poniedziałek, 30 czerwca 2014

40 lat minelo jak jeden dzien!

ale najwazniejsze to byc mlodym duchem ;)
bo taki wlasnie jest moj sebastian, choc coniektrzy mowia na niego robert, bo tak ma naprawde na imie i to jest ciekawa historia, bo sebastian ma na drugie.
jest tata, jest niemezem, jest naszym adamem slodowym i naszym patem i matem i wszytskim kim tylko zechcemy. kochamy go najmocnej na swiece.
20 kwietnia skonczyl 40 lat, jak go poznalam mial 21! wydawal mi sie taki stary wtedy, sama mialam 17 lat ;)
zebym tu sie zaraz zbyt sentymentala nie zrobila to moze wroce do terazniejszosci.

urodziny wypadly w niedziele wielkanocna, w tym dniu zakwitla tez moja pierwsza orchidea po raz pierwszy!
pierwszy prezent byl na kilka dni przed urodzinami. bylismy na koncercie london grammar. ciezko przyezylismy tyle godzin na stojaco, naprawde ciezko...ale koncert piekny, a to ze LG byli tydzien przed urodzinami na jedynym koncercie w ny i udalo mi sie dostac bilety???? cud, serio!

a potem byla ta wieksza niespodzianka, o ktorej nic  NIC NIE WIEDZIAL! tak naprawde to do samego konca nie bylam pewna, czy sie czegos przypadkiem nie domysla. impreza byla podwojna. sasiedzi z dolu obchodzili 10 rocznice slubu. wiec uzadzilysmy my dzeiwczyny naszym chlopakom sebastianom impreze niespodzianke, moj sebastian myslal ze idziemy na impreze niespodzianke z okazji marty i sebastiana rocznicy slubu, a marty sebastian myslal ze idzie na impreze niespodzianke z okzaji 40stych urodzin mojego sebastiana.
przyszli na sale ostatni. RAZEM!!! smiesznie bylo tak sobie mowili nawzajem to dla ciebie, nie to dla ciebie, a potem uslyszeli ze to tak naprawde dla nich obojga ;)
swietna byla to impreza, dobra muzyka, dobre jedzenie, dobre towarzystwo, trzeba bedzie ja powtorzyc, za 10 lat ;))) zosia bedzie wtedy miala 17 lat, a adam 15!!!! nie nie nie, moze nie bede jeszcze planow na nastepna robic...;)
na zdobienie sali czasu zabraklo, udalo mi sie tylko tu i tam porozwieszac sebastiana stare zdjecia, strzal w dziesiatke!!!





znalezlismy na sali kask, swietnie sie przydal do ulubionego kawalka ;)






 a to jedna z atrakcji tej imprezy, prezent od ewy, kochani tort gigant! niezly show sebastian z niego zrobil!!!






moze nie powinnam tego zdjecia dawac, ale bardzo oddaje tamta chwile ;)




dokumentacja zdjeciowa dzieki piotrkowi, klaniam sie nisko, gdyby nie piotrek zdjec by nie bylo.....

środa, 4 czerwca 2014

Chincoteague Island, VA

Właśnie wrocilismy z nieco przedwczesnych i dość nagłych wakacji. Może powinnam najpierw napisać wspaniałych wakacji, bo takie wlasnie były. Wspaniałe, przez wielkie W. Cały tydzień wsród drzew i ptaków, na plazy, w lesie, na bagnach, na lodce....Odpoczywalismy, uczylismy się, bawilismy się, chodziliśmy po lesie, odwiedzaliśmy centra natury, chodzilismy w deszczu,  jeździliśmy na rowerach z wiatrem i pod wiatr, było zimno, było gorąco, nie było nudno.
Na wakacje zaprosili nas tak w ogóle Marta i Artek. Maja znajomego, który na tej wyspie ma dom, i zaprosili nas na wspólne wakacje. Tatusiów mieliście tylko na weekend, przedłużony o poniedziałek.
A wakacje zaczęły sie od tego, ze pojechałam do Baltimore sama z dziećmi autobusem "dalekobieznym" chińskim. Fantastycznie sie jechało nie liczą jednego małego ale, zimno było strasznie, Chińczycy na klimie nie oszczędzają. Myśle ze to pierwsza ale nie ostatnia nasza podróż tym sposobem. W baltimore załatwiliśmy niezbędne sprawunki, zakupy, bibliotekę, sapakowalismy auto i poszlismy wcześniej spać, we wtorek wstalismy przed wschodem słońca, dopakowalismy do auta jedzenie i wyruszyliśmy. Jak to dobrze, że Marta ma takie duże auto, zmieściło 2 dorosłe osoby dość drobnej postury ;) 5 bardzo ruchliwych dzieci jedna przyduży walizkę, ze 2 ikee z ciuchami, całe mnóstwo toreb z jedzeniem na przeszlo tydzien i 3, słownie trzy rowery!
Takiej swobody moje dzieci jeszcze nigdy w życiu nie zaznały, mogły jeździć same na rowerach po ulicy przed domem, same biegać nad mała zatokę koło domu...czuje, ze wracając do miasta zamykam ich w klatce...ale powial ostatnio wiatr nadzieji, być może już niedługo nasze miastowe mieszkanie zmieni sie na nieco lepsze z malenkim ogrodkiem, mimo tego ze aż tak bardzo adresu nie zmienimy, pozyjemny zobaczymy, jesteśmy dobrej myśli!
Ale ja miałam o wakacjach!!!
Na tej wyspie mieszkają dzikie konie, kucyki. Jak na nie patrzyłam myślałam o moim tacie. Podobały by mu sie ;)  piękne małe konie które jedzą twarda słona trawę, inna im nie smakuje!
A tyle przeróżnych ptaków to w całym swoim życiu nie widziałam, ptaków w akcji, oczekiwaniu,  polowaniu, mewy, żurawie, kormorany, kaczki, gęsi, rybitwy, czaple....
A nad oceanem kraby, małże, ostrygi, ryby, krewetki, całe to bogactwo natury jak na dłoni.
Na sam koniec jak już Sebastian był z nami pojechaliśmy na wycieczkę łodzią która okazała sie być bardzo kolorowym pontonem ;) przewodził kapitan berry, miejscowy miłośnik i znawca przyrody. Człowiek z pasja, chętnie mu zapłaciliśmy, żeby sie swoją wiedza z nami podzielił. Okazało sie ze ma tez poczucie humoru. Dwie i pół godziny plywalismy po zatoce, byliśmy na muszelkowej wyspie, byliśmy w częściej gdzie królują mewy śmieszki, widzieliśmy ich gniazda z przepieknymi jajami, krzyczały na nas strasznie, nauczyliśmy sie łowić kraby, trzymać je tak, żeby nas nie uszczypnely, Adam zaprzyjaźnił sie ze slimakiem, ja zjadłam swoją pierwsza ostryge, prosto z wody, kapitan berry otworzyl ja specjalnym nożem, zjadł jedno połówkę, a ja druga, była słona i trochę obślizgła, z delikatnym poskamiem piasku na koniec :) Ponoć smakuje podobnie do śledzia, ale ja śledzi nie jadam, wiec porównania nie mam :) białko w najczystszej postaci z odrobina piachu ;)
a jak bylysmy kolo domu plywalismy łódka motorową, nie motorówka;), Zosia z oliwia siedzialy na desce która za sznur ciągnęła łódka. Nawet udało sie im kilka razy wpaść do wody. Zimnej, plytkiej, blotnistej wody! Ale dalej chciały pływać! Adam raczej niechętnie wsiadał, ale wsiadał, nie na deske oczywiscie, tylko do lodki :)
Wróciliśmy bogatsi o spalone słońcem nosy, odrapane kolana, siniaki, zadrapania, niezliczone ugryzienia po komarach, poparzenie trujacym bluszczem (adam) 3 przewodniki, 4 niewysłane kartki do najbliższych, torby pelne muszelek, głowy pełne wiedzy która może udać sie utrwalić przy kolejnej wizycie, bo bardzo byśmy chcieli tam wrócić.
wszytskim milosnikom przyrody polecamy wakacje na chincoteague island w virginii!