wtorek, 22 października 2013

3 wspanialych

muskularnych ;) adam i sasiedzi z dolu, adrian i olus.



przychodza nas odwiedzic czasami i jak zglodniaja prosza o cos 'healthy' czyli zdrowego. powinnam im wyjac pudelko szpinaku nie, albo lepiej jarmuzu!!!! ;) od jakiegos czasu chodza z rodzicami na silownie, znaczy cwicza rodzice, a dzieci bawia sie w 'przechowalni'. dolaczylam do nich i ja. ciekawe jak dlugo potrwa ta przygoda, 2 lata temu nie pociagnelam za dlugo. teraz wyglada to duzo lepiej, ale roznie bywa, wiec nie bede zapeszala ;) mowiac silownie, nie mam na mysli ani biezni ani podnoszenia ciezarow, o nie nie, nawet zumba jakas dla mnie za nudna, najfajniej jest na pilates, moze nie za szybko, ale zdecydowanie intensywnie ;)

seven lakes

kraina 7 jezior. czulam sie prawie jak w vermont, do ktorego niestety sie w tym roku nie wybierzemy...
bardzo spontaniczny niedzielny piknik z ania i piotrkiem. wydawalo by sie, ze to malo piknikowa pora, calkiem jesienna niedziela, ale bylo przepieknie.
fajnie bylo sie napic cieplej herbaty z termosu, zapiac kurtke i wtulic sie w szalik. to juz naprawde jesien, kolory same za siebie mowia, sa juz wszytskie.
byly piekne jesienne widoki, byly skaly do wspinania, jezioro, zabawy z mchem i szukanie galazkowych liter, ktore adam powooooli zaczyna rozpoznawac ;) wcale go nie poganiam, o nie, pamietam jak jeszcze niedawno denerwowalo mnie, ze zosia nie do konca rozpoznaje wszyskie male litery!!! jeszcze bardzo niedawno mylily jej sie cyfry 7, 8 i 9!! to juz przeszlosc, nawet nie wiem kiedy cos kliknelo i sie zapamietalo, wszytsko w swoim czasie, ale zeszlam tu prawda na tematy bliskie szkoly domowej o ktorej jeszcze nie pisalam, ale obiecuje, ze napisze niebawem ;)
zdjecia z wycieczki:






w tle za zoska ciekawostka, rozlozony namiot ;)



nawet udalo mi sie wybrac na samotny spacer
no nie do konca samotny, z aparatem:


dzieci ulubione mieciutkie listki 'poduszki'


ta ostatnia gasiennica


dzika marchewka, moja ulubiona, moja i gasiennic ;)


a to nie wiem co to, ale pieknie sie rozwialo

piątek, 11 października 2013

na jablkach

ta sama farma na ktorej najedlismy sie pryskanych jezyn i ta sama na ktorej zbieralismy brzoskwinie. tym razem bylo troche inaczej. bo na jablka jest duuuuuzo wiecej chetnych niz na maliny, czy nawet brzoskwinie. tlumy ludzi.....
ale mysle ze jablek dla wszystkich starczylo, czego nie mozna powiedziec o papierze toaletowym ;)




jak zawsze najwieksza zabawa to wspinanie ;)


bylo tez male pole dyniowe






a w kolejce po swiezo pieczone jablkowe paczki (cos podobnego do naszych oponek, ale nie serowe) trzeba bylo stac GODZINE. no dobra warto bylo, bo paczki przednie, ale godzine???? to samo bylo w budce z hamburgerami i hot dogami. dobrze, ze duzo nas bylo, stojacym w kolejce sie nie nudzilo. a dzieciom czekanie nie przeszkadzao, skakali po sianie, karmili kroliki, kury, nie nudzili sie.
chyba jeszcze raz pojedziemy, czuje niedosyt, zwlaszcza, ze ulubiona odmiana jonagold byla jeszcze niedojrzala ;)

piątek, 4 października 2013

jesienny ogrod botaniczny

zaczela mi troche rutyna doskwierac. prawie 3 tygodnie bez wycieczki????
w piatek nie wytrzymalam, jak tylko upewnilam sie, ze niemaz pojechal do pracy samochodem (jedziemy metrem i autobusem, trwa to dobra godzine, wracac przepelnionym o tej porze dnia autobusem raczej nie mamy juz sily wiec odbiera nas niemaz po pracy) oglosilam plan wycieczki i wszyscy sie ucieszyli. zamiast isc do przedszkola zjedlismy w domu lunch i pojechalismy do mojego ulubionego ogrodu. tam zawsze jest fajne, a na jesien jeszcze fajniej, bo nie jest goraco!!!!








znalezlismy kasztanowce i cala mase kasztanow. takich jak nasze polskie kolczastych i innych z gladkimi i mieciutkimi w srodku lupinami.





poznalismy nowa czesc ogrodu, gdzie pozwalaja roslinom rosnac jak chca


 no i ogrod roznany byl w pelnym rozkwiecie o tej porze roku. okazalo sie, ze nie wszytskie roze pachna tak samo mocno, a niektore zupelnie nie pachna. miadzy rabatkami pelno bylo ptakow, a nawet zobaczylismy zajaca!







wrzesniowy kemping

zapowiadal sie troche kiepsko, bo mialo byc zimno. dobrze, ze sie jednak wybralismy, bo to byl jeden z najfajniejszych kempingow na jakich bylismy. pole namiotowe na trawie, do lazienki rzut beretem, na plaze, przepiekna plaze, 2 rzuty beretem. rewelacyjne miejsce do jazdy rowerami. nawet po jakims czasie puscilm adama samego, no dobra nie ja puscilam i gdyby to ode mnie zalezalo, pewnie bym nie puscila, ale dobrze, ze jest ta druga odwazniejsza osoba obok ;)
bardzo duzo nas tam bylo, mnostwo dzieci w roznym wieku i mlodszych i starszych. nawet sasiedzi trafili sie swietni. bardzo milo wspominamy ten wypad. ewa i lukasz nas tam zaprosili i bardzo jestesmy im za to wdzieczni, bardzo fajnych znajomych maja. caly czas cos sie dzialo, a to ktos puszczal latawce, duzo latawcow, byly policyjne manewry na pobliskim parkingu, a wieczorem to nawet widzialam policjantow robiacych papki na plazy a nawet w wodzie.
na pewno tam wrocimy w przyszlym roku!