tak wiec juz wracalismy i bylismy w polowie pierwszej przecznicy, kiedy to adam zatrzymal sie przy okienku z krasnalami, ktos taka sobie wystawke walna na piwnicznym parapecie, bardzo ja moje dzieci lubia, adam stana tak, ze zosia nic nie widziala, chciala go zbyt gwaltownie przesunac, zeby nie powiedziec, ze popchnela go, co by sie zasadniczo z prawda nie mijalo, w efekcie adam upadl i sie rozplaka, nie wiem czy bardziej z bolu, czy raczej zalu, wzielam go na rece i obracajac sie zobaczylam jak zoska sie potyka, zupelnie sama bez niczyjej pomocnej reki, niby nie poleciała bardzo, ale podnoszac sie zobaczylam otarcie na jednym kolanie w 2 miejscach, jedno wielkosci malego jaja, drugie takie normalne, na drugim kolanie tez normalne, zaczelam sie smiac, tak do nieba, zeby nie widziala, karma pomyslalam sobie, zosia sie skrzywila ale nie za mocno, zaczela isc, dluga sukienka zaslaniala rane. ciekawosc niestety zwycierzyla, zajrzala pod sukienke... a tam wiadomo, czerwona niespodzianka, ja dostalam spazmow, a zosia wpadla w histerie, krwi bylo sporo, nagle zaczela utykac sukienke podciagnela do pasa i tak jedni placzac, drudzy sie smiejac przeszlismy ostatnia przecznice.
wieczorne pokapielowe bieganie skonczylo sie dla adama fatalnie, ze spora predkoscia wpadla na rame od naszego lozka, w zasadzie to wyladowal na niej policzkiem. powiem tak, nie bylo mi do smiechu tym razem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz