sobota, 10 listopada 2012

co slychac? czyli wszystkiego po troche...

adam wszedl w okres cytowania bajek i ksiazk, ktore akurat sa u niego na topie. a na topie juz od jakiegos czasu sa u obojga pingwiny z madagaskaru (strasznie trudne to slowo!) tak, wiem, to nie jest koniecznie bajka dla dzieci, moze nawet bardziej dla doroslych, nie ogladalam, ale czesto slucham jak jedziemy autem i smieje sie na glos nie raz. w domu bajek raczej nie ogladamy, znaczy nie ma bajkowej rutyny, adam czasem zapyta, ale juz nie pada twarza na podloge, jak uslyszy , ze bajki nie bedzie. rano nie ma na nia czasu, bo zanim zagonie coniektorych do lekcji, to robi sie 11!!! ze coniektorzy sa ciagle w pizamach, tego w ogole nie powinna pisac, zeby umyte??? no nie zawsze, ale jak widze, ze adam zasiada z jakas gruba ksiaga, porywam zoske i robimy czytanie, bo to najwazniejsze lekcja dania, dla mnie. nie dla zosi. przechodzi ponowny kryzys. wiem, ze ma to po mnie...boi sie nowego, nieznanego, zaczyna plakac. rozumie, ze to czytanie jest dla niej podwojnie trudne, bo mimo tego, ze bardzo duzo rozumie, i coraz ladniej i swobodniej mowi, to nie jest jej pierwszy jezyk. ale warto bylo zaczac, nie zaluje nawet przez cwierc sekundy. jestesmy razem caly dzien, doslownie caly dzien. jakos nie mamy siebie jeszcze dosc, ale zima bedzie ponoc dluga i mrozna, wiec kto wie co nas jeszcze czeka, na pewno wroca do grafiku bajki niespodzianki ;)

a wracajac do bajkowych cytatow, zoska przez sen gada: 'nie tykac stopy, nie tykac' adam na sniadanie prosi: 'banana w ciescie bez ciasta' i inne rozne, ale nie za bardzo teraz pamietam. niemaz cwiczy sie w julianskim akcencie, idzie mu calkiem niezle, coraz miej slychac w nim gumisia. razem wyliczaja wszystkich julianow, ktortch znaja, julian tato bianki, adam ma w przedszkolu klege juliana.
a jeszcze z innej beczki, choc pewnie tez to gdzies uslyszal,, przyszedl do mnie jednego dnia w tym tygodniu, przytulil sie powiedzial: 'jestes moim najlepsym psyjacielem!' czy mozna prosic i cos piekniejszego?????? aczkolwiek, mysle ze to tez tekst z pingwinow ;)

przerobilam z zosia prawie 30 ze 100 lekcji czytania. powoli zaczyna czytac bez dotykania liter, na razie na glos, ale od przyszlego tygodnia zaczynamy czytac najpierw w myslach, a potem na glos.
potrafi przeczytac dwuzdaniowa historyjke: this ant is fat. it can sit and eat. rozumie co czyta, ale na pytania o tresc odpowiada pojedynczymi slowami, rzadko calymi zdaniami. do konca zycie nie zapomne jak jednego dnia, jakis czas temu, usiadla z ksiazka do czytania zanim zaczelysmy lekcje i przeczytala : sam is sad. lzy stanely mi w oczach.  no bo to jest tak jak w tej rekamie:
ksiazka do nauki czytania? 20 dolarow
zlew pelen naczyn? sie umyje
totalny balakan? nieistotny
uslyszec pierwsze samodzielnie przeczytane przez dziecko zdanie? bezcenne

ten rok to prezen od mnie dla zosi, bo ja nie lubie miec balaganu, nie lubie miec zlewu pelnego naczyn, ale lubie siedziec z nia na kanapie, i czytac jej o karusi, lubie jak razem malujemy koty, lubie miec ja przy sobie, jeszcze troche, ten jeden ostani rok zanim rozwinie skrzydla i odfrunie gdzies daleko daleko. ale wiem, ze bede szczesliwa, jak ona bedzie szczesliwa.

no dobra, juz nie smuce, bo ja przeciez mialam napisac, ze u nas byl juz pierwszy snieg!!! i to byl ten fajny snieg, mokry, idealny do lepienia. w srode zaczelo padac, wieczorem wszystko bylo :'calkiem zupelnie biale!' niemaz zabral dzieci na dwor, adam wytrzymal jakies 10 minut, troche sie zalamalam jak go zobaczylam, ale pomogl mi dokonczyc kolacje, zosia w tym czasie szalala na sniegu z tata, nic jej nie przeszkadza, ani mokre skarpety, ani zlodowaciale rece. we czwartek juz nie padalo, za to bylo bardzo bialo. zaprowadzilysmy adama do przedszkola mimo podejrzenia o zapalenie spojowek, ekhm, ekhm, no ale poprzedni tydzien szkola byla zamknieta, a we wtorek go nie zaprowadzilam, myslac ze szkola jest zamknieta z okazji prawda prezydenckich wyborow, no pomylilam sie grubo, bo to szkola prywatan nie panstwowa i wybora ja nie obchodza...tak wiec chcial nie chcial, a NIE chcial, poszedl. tak sobie mysle, ze to najbardziej chodzi o to rozstanie, bo z przedszkola wychodzi usmiechniety, opowiada rozne rzeczy, spiewa piosenki, mowi wierszyki. tylko ciagle twierdzi, ze nikt nie che sie z nim bawic ;)

a dzis jest sobota (pracujaca dla niemeza). dawno nigdzie z dziecmi nie bylam, na rzadnej wycieczce. wiec zabralam ich dzis, do.....CENTRUM HANDLOWEGO.....wycieczka przebiagla dosc sprawnie, wydalam mnustwo pieniedzy, na siebie i dzieci, nic na niemeza, prawda, mam mnustwo rzeczy do oddania, ale to dobrze, bo oznaczy ze pieniedzy wydalam troche mniej, chyba ze niekoniecznie, bo bede to musiala oddac, a jak bede oddawala, to pewnie cos innego kupie...no coz, wypadalo by sie przyznac: KOCHAM ciuchy...
ualo i sie zgubic i znalez adam zimowa kurtke, adamowi udalo sie w polowie zakupow zasnac w wozku, alleluja! potem udalo sie nam przedostac na drugi koniec swiata do toalet, wszyscy sie wysikali, prawie wszyscy umyli rece i poszlismy na przepyszne lody, a potem na dwor na plac zabaw. pogoda piekna, cicho, cieplo, pusto. zapomnialam napisac, ze wyladowal mi sie telefon i musialam nieznajomych prosic o wykonanie niezwykle waznego telefonu do niemeze, informujacego go, ze czekamy na niego na placu zabaw kolo centrum handlowego. tak, to byla dluga wycieczka, ale do powtorzenia, no moze niekoniecznie w najblizszym czasie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz