w zeszlym tygodniu uczylismy adama literki s. zawinelam was w koldry i trzeba bylo dojsc z pokoju do kuchni. nie latwa sprawa. kazdy znalazl swoj sposob. zaden nie byl sposobem na weza. zoska szla na kolanach a adam posowal sie do przodu na siedzaco odpychajac sie nogami. nie wiem, czy udalo mie sie to zobrazowac ;) zabawa byla fajna.
zosia powiedziala ze s is for salamander (nie to zeby byla super obeznana w nazwach zwierzat mniej popularnych, ale mamy ksiazke o wezach, jaszczurkach i salamandrach ktora rano czytalismy)
a dla mnie s to seed czyli nasiono. mialam troche mieszanki ktora kiedys kupilam na zupe, a ze suszonej fasoli sie boje, mieszanka wyladowala w sloiku do zabawy i bawicie sie nia juz bardzo dlugo. zosia najpier wybierala suszony zielony groch, a potem zaczela segrogowac wszystkie rozne nasion. potem powstal pomysl zeby je zasadzic, i zeby bylo wiadomo co jest co.
przy okazji wyciagniecia wora z ziemia dosypalam ziemi do naszego najstarszego kwiatka. przyniaslam go z kwiaciarni w kotrej na poczatku pracowalam. ma juz 10 lat i niezliczona ilosc dzieci, bo ciagle komus szczepki daje. szczepke anyone? tak wiec dosypujac ziemi musialam przypadkim dorzucic 2 ziarenka fasoli ktore wyrosly ogromne w porownaniu z tymi, kotre zasadzilismy w naszej doniczce, ciekawe dlaczego, moze wpadl tam inny rodzaj, niz te ktore swiadomie posadzilismy.... tak wiec stoja sobie tymczasem w wodzie. pamietam, ze sadzenie fasoli i kwiatow, to byly moje ulubione lekcje biologii w podstawowce. szkoda, ze kiedys gdzies po drodze nie zorientowalam sie ze moze bylby ze mnie nienajgorszy ogrodnik...
zawsze kochalam kwaity, grzebanie w ziemi...
a nasz ogrodek wyglada w tej chwili tak:
maja podjadla soczewice, wiec nie wiemy jakie miala liscie, moze jeszcze jakies jej urosna. no i zboze nie wzeszlo? ciekawe, czy dluzej mu zchodzi zanim wykielkuje, czy jakies martwe nasiona sie nam trafily, poczekamy zobaczymy. tyle z ogrodniczych obserwacji bo zanudze was na smierc ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz