piątek, 11 października 2013

na jablkach

ta sama farma na ktorej najedlismy sie pryskanych jezyn i ta sama na ktorej zbieralismy brzoskwinie. tym razem bylo troche inaczej. bo na jablka jest duuuuuzo wiecej chetnych niz na maliny, czy nawet brzoskwinie. tlumy ludzi.....
ale mysle ze jablek dla wszystkich starczylo, czego nie mozna powiedziec o papierze toaletowym ;)




jak zawsze najwieksza zabawa to wspinanie ;)


bylo tez male pole dyniowe






a w kolejce po swiezo pieczone jablkowe paczki (cos podobnego do naszych oponek, ale nie serowe) trzeba bylo stac GODZINE. no dobra warto bylo, bo paczki przednie, ale godzine???? to samo bylo w budce z hamburgerami i hot dogami. dobrze, ze duzo nas bylo, stojacym w kolejce sie nie nudzilo. a dzieciom czekanie nie przeszkadzao, skakali po sianie, karmili kroliki, kury, nie nudzili sie.
chyba jeszcze raz pojedziemy, czuje niedosyt, zwlaszcza, ze ulubiona odmiana jonagold byla jeszcze niedojrzala ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz