zosia zajela sie budowaniem z klejacych patyczakow, adam spal,a ja ogladalam i czytalam az doszlam doczegos bardzo znajomego'agnieszka opowiada bajke' joanny papuzinskiej. juz okladka znajoma byla, placzacy kotek w oknie, potem dziewczynka w spodniach w kratke na kolanach mamy, laciaty piesek i kotek. zaczelo mi sie przypominac o czym jest to opowiadanie. mieciutki dywan przed lozkiem, miotla na czerwonym kiju, radio z zielona galka, potem jeszcze raz dziewczynka w spodniach w kratke, a w tel parapet okna z kwitnacymi pelargoniami i na koncu tulaca kotka dziewczynka. czytalam je zosi, a glos mi sie lamal, moze przez te wigilijne opowiadania, ktore wczesniej czytalam, a moze nie, zosia popatrzyla na mnie zdziwiona, powiedzialm jej ze mialam ta ksiazke kiedys jak bylam mala dziewczynka, taka jak ona i mama mi ja czytala, zapytala: ktora mama, babcia? odpowiedzilam, ze tak ircia. usmiechnela sie do mnie i przytulila.
ja kiedys jak ta dziewczynka, przynioslam do domu nie kotka, ale pieska. w kieszeni granatowej kurtki z misia. koko jeszcze zyje i nawet niezle sie miewa, a gdzie sie podziala granatowa kutrka z misia? i gdzie ta dziewczynka ktora pieska do domu przyniosla? jest dzis mama i czyta ksiazki swojej coreczce zosi. a o co ta zosia ostatnio czesto rodzicow prosi??? o pieska, bo kotka juz ma ;)







































do sobotniego swieta trwaja, dzis zosia dzielnie zrobila napis. jednak musze przyznac, ze troche mnie ruszylo, ze zoska literek w zasadzie nie zna, zaczelysmy wiec rozne takie tam przyjemne z pozytecznym. dzis kolorowanie literek, w koncu nie byle kto w sobote obchodzi urodziny.
przy okazji przypomnialo sie zosi, ze smilies najlepiej wygladaja na twarzy, wiadomo ;)
no i jeszcze sobie paznokcie walnela, jedna reke na czerwonoi, druga na niebiesko. bardzo byla zmartwiona jak trzeba bylo umych rece przyed wyjsciem z domu, ja tez, bo okazalo sie, ze nie zmylo sie do konca, a w zasadzie to malo co sie zmylo...












