po przedarciu sie przez 5 aleje doszlysmy do parku. rozlozylysmy koc i zjedlismy lunch. dziewczyny wspinaly sie na skaly, adam pospal, sasiad z kocyka obok spiewal i gra na gitarze beatelsow, damian pojadl i poszlism do zoo na spotkanie kolejnych tlumow. przy wejsciu do parku okazalo sie, ze ania zapomniala karty wstepu, z nadzieja w glosie zapytala sie mnie, czy moze ma (ania) ja w swoim portfelu, nie zdazylam odpowiedziec, bo juz sie obie smialysmy i weszlysmy razem na moja karte. ktora owszem mialam w swoim portfelu ;)
udalo sie zobaczyc foki, malpy, czaple, czerwona pande, miska polarnego i pingwiny. adam mial problemy z odchodzeniem od przystankow, zastanawiam sie jak dlugo mogl by stac i patrzec na te malpy, gdybym mu na to pozwolila, godzine????
w miedzy czasie zaliczylysmy jeszcze 3kolorowe super farbujace lody w ksztalcie rakieto-kredki.
zosia w czasie zwiedzania 3 razy zmianiala zdanie, za co chce sie na helloween przebrac: foke, czaple, a na koniec niedzwiedzia polarnego.
droga powrotna nie liczac malego incydentu z jogurtem pitnym (adam wylal go na siebie i wozek tuz przed wejsciem do metra) byla czysta przyjemnoscia. dzis dowiedzialam sie, ze wtorek byl ostatnim dniem wiosennych wakacji.
to co ania, gdszie jedziemy za tydzien? ;)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz