ranek byl wyjatkowy, bo na rozane przyjechal dziadek michal i mogly go dzieci w koncu zobaczyc, a on je (na skypie oczywiscie). na poczatku zosia sie troche wstydzila, ale jak dolaczyla do grona babcia, wszysko bylo ja zawsze, bo bacia jest suer rozmowna. dziadek michal niestety zapomnial swoich okularow, ale na szczescie byly w domu okulary dziadka jurka. wczoraj wieczorem ogladalismy do pozna dosc slaby film, i stwierdzilam, ze nie bede sie juz kapala, niemaz spojrzaj tylko na mnie i powiedzial z grobowa mina: 'ale zrobisz sobie jakas fajna fryzurkw na jutrorano, co?' no prawie sie nabralam ;) bo przeciez ja mam zawsze fajne fryzurki, nawet ja sobie zrobie slomiane gniazdo na czubku glowy, czy wygole wlosy na cwierc czaszki ;)
tak wiec wracajac do wiosny, bylo dzis jakies 15 stopni na dworze, w parku pustki, kilka zaledwie osob i dobrze. poganaialismy na boisku po sztucznej trawie, az zrobilo sie naprawde zimno i wrocilismy do domu. cale popoludnie czytalismy i ogladalismy kasiazki, mialam plany odwiedzenia poczty, ale na szczescie zosi nie chcialo sie isc. zapomnialam, ze trzeba jeszcze zapakowac trampki dla julki i wyslac, bo zanim dotra to i w norwegii zrobi sie lato ;)
adam w przeciwienstwie do siostry bardzo chcial pojsc na poczte, wyciagna z pudla crocsy i pierwzy raz udalo mu sie samemu je nalozyc, co prawda prawa na lewa, a lewa na prawa, ale to tylko szczegol. brawo adas!
adam ogladal zosi ksiaze z opowiadaniami disneya, az doszedl do popwiadania o wrozkach. mowie do zosi:
'patrz, twoja ulubiona ilustracja!'
'tak, to sa ZACZAROWKI' ;))))
i tak to 'zaczarowki' zaczarowaly nas na reszte wieczoru. zamiast wieczorynki byla kolejna porcja ksiazek. przeczytalam im ksiazke o nowym jorku 'a walk in new york' salvatore rubbino. siedzieli obydwoje na sofie jak zaczarowani, mimo tego, ze czytalam po angielsku. zosi spodobalo sie jedno slowko: 'tiny'. a co w nowym jorku jest tiny (malenkie) ????? samochody, widziane z empire state building ;)
a jaka wiadomosc mnie najbardziej zaskoczyla? miejska biblioteka dostaje kazdego tygodnia 10 tysiecy nowych ksiazek!!!! wow...
w naszej wioskowej bibliotece znalazlam 2 ksiazki janoscha po polsku!!! tak ze co wieczor czytamy o tym jak cudowna jest panama i jak mis z tygryskiewm szukali skarbu. no i mam wyrzuty sumienia, w dosc sporym zestawie ksiazek, z ktorymi przyleci juz niedlugo bacia, nie ma ani jednego janoscha...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz