niedziela, 9 września 2012

mialo nas nie byc

ale jestesmy ;)
znaczy mielismy byc na wakacjach w tym tygodniu, ale odlozylismy wyjazd na nastepny tydzine, troche zmeczeni bylismy po ostatnim kempingu.
a na kempingu bylo jak to na kempingu ;)
chyba kazdy z nas ma tam swoje ulubione zajecia. zosia i adam uwielbiaja kapac sie w jeziorze i juz nie ma, ze mama nie bardzo lubi sie moczyc, musze wchodzic bez gadania, bo towarzystwo lubi na glaboka wode sie rzucac. niemaz to chyba jezdzi po to, zeby sie narabac. drewna narabac znaczy sie ;) tak, rabanie, pilowanie, to lubi najbardziej, pewnie jak bym zapytala to by zaprzeczyl, ale ja widzilam, ten blysk w oku, to mile zmeczeie i radosc ze znalezionego pniaka. ja lubie nocne odglosy cykad, poranne cwierkanie ptakow no i kielbache z ognicha. a kulinarnie bylo tym razem bardzo ciekawie, bo pojechali z nami sasiedzi z jamnikiem, nie jamnika nie kosztowalismy;) bylo za to duzo miecha wszelakiego, najpierw takie cienkie steki, potem cos wieprzowego, a na pozegnanie wielgachne steki wolowe, bez soli, bez pieprzu, najlepsze jakie w zyciu jadlam, a do tego najlepsze pod sloncem ziemniaki, bo z ogniska i kukurydza upieczona w lupinach. myslalam, ze nie zasne z przejedzenia.
a pies sasiadow, max, okazal sie byc wilka atrakcja, mozna go bylo prawda dokarmiac praktycznie wszytskim, no i wyprowadzac na numer 2, bo lubil sobie najpierw pozadnie pochodzic, a potem ow numer zabieralismy do woreczka i adam wreczal go bognie krzyczac glosno 'prezent'. no i jazda pojazdami, zosia i adam na rowerze do odpychania, takim bez pedalow, jezdzili jak szaleni, a ja jednego dnia zawiozlam nas wszytskich samochodem nad jezioro, tam i z powrotem ;)

nad jeziorem zosia namowila tate na wypozyczenia kajaku, i to byl DOBRY pomysl. okazalo sie, ze pomyslodawczyni sie troche boi, zeszla, wsiadl adam, poplyneli dosc daleko, na szczescie wrocili po siostre, ktora sie przelamala i poplynela, nawet poprosila o wioslo i wioslowala.

chetnie bym czesciej jezdzila, ale pakowanie i rozpakowywanie tego calego majdanu 4 razy (z domu do auta, z auta na kepnig, z kempingu do auta i z auta do domu...) jest poprostu straszne, zwlaszcza, ze z roku na rok, coraz mniej miejca wydaje sie byc, w aucie, czyzby sie kurczylo na starosc?????
;)
z marshmallows bylo jak zwykle, wikszosc zjedzona na zimno, choc z ogniska bardziej mi smakuja


 zimny lokiec ;)






 

1 komentarz:

  1. Moj blog szkolny, jak chcesz to mozesz sobie poczytac:
    http://juliazofiaa.blogspot.no/ :-)

    OdpowiedzUsuń