ardzo milo dzisiejszy dzien spedzilismy, nie musialam NIC gotowac, bo mialam obiad z niedzieli, nie musialam NIC sprzatac, bo sprzatalam w niedziele. (btw, sasiadka marta mi przypomniala, ze wczoraj byla pracujaca niedziela, czyli nie zgrzeszylam tym moim sprzataniem, pamietacie jeszcze taki wynalazek???) NIGDZIE nie wychodzilismy, bo bylo na minusie i wialo. nie liczac tego ze tato wyszed do pracy jak jeszcze spalismy, a wrocil , jak dzieci byly juz w pizamach i prawie po kolacji. niestety, pewnych rzeczy nie da sie zmienic i cieszymy sie , ze nie jest tak codziennie.
rano jezdzilismy pudlami, fajnie, bo nie da sie za szybko no i moga razem jechac, nawet nie doszlo do rzadnej wiekszej kraksy i nikt z pudla nie wypadl (po poludniu byly skoki z krzesla na sofe, adam 'duzysz' nie wyrobil na rozbiegu i wyladowal na podlodze, na szczescie twarza do gory)








potem poszli przywitac sie z sasiadami z dolu, olusiem i adisiem, a ja zajelam sie reniferami.





w poludnie adam poszed spac, a zosia mogla sie nimi bawic. zamiast dac jej napierw kredki, dalam markery, no i niestety, renifery nie sa kolorowe. za to wszystkie maja wszelkiego rodzaju bubu, nawet krew sie lala i naklejano plastry. scigaly sie ktory pierwszy do szpitala, a w szpitalu okazalo sie, ze niepotrzebnie przyjechaly, bo plastry im zupelnie wystarcza ;)



potem adam wstal, zjadl 2 obiady i przyszli na rewizyte sasiedzi z dolu.
dobrze mi z marta, na zmiane zaprowadzamy i odbieramy dzieci z przedszkola, odwiedzaja sie prawie codziennie, ratuje to nas w takie dni jak dzisiejszy.
ps. mam na stole obrus, prezent urodzinowy od marty, jest juz na nim drugi dzien i nie ma jeszcze ani jednej plamy!!! niewiarygodne...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz