środa, 29 grudnia 2010
klocki
wierszyk
poniedziałek, 27 grudnia 2010
ale nas zasypalo!!!!
no w koncu spadl upragniony snieg. wiadomo, ze jak tu pada, to hurtowo. co niektorych samochodow (w tym naszego) nie widac. jedna strona ulicy jest ok, a po drugiej sa dwumetrowe zaspy, wszytsko przez wiatr, caly czas spiewa swa zimowa piosenke i przestawia snieg z miejsca na miejsce. kolo 10 niemaz nie wytrzymal i poszed na metro, na nasze nieszczescie pociagi jezdzily (znalazl sie nadgorliwy)...ja wzielam dzieci i poszlkam na dwor. zosia rzucila nie na snieg, doslownie, nie rzartuje! adamowi tez sie podobalo, przynajmniej przez pierwsze 15 min, ale siostra twardo skakalo po zaspach, robila orly, kosztowala, istne szalenstwo, za nic nie chciala isc do domu, w pewnym momencie spadla jej rekawiczka, wtedy na nasze szczescie poczula jak jest zimno. piekne rumience mieli, ze nie wspomne o gilach pod nosem. potem szybki lunch i obydwoje wymeczeni poszli spac. kolo 3 pojawil sie tatus, posiedzial w pracy godzine, zjadl conieco, pogadal z kolegami i wrocil do domu ;)
wigilijne wspomnienie
Mmm, te pierogi, te uszka, te lazanki, golabki, kapucha z grochem.....kiedys czekalam na prezenty, teraz czekam na ulubione jedzenie. wigilijny barszcz z uszkami, wszystskie kapusciano-grzybowe pysznosci z pominieciem tych rybnych, sledzia ponownie nie skosztowalam ani karpia, czy tez mini karpika, ale mam usprawiedliwienie, w najmniejszym kawalku byly ze 3 osci, wolalam nie ryzykowac, ja matka dwojki dzici...Tradycyjnie ;) ugoscili nas marta z artkiem i dziecmi. Milo widziec jak sie ciesza na nasz widok. No nie powiem, najbardziej cieszy ich widok niemeza i zosi, ale jakos da sie z tym zyc co nie adam? ;) Oliwia cale siwta zwracala sie do mnie w ‘wolaczu’ czyli: basiuuu, albo: ciociu basiuuu a mmozesz...pewnie ze moge, tak ladnie mnie ‘wolasz’ ;)
Nie wiem czy ktos z was jadl wigilje w towarzystwie 5tkidzieci w wieku 5-1??? No za duzo czlowiek nie zjadl, mimo tego ze wiekszosc dzieci raczej stronila od wigilijnego stolu. Najpierw nie mogly sie doczekac, a potem jak to olivia ujela, wszytsko bylo inne... jak mozna sie domyslic apetyt adama nie zawiodl. Jadl dzielnie wszystko co bylo pod reka, za siebie i za pozostala 4ke mozna rzec.
Zosia mozcno pamietala, ze trzeba zostawic dla mikolaja ciasteczka i mleko. Kilka razy powtarzala, ze bedzie sie smiala, jak zobaczy rano tylko okruszki na talerzu ;)
na poczatki jakos tak malo mi sie ta amerykanstka tradycja z prezenatmi w pierwszy dzien rano podobala. Ale teraz jestem za (chyba sie amerykanizuje...) po wigilii wszyscy byli zmeczeni (godziny przygotowan i w pol godziny jest po wszystkim) dzieciaki poszly spac. My zablarismy sie za prezenty, ktore tak milo bylo otworzyc nastepnego dnia rano. Zosia bardzo prosila o zstaw do lodow. Taki z ‘lyzka z naciskiem’. Dotarla ta niezwykle wazna wiadomosc do mikolaja, mimo tego, ze roznie z ta nasza kochana corka w tym roku bywalo. adam dostal miotle. moze przestani mi w koncu zabierac moje 'ulubione' sprzety.
wracalismy troche dluzej niz zwykle, bo zacza padac snieg. najpierw tak delikatnie. potem coraz mocniej, gesciej. jak dojechalismy do ny bylo juz bardzo bialo i super mocno wialo. w domu pod choinka czekaly kolejne prezenty, te od mamy i taty (papierowe cegly, ktore ciagle czekaja, az zreczne raczki taty je poskaldaja) od ewy i darka i sasiadow z dolu. zosia na widok paczek az krzyknela z radoci 'ojejku'.
calkiem przypadkiem udalo sie zrobic cos milego. niemaz znalazl na ulicy bardzo'gruby' portfel. pod adresem z prwa jazdy zostawl swoj numer telefonu. wieczorem zadzwonil wlsciciel zguby. smieszna rzecz, nazywal sie sebastian robert ;)