowanie lekka przesada pracowac 3 soboty z rzedu...
a za nami dosc hmm, niefirtunna niedzielna wycieczka na governor's island, bylo garaco, bardzo goraco. wyspa ma charakter, ze tak powiem artystyczny, sa tam roze wystawy sztuki wlasnie jakiej? bo ja sie nie znam, ale chyba mozna powiedziec ze awangardowej? byl np pan ubrany w kilka biustnoszy z czego jeden mial zapiety ponizej pasa, miseczki na posladkach, a na tych biustonoszach cala masa kolcow???? byla pani ubrana w kawalek bialej dermy, stala na podescie i mozna bylo ja malowac, znaczy i pania i derme. zosia sie nie odwazyla, pomalowala tylko kawalek trenu jej sukni. byla karuzela na 2 dzieci, w szczerym sloncu na samym srodku laki. byla zepsuta maszyna do lodow, znaczy sie moze wcale nie byla zepsuta, ale wole myslec, ze to maszyna zawiodla, a nie brak mojej i ani wiedzy na temat kupowania produktow w automatach, ze juz nie wspomne o magicznym stukaniu karta, bo nie wiadomo bylo gdzie ja wsadzic...
byl trawnik z bialej pianki, szachownica z figurami w ksztalcie dloni? tak, raczej tam nie wrocimy...



a ci panowie na szczudlach, to akurat fajnie grali



artysta ;)


ale o co chodzi?



 adam nauczyl sie kopac pilke, znaczy sie lat po boisku i kopie ja przed siebie, czyzby transkontynentalny wplyw euro?
zosia nauczyla sie wspinac na rozne wysokie drabinki, codziennie wymysla nowe figury, cieszy ja to bardzo



adamowi tak srednio szlo ;)


marta zrobila nam smaka na czekoladowe play-doh. wiec i my zrobilismy. bardzo apetyczne musze przyznac. az sie nam prawdziwych czekoladowych ciastek zachcialo, ale niestety ktos zepsul mi wage, ponoc krasnoludki, wazyly sie nawzajem i zepsuly...z ciastek nic nie wyszlo, bo ja na oko nie potrafie piec ;(



a dzis w drodze z parku kupilam w lumpeksie perelke, znaczy sie ksiazke, the 12 days of christmas roberta sabudy, za 2 dorary!!! to sie nazywa okazja!




bylo kilka nowych dan na stole
farfalle w sosie carbonara, no nie dalam rady, musialam sobie i adamowi swiezych pomidorow dorzucic, a na drugi dzien jak to powachalam, to o malo nie zemdlalam, mialam wrazenie ze patelnia na amen mi tym sosem przesmiardla...
ale byla tez pyszna zapiekanka z lososiem jamiego olivera:


ola by pewnie padal z oburzenia, w sklad przepisu wchodzi poltorej szklanki 'light cream' najpierw odmiezylam zwykla smietane, a potem cos mnie tknelo, ze moze chodzi o kremowke? odjelam czesc smietany, uzupelnilam kremowa i wyszlo przepyszne, a co to jest light cream dalej nie wiem.

zrobilam swoj pierwszy apple pie, ola sie ze mnie smieje, ale to nie jest jakis tam placek jablkowy, to jest apple pie, kwintesencja amerykanskosci w mim wykonaniu ;) nie pominelam (co mi sie zazwyczaj zdarza) sporej ilosci soli w ciescie. i dobrze, dzieci od razu wyczuly, 'mmmm, mamo dobre to slone ciasto!' i byly pyania po co naciecia i skad para i dlaczego moze wybuchnac jak wulkn ;)

jednego dnia odwiedzilismy slowakow, czyli riska i jakuba, na dworze lalo, ale stwierdzilam, ze tak szybko ostatnio nam sie w tamte rejony jezdzi, ze moze i tym razem dojedziemy w 15 minut? jak bardzo sie pomylilam, podroz zajela nam dobra godzine, na drugim przystanku zosia miala kryzys, bo ilez mozna skakac po kaluzach i spierwac piosenki i chodzic po murku???? znalazlam w torebce male balony, dmuchalismy je i siadalismy na nich, az wszyscy przystankowicze zagladali co tak strzela ;) a u lucji porzed domem rosna wisnie, calkiem juz dojrzale. alez mi smakowaly, 10 lat ich nie jadlam! takie mokre od deszczu, mmm. adam skosztowal i zacza od razu pluc, niedojrzale, krzyczal po swojemu.

a moja mama przypomniala mi ze to juz 10 lat, okragle 10 lat emigracji...
5 mieszkan (wszystkie 5 do bani, ha ha ha)
2 prace (nie licze tego jednego dnia w deli, za ktory nikt mi nie zaplacil)
2 koty, z czego juz tylko 1 zostal
2 najukochanszych amerykanskich dzieci
1 polski niemaz
miliard zdjec
cala glowa planow na przyszlosc, marzen jak to kiedys bedzie ;)

kiedys przeczytalam, ze warto napisac swoje marzenie, ze to pomaga w spelnieniu, raz kozie smierc, napisze!
marze o domu oczywiscie ;) na wsi, z ogrodem i hustawko na drzewie. z czerwonymi drzwiami i meblami ze skrzynek po jablkach. zeby byl stary, zeby mial dusze. w oknie rosly pelargonie, zeby w doniczkach pachnialy ziola, zeby rosly tam drzewa owocowe, krzaki porzeczki i agrestu. zeby byl pelen weekendowych gosci, zeby przyjezdzal do dzieci dziadek z babcia i ola z kuba. zebym mogla zrobic im apple pie, taki prawdziwy amerykanski, zebym mogla zobaczyc, przytulic tych wszstkich za ktorymi tak strasznie tesknie...no i sie rozbeczalam, wiedzialam, ze tak bedzie...



wtorek, 12 czerwca 2012

szyje

a w zasadzie to przerabiam, jak ten fabian kowalski co robil wycinanki z firanki, zamiast wieczorne lekcje odrabiac, szukam co by tu jeszcze przerobic, przyszyc oderwany wieszaczek od recznika, zszyc porwana torbe na zakupy (a potem ja zgubic po drodze...) uszylam zosi spodnice z mojej starej bluzki, podkladki do jedzenie z kuchennych sciereczek,  najlepiej ida mi przerozne girlandy, pomyslow na kolejne nie zlicze...
w sobote uszylam z dziecmi przytulanki wedlug ich walsnego wzoru, adam narysowal rainbow potwora, a zosia zosie oczywiscie. wieczorem uslyszalam cos nad czym caly czas pracuje, i to byl ten najlepszy prezent dla mnie te slowa zosi. ze fajnie jest cos samemu zrobi a nie kupic bo jak sie zrobi samemu to to jest duzo fajniejsze niz kupione. 
kolejnych kilka projektow mam w glowie, ale wczesniej wizyta w sklepie z materialami.




a to domowe ptasie mleczko z przepisu cecylki knedelek, pyszne, naprawde, pod talerzem podkladka z ikeoskiej sciereczki ;)


piątek, 8 czerwca 2012

pytania

ostatnio sasiadka marta ma sporo lekarskich wizyt, pomagamy jej jak mozemy wiec i adriam i olus dosc czesto u nas bywaja, roznie bywa, raz lepiej, raz gozej. wczoraj byl lylko adrian. oni jedli deserowe chrupki we wszytskich kolorach teczy, a ja zadawalam pytania:

jaka bajkowa postacia chcieli byscie zostac?
adam: bolkiem
zosia: wampirem
adrian: jezuskiem ;)

ulubione sniadanie?
adam: pizza ;)
zosia: placki
adrian: ciagnie historie o jezusku, ktory ma skrzydla...

gdzie byscie chcieli pojechac na wakacje?
adam: do alicji
zosia: na kemping
adrina: do cioci justynki (dobrze, ze nie do jezuska ;)

co do picia zamiast wody?
adam: sok pozeczkowy
zosia; sok z babelkami
adrian: woda z lodem

cdn


kolorowa rozmowa

siedzimy sobie na lawce w parku zajadamy jablka, ja i adam, zosia lubi byc czsami z boku, siedzi w wozku.
mowie adamowi, ze odwiedzi nas dzis ewa. adam do mnie wtedy:
'tak, mas dugie losy, tsa obsiac, tak'
nie adasiu, wlosy w sumie dlugie, ale nie obciac tylko zrobic nowy kolor'
adam super powazny:
'blue?'
'cha cha, nie, nie blue, cha cha...'
'green?'
;)))))))))

poniedziałek, 4 czerwca 2012

dzien dziecka

u nas w domu w dzien dziecka, nie trzeba bylo sie wieczorem kapac miedzy innymi przyjemnoesciami ;)
w tym roku na zyczenie:
goscie (jakub i risko nad odwiedzili)
na kolacje lody
na obiad makaron z rybka
na sniadanie podjadanie masla bez ograniczen ;)


zabawa otwieraczem do puszek w dowolnej pozycji:

 balony


karuzela