no i jeszcze sobie paznokcie walnela, jedna reke na czerwonoi, druga na niebiesko. bardzo byla zmartwiona jak trzeba bylo umych rece przyed wyjsciem z domu, ja tez, bo okazalo sie, ze nie zmylo sie do konca, a w zasadzie to malo co sie zmylo...
jakos nie moge sama ze soba dojsc do ladu z nazewnictwiem jedzeniowym. dzis na lunch jedlismy jedyne pierogi, ktore potrafire zrobic, czyli leniwe pierogi ;) dzeci uwielbiaja, ja tez. zosia sie zapytala, czy to jest lunch czy obiad i co to jest ten lunch. chyba raz mowie tak, raz tak. wiec od dzis lunch kolo 12, a obiad jak sie ugotuje ;) a propos obiadu, to zrobilysmy dzis salatke z bialej kapusty. zosia mieszala ja z sosami. najpierw tym prawdziwym, a potem sie jej przypomniala, ze ma swoje przyprawy. bardzo byla tym przyprawianiem przejeta.
jeszcze taka w zasadzie malo zaskakujaco wiadomos, adamowi ta surowka smakowala, a zosia oczywiscie nie tknela.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz