no nie dam sobie uciac reki za nazwe tego placu zabaw, ale jakos tak to szlo. zupelnie inny niz te na ktorych bywamy.
'najechany' przypadkiem po drodze do zoo w central parku. parking znalezlismy w tempie blyskawiczny, zupelnie nie jak na manhattanie, nawet kolo domu na ridgewqood czesto dluzej szukamy!!! adas na wstepie nabil sobie guza na policzku i rozwalil warge, placzu bylo duzo, ale i siniak z tego co dzien to wiekszy, wiec pewnie bolalo. zosi udalo sie
zmoczyc nogi w jakims nieoczekiwanie mokrym tunelu, byly hustawki opony, udalo sie nam wyczekac swoja kolejke i hustaly sie dzieciaki do woli. to byl pierwszy nie deszczowy dzien od srody, potrzebny byl nam bardzo, zeby baterie naladowac na nastepny tydzien naladowany z drugiej strony po brzegi deszczem (od poniedzialku do czwartku, lekka przerada panie deszczu, bardzo prosimy, przestan juz padac!!!).
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz