na manhattanie, dlugiego weekendu dzien drugi rownie dlugi jak poprzedni, a moze nawet dluzszy???
prawie rowno rok temu bylismy tam razem, adam jeszcze nie mial roku, raczkowal...tez bylo bardzo goraco na zewnatrz i bardzo przyjemnie w srodku. tym razem zaczelismy od wodnych zabaw na powietrzu. chyba z godzine tam sie bawiliscie. lowainie kaczek, krabow, ryb, wedki, konewki, rynny...
potem do piachu, wozu stazackiego, sklepu, klockow i na koniec wizyta u diego i dory. adam dostarczyl nam niebywalej atrakcji, jaka bylo zatrzymanie winy na biegu, znaczy windy w ruchu z nami w srodku, zatrzymaniu towarzyszyl dosc glosny dzwonek. oczekiwalam ekipy ratunkowej jak juz sie nam udalo dojechac na wybrane pietro, ale nikt sie nie pojawil, pewnie czesto dochodzi do podobnych incydentow, biorac pod uwage wysokosc na jakiej zamontowali pstryczek zatrzymujacy winde. sam kierownik zamieszanie sie niezle przestraszyl, windobojna ania rzucila sie na alicje próbując ja uchronic przed nadchodzaca katastrofa, ja nawrzeszczalam na adama a moja mama stala i patrzyla sie na nas jak na wariatki, bo tak naprawde nic wielkiego sie nie stalo ;)
po muzeum pojechalismy do parku na pozny lunch, co nam zajelo troche duzej niz planowalismy i zosia zasnela w wozku. na miejscu adam rozlal jogut, nakrzyczalan na niego (tak, zedecydownie za duzo ostatnio krzycze), a potem za kare w nim usiadlam.
jak by wszytskiego bylo malo, poszlismy jeszcze na plac zabaw z wodnymi sikawkami i piaskiem. do domu dotarlismy ledwo zywi, przynajmniej ja. zasnelam modlac sie o jakas gorsza pogode na jutro.
moje prosby zostaly wysluchane. trzeciego i ostatniego dnia dlugiego weekendu, zaraz po tym jak adam sie obudzil, rozpetala sie calkiem niezla burza z grzmotami!
po sniadamu pojechalismy wiec do ikei ;)
moja wymodlona burza przykryla nam auto dywanem 'paczko-kwiatkow' z drzewa pod ktorym stalo. babcia na widok auta wypowiedziala magiczne slowo 'ale upieprzone!' a zosia na to: 'co upieprzone?' ;)))
dolaczyli do nas tuzinki z zamiarem kupienia rurek do picia ;))) a wyszli z pelnym koszykiem, nasz byl jeszcze pelniejszy, tak to juz w tej ikei jest, ze ciezko tam NIE kupowac.
potem rejs prawie darmowa 'lydka' na manhattan, tam popatrzeliśmy na startujace i ladujace w poblizu helikoptery, adam byl zachwycony, a zosia zasnela. alicja tez byla dosc przejeta, zesikala sie siedzac krzysiowi 'na barana'. no bardzo nam bylo do smiechu, a ania nie miala dla krzysia koszulki na zmiane, skandal !!!
do domu wracalismy baaaardzo wolno, w polowie drogi bedac jeszcze na autostradzie, cos pod autem zaczelo donosnie piszczec, niemezowska inspekcja z pomoca ucha sasiadki wykazala usterke w porzednim lewym kole. pomoc mechanika bedzie niestety niezbedna...
w polowie wycieczki adam wykonal telefon do przyjaciela.
na wykonczeniu
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz