piątek, 31 stycznia 2014

trzeci zab


wypadl. poprzednie dwa niespelna rok temu. jak beda w takim tepie szly, to nie wiem czy do osiemnastki wszytskie wypadna...

zosi ulubiona czesc szkoly, eksperymenty. zaczelo sie od rosolu. dlaczego plwaja na nim takie kolka?




w gorach

przypadek i czyjas choroba sprawily ze wybralismy sie w gory na dlugi weekend. ktos zachorowal, wiec ktos inny, czyli my, pojechalismy. mejsce znajome. poconos w pennsylvanii. 
w piatek rano zapytali nas, czy chcemy z nimi jechac, a wieczorem juz tam bylismy. nie powiem, kosztowalo mnie to sporo pracy, czytaj: pranie, zakupy, gotowanie, pakowanie, ale warto bylo.
jak zajechalismy tam poznym wieczorem nie bylo ani grama sniegu. ale na drugi dzien rano wstalismy, a za oknem bylo bialusnienko. my to mamy chody tam u gory co?
bylismy na gorce pozjezdzac na sankach, chodzilismy po skutym lodzie jeziorze, bylismy pojzezdzac na pompowanych kolach, co bylo drogie i tak sobie dla mnie przyjemnie, ale dalam rade, dzieci za to wniebowziete. 
bardzo piekna zime w tym roku mamy, naprawde.




bardzo chojan ta nasza zima w tym roku

ten snieg spad ze 2 tygodnie temu, ale jego resztki ciagle zalegaja na chodnikach. mroz ciagle trzyma. 
to byl piekny, bardzo mrozny dzien. slonce swieclo, niebo bylo cudownie niebieski i ten bielusienski snieg. 




czwartek, 9 stycznia 2014

maja


nie ma juz ksieznej z nami.
walczylismy o nia kilka mieciecy, raz bylo lepiej raz gozej, ale pod skora czulam, ze marne te nasze wysilki.
miala piekne zycie. trafila do nas w maju, 10 lat temu. mloda, piekna, eleganca, zawsze stawaiala na swoim.
do samego konca chodzila do kuwete, nawet wtedy, kiedy zuzywala na przejcie kilku krokow cala swoja energie. pusto nam bez niej....

środa, 8 stycznia 2014

momenty

takie kawalki ostatnich dni. bardzo zimnych dni. bez zartow. serio. -23C!!!!!!! ponoc tak temp odczuwalismy,  choc termometr pokazywal jedynie -15C ;)
projekt pingwiny przy okazju wykonalismy, zaja nam 2 dni. wszyscy bardzo zadowolenie z efektu.
kotre czyje?


ach, dobrze taka zime odczuc, dobrze tak pozadnie zmarznac, ze az uszy znieczulone sa. pierwszy raz od lat widzialam szron, dzieci chyba pierwszy raz w zyciu. szkoda ze nie na naszych szybach.
w domu za to mamy za goraco, okna pozamarzaly i nie da sie ich otworzyc, serio ;) dzis nie wytrzymalam i troche poprzykrecalam kaloryfery. zawsze sie tego troche boje, wszytsko jest tu takie stare, strach sie czegokolwiek tykac....

adam w nowym roku odkryl na nowo swoja peleryne, zawsze ja lubil, ale ostatnio nosi ja codziennie.



zosia lubi pisac w nietypowych pozycjach, nawet jak siedzi przy stole to sie garbi, siedzi krzywo. nie kaldzie drugiej reki na stole, dziala mi to na nerwy!...strasza ja garbem, calkiem ja mnie kiedys moja mama ;)


a co nowego z pamietnika mlodej kucharki? zrobilam swoje tortille. jejmy ich dosc duzo, a wszytskie kupne maja w sobie rozne roznosci, ktore mi sie nie podobaja. pyszne wyszly! przepis ten.


poniedziałek, 6 stycznia 2014

sniznego szalenstwa czesc druga

dalej zimno, ale juz nie wialo tak bardzo, sobota, tato w domu, mozna bylo pojechac na wieksza gorke.
przypadkiem spotkalismy alicje z damianem i krzysiem. jak bysmy sie umawiali, pewnie bysmy sie nie zgarali ;)
byly zjazdy z gorki, byly wyscigi na sankach, budowanie snieznych domow dla elfow no i jak zawsze budowanie gory sniegu, ktora tato zamienil na skocznie!

zoska skacze na malysza, a niemaz tanczy jezioro labedzie ;)






piątek, 3 stycznia 2014

sniezne szalenstwo

ale nas pieknie zasypalo, a w dodatku jest zimno, baaardzo zimno. -10C!!!!
jutro ma byc podobnie, no moze jeszcze troche zimniej.
zosia chcial isc na dwor juz o 7:40.
udalo mi sie ja przetrzymac do 10:30.
wytrzymalam na dworze 2h. ale pod koniec bylam juz straszliwie przemarznieta.
a ci ledwo sie rozebrali , zejedi, bajke ogladneli i znwu chca isc!!! dobrze, za sasiadka ma maly ogrodek za domem, wypuscilo sie ich tam i mogli sami szalec ;)
mozna by pomslec, ze nazekam, ale nic podobnego! jest naprawde absolutnie cudownie.









swiateczne wspomnienie

w tym roku bardzo wyjatkowy gosc do nas dolaczyl. nasza kochana ruda ewa.
oczywiscie nie przyszla z pustymi rekami, bo eway rece nigdy, ale to nigdy nie sa puste, bo ma w nich fach nie byle jaki ;)
ach jekie pysznosci przyniosla...barsz na zakwasie, kapuste z grochem, golabki z kasza gryczana i grzybamie, krokiety z kapusta i grzybami, sos grzybowy, rybe po grecku, salatke jarzynowa, makowiec japonski, no i torby prezentow pelne. dla kazdego cos milego! sptkalismy sie jak objuczona torbami szla do nas. a co ja w tym czasie robilam? jak to ja, zamias szykowac sie, to zagonielam niemeza z drabina do wieszana jedzenie dla ptaszkow ;)
wszytsko bylo pyszne. dzieci w tym roku nie mogly sie doczekac wreczenie swoich prezentow od serca. moze w przyszlym roku przed wigilia, bo jesc nie dawaly. sami jedli niewiele. ruskie pierogi. zosia poprosila o barszcz. powiedziala, ze byl kwasny, ale wypila cala miske. moze w przyszlym roku skosztuja cos wiecej ;)




a wieczorem wybralam sie z ewa na pasterke. moja pierwsza odkad jestem w stanach. pieknie bylo. kosciol pelen ludzi, swiatla zgaszone, choinki pachna i pan od choru nadaje spiewakom rytm swoim cichym 'pom, pom pom pom'. warto bylo czekac i przygotowywac sie. warto.

a w pierwszy dzien swiat to rozmowy na skypie, to gry, to ogladanie swiatecznych filmow, jedzenie. bycie razem.