wtorek, 18 czerwca 2013

prawdziwa bajka

byl sobie raz chlopiec i byla dziewczynka. ona byla ta starsza, przezorna, ostrozna. on szalonym tanczacym, zawsze w podskokach. ich mama sie martwila, ze ciegle za malo rzeczy robia razem, za duzo bajek ogladaja, za malo mamie pomagaja, zbyl pozno spac chodza, zdecydowanie zbyt wczesnie wstaja. ach ta ich mama, ciagle cos do roboty miala i przez to nie widzial, jak sie czesto pieknie razem bawia, coz, mamy coniektore czasami tak juz maja. za to tatus  niczym sie nie przejmowal, a moze udawal ze sie nie przejmowal? to byl taki tatus, co potrafi nawet najwiekszy smutek przegonic gdzie pieprz rosnie. i tak sobie zyli razem. niczego im nie brakowalo. czasmi odwiedzali ich znajomi, czasami oni ich odwiedzali. a czasami to nawet zza wielkiej wody wielkim samolotem przylatywali ci, ktorych odwiedziny to najprzyjemieszy czas w roku. jednego lata, wtedy, kiedy zza wody nikt nie mogl przyleciec pojechali do domu przyjaciol, ktorzy drzwi nie zamykaja. caly tydzien biegali, chlapali sie w wodzie, jedli lody i robili wszytskie najprzyjemnejsze rzeczy na swiecie. znalezli tam piekna czarno-zielono-zolta gasiennice. alez ona duzo jadla i jadla i jadla. ze az zabraklo jej ulubionych kwiatkow w ogrodzie. ich mama poszla ich poszukac w okolicy, ale wrocila z pustymi rekami. zmartwila sie, ze gasiennica jeszcze nie jest gotowa, ze jeszcze by cos pojadla zamin zamknie sie w swoim twardym domku. przyjechal tatus dzieci i zabral ich do domu, do wielkiego miasta. gasiennicie zabrali ze soba. jechali autem dlugo, a moze jeszcze dluzej, az dojechali do celu, do domu. na miejscu okazalo sie, ze ich gasiennica zniknela! bardzo sie wszyscy zmartwili, a najbardziej ich mama, dlugo w aucie jej szukala. na prozno...minelo lato, po lecie jesien. ulubiona pora roku ich mamy. potem przyszla zima na ktora dziewczynka zawsze mocno czeka, bo w zimie sa jej urodziny. czy zima pamietala jeszcze o zaginionej gasiennicy?raczej nie. chlopczyk tez o niej zapomnial. nawet ich mama, ta co o wszystkim co nie trzeba pamieta, a co trzeba zapomina, o gasiennicy zapomniala... powoili przyszla wiosna, ociagala sie bo snieg ja ciagle przeganial. ale w koncu zadomowila sie na dobre i rozkwitla krokusami, pierwiosnakami i wszystkimi innymi najodwazniejszymi kwiatami. i zza wielkiej wody w koncu ktos do nich przylecial. ktos kogo dziewczynka i chlopczyk bardzo, ale to bardzo kochaja. to byla ich babcia. czas szybko im razem mina, bo tak to zawsze jest z tymi najpiekniejszymi w zyciu chwilami. na szczescie wiosna sie na dobre w ich miescie rozgoscila. mogli jezdzic na hulajnochach, nauczyli sie jezdzic na rowerach bez bocznych kol, razem, jednego dnia! wiosna w i ich miescie jest krotka, bardzo szybko staje sie latem. jednego dnia wybrali sie na wycieczke do jeszcze wiekszego miasta. jechali tam pociagiem, calkiem niedlugo. byli na placu zabaw i na basenie, a jak przyszedl czas powrotu do domu przyjechal po nich samochodem tato. juz juz mial wlozyc chlopczyka do auta, nagle spojrzal zdumiony, w srodku na szybie siedzial przepiekny motyl! popatrzyli na niego wszyscy niedowierzajac skad sie tam wzia???? tato powoli otworzyl drzwi i motyl odlecial w gore gdzie na ulicznych lampach wisialy pelne kwiatow kosze. polecial w niebieskie niebo. polecial tam gdzie oni nie poleca, polecial bo go wykarmili, bo spodobalo mu sie w ich nie calkiem czystym aucie. czekal na ten dzien tak dlugo, poczekal az dzieci beda wsiadaly do auta, chcial im zrobic niespodzianke, swoimi pieknymi skrzydlami ostatni raz pomachac i podziekowac za goscine. przesiadzial zawiniety w kokon w ich samochodzie prawie rok. kawalek lata, cala jesien, cala zime i prawie cala wiosne...
dziekujemy ci motylku.

wtorek, 11 czerwca 2013

plaza

lubie ten pierwszy wyjazd na plaze. bylo jeszcze za chlodno na kapiej, ale do zabawy w piasku super, do zbierania muszelek idealnie, na spacer po plazy wybornie!
kocham ten morski zapach. dobrze bylo go w koncu poczuc...






przedszkolny rok zakonczono

byl wystep, spiewy, zdjecia, upominki, zdjecia, dyplom, zdjecia, uscick z pania zdjecia, tort i sok bez zdjecia ;)





a dla pan na pozegnanie posadzilismy bazylie w pieknie pomalowanych doniczkach. to byl jeden z tych projektow, ktorych nie mogliscie skonczyc robic. mialy byc tylko 3 kolory na doniczke. ile bylo. nie zlicze, czasami jednek wiecej jest lepiej:




musze przyznac, ze na koniec adam polubil tam chodzic. lepiej pozno niz wcale ;)

kici kici goscie

jednego majowego popoludnia do nas zawitali.
siedzialam z damianem przy stole i cos malowalismy, i damian tak slodko zapytal, czy moze namalowac mi kotka ;) jak mu pozwolilam, to sie okazalo, ze chce go namalowac mi na twarzy ;)
potem ja jemu namalowalam, a jak reszta zobaczyla, to wiadomo pisac nie trzeba




zaleglsci

cisna mnie jak za male buty... codziennie mysle, ze moze uda sie siasc i napisac co u nas nowego, ale poza wszystkim innym waznymi rzeczami, jest jeszcze dobra ksiazka na polce, ostatnio wygrywa, nawet ze snem, ze o tych waznych sprawach nie wspomne ;) no i lato. jest nas w domu zdecydowanie mniej niz wiecej.

koncem maja wybralismy sie na dluuugi weekend do kasperskich panstwa. bylo ja zawsze, a nawet jeszcze ciekawiej ;) byl olivii wystep taneczny, zjazdy na zip line + sikajac ze szlaucha woda, bylo ognisko i pieczone pianki i spiew i mundur ;) i fikolki na silowni i przeboje sprzed lat i mundur! tak moze juz nie bede wiecej o mundurze pisala ;)

zrobilam az 2 zdjecia z czego jedno to przypadkowe zdjecie plotu, a to drugie to zoska na zip line ;)


o nie przeprasza sklamalam, jest jeszcze kilka zdjec.
tu adam cwiczy z olivia przed wystepem:





i jeszcze dwa koloogniskowych: