czwartek, 6 września 2012

cicho tu ostatnio bylo

bo nas w domu nie bylo. a gdzie bylismy? prawie wszyscy czytajacy wiedza. no moze nie ci z lotwy i rosji, ale wiekszosc raczej tak. tak mnie zastanawia, kto to i po co z tej rosji do nas zaglada. nikt ze znajomych tam nie przebywa, hmmm...cos bede musiala z tym fantem zrobic.
a wracajac do naszej nieobecosci, to bylismy na bardzo dlugich i milych wakacjach u panstwa kasperskich, ktorzy to po raz juz 3 nas tak dlugo goscili.
pogoda byla swietna. marta dbala o codzienne rozrywki, nie bylo dnia bez wyjazdu, nawet bez foltelikow, zupelnie wbrew swoim zasadom, 2 dni cala bande wozila. bo banda to to jest, uwierzcie mi!
a bylismy w tylu fajnych miejscach . w bibliotece, ktora sie do naszej wiejskiej niestety nie umywa, na zakupach.
w sadzie na brzoskwiiach, daleko, az w pensylvanii, bladzilismy, jechalismy po ''kwiatkach' az w koncu dotarlismy do sadu, zaparkowalismy miedzy drzewami i poszlismy zbierac brzoskwinie, soczyse, idealne. wszyscy bardzo mocno sie w zbieranie wczuli. obawialam sie ze wydamy na nie fortune, ale bardzo mily starszy pan skasowal nas 2 dolary, za 2 kosze!!! potem jeszcze wstapilismy do sadu na sliwki, i tu niespodzianka, jedne zupelnie przedojrzale, a drugie twarde jak kamienie. no ale zebralismy koszyczek, zeby nie bylo, ze na sliwkach nie bylismy. pamietam jak jedego roku przeszlo 20 lat temu najadlam sie takich kwasnych zielonych wegierek, oj slono za lakomstwo zaplacilam...
a wracajac z wycieszki napotkalysmy przy drodze kosz pomidorow z napisem FREE!!! i to byly DOBRE pomidory, zolte i czerwone, prZesmaczne i przepiekne.
tak, to byla ta najfajniejsza ze wszytskich wycieczka.
bylismy tez w zoo, na czytaniu w lesie i lesnym placu zabaw, a na koniec nad znana juz nam rzeczka.
a jak bylismy w domu krolowaly zabawy z woda i blotem, prawda. basen, hustawka, kopaanie w ogrodku i nie tylko, przebieranki, wspolne posilki, ktore marta ma troche inaczej niz u nas w domu rozplanowane, ale wszyscy bardzo dobrze sie do tego dostosowalismy i zasadniczo nikt przy jedzeniu nie marudzil. no, moze raz adam zalatwil niedzielny rosol, bo nie przepada za tym krolem wszytskich zup. musialam mu ja zabarwic na czerwono i wtedy kazdy chcial, a jak wiadomo, jest to rzecz nieodwracalna, jak komus jednak farobowany rosol nie posmakowal. jednego dnia byly zasmazane buraczki ktorych nikt z moich nie chcil skosztowac, a jak juz skosztowali to cala miske zjedli i zosia poprosila mnie, zebym na nie przepis od marty wziela!
a te przemile wakacje zakonczylismy huczna impreza z okazji hmm, wielu okazji, przede wszystkim mina rok odkad smutny opuszczony domek odzyl i zostal pokochany przez rodzine kasperskich, minelo tez 10 lat od slubu marty i artka, a jeszcze do tego byly urodziny glowy domu.
mimo tego, ze raczej sie przed ludzmi chowalam (ten typ tak ma) i wolalam spedzac czas na donoszeniu, zabawie z dziecmi, to kilka osob mnie dorwalo. jeden sasiad zapytal sie doslownie 'what do you do for fun?' a mnie zatkalo, bo nie zastanawialam sie nad tym glebiej. moj caly dzien to prawda zabawa i zazwyczaj bawie sie kazda chwila, staram sie przynajmniej.

i jeszcze zdjecia:

farmer adam
 w ogrodku:
 zbiory:
 milosnik pomidorow:
 nierozlaczna para mieszana:
 przedstawienie:
 superhero:
 to the rescue!
 a ta panna sie nie lubi przebierac, jak wszyscy sa przebrani ;)
 ence pence w ktorej rece?
 czary, mary, hokus pokus, w zadnej, bo pod peleryna ;)
 kalafior, maslo i bulka, mmm:
 bloto:
 tak, na nogach sa kroksy, serio! jasno zielone!!!
wspolpraca:
 nawet do zdjecia sie zalapalam z synkiem ;)
 glowa i rece domu ;)

DZIE-KU-JE-MY!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz