wtorek, 29 maja 2012

long weekend bonanza

oh boy, nawt nie wiem od czego zaczac, bo tyle sie dzialo w te trzy dni. moze zaczne od podziekowan gospodarzom, ze taki FAJNY weekend nam zaserwowali.
DZIE-KU-JE-MY!

tradycyjnie zaliczylismy  basen, adam juz doswiadczony skoczek nie zawiod, skakal tak samo jak poprzednim razem, zosia tez cos ta skoczyla, ponoc ;)
bylismy nad rzeczka opodal krzaczka, kaczki dziwaczki nie spotkalismy, ale byly motyle, cale stada molyli, mozna bylo kopac, rzucac plaskimi kamieniami, ktorych nie brakowalo, budowac tamy i rowy, szukac zlota...


bylismy na bardzo dlugim przedstawieniu tanecznym, w ktorym brala czynny udzial olivia (ktora bylo widac) i marta (ktorej widac nie bylo, ale sie udzielala, jako mam do pomocy)
wszyscy byli bardzo dzielni, bylo troche straszno, troche goraco, ale na ochlodzenie artek zafundowal tutti frutti. o kurcze, ale dobre byly te lody no i mozliwos nakladania sobie tyle ile sie chce, tego co sie chce...dodam ze wszytskie byly jogurtowe na mleku sojowym ;)
bylo ognisko i zimne ognie i marsh mallows ktore wszyscy chcieli marcie pomoc niesc, taaak, sa niezmiernie ciezkie, prawda...
zosia byla bardzo zadowolona, ze mogla spac z alicja, a adam bardzo wykorzystywal to, ze lezalam z nim zanim zasna i wrocil do mietoszenia mej twarzy z wielka namietnoscia.
na koniec udal sie projek kwietnik na motyle, wszyscy dzielnie napelniali go ziemia, sadzili, podlewali, taka jedna to pracowala w sukni ksiezniczki i pantofelkach, inni na pol nago ;)
objedlismy sie mlodym groszkiem, bo najlepiej smakuje taki prosto z krzaczka.
ostatniego wieczoru, to nawet udalo sie nam umowic na kolejne spotkania, ktorych nie braknie i w tym roku. kalndarze napiete, ale jakos dalysmy rade conieco zaplanowac, w tym wspolny kemping. hurra!
adam twierdzil, ze olaf go lubi, a olaf sie smiel ze nie, czyli ze tak ;) jezdzili zarem wozkiem, urzedowali w garazu, kopali, lali woda i bardzo dobrze sie bawili, wszyscy razem osobno, parami.
caly weekend dobrej zabawy for all ages!(no, moze damienek, mial najwiekszy problem z dostosowaniem do wiejskich okolicznosci przyrody, ale jak na niecale 2 latka byl bardzo dzielny)
czy ja juz pisalam ze olaf serfowal w basenie na sankach, a zoska pomalowala blotem pien drzewa, a olivia zrobila blotne rysunki, a adam rzucal kanieniami z domku na drzewie, a emilek wolal zosie, bo chcial ja przewezc w wagoniku, a alicja tanczyla do nieslyszalnej muzyki, a ja tradycyjnie zostawilam telefon i prawie z autostrady musielismy po niego wrocic???
tak, niezapomniane chwile...






czwartek, 24 maja 2012

bardzo smieszne

jednego dnia zostalam brutalnie obudzona o jakiejs 6:30. budzila mie oczywiscie zosia. 'mamo wstawaj, jest jakis list do ciebie pod drzwiami!!!'
'smieszny co?'
bardzo ;)

rododendron?

zadziwiajaco silny (przeciez przetrwal noc zgnieciony w torebce) przepiekny. tak wyglada w zosi oczach. przedszkolny zwyczaj podpisywania wszytskiego jest bardzo silny. podpisywane sa nawet kartki okolicznosciowe dla najblizszych, imieniem i nazwiskiem ;)
wczoraj okazalo sie , ze zosia nie pamietala jak wyglada literka K? przeciez pisze ja kilka razy dziennie? no ale pisze na pamiec, to dla niej jest chyba jak jakis wzorek, a nie slowo skadajace sie z liter...

wtorek, 22 maja 2012

wczoraj

przed poludniem, przypomnialo mi sie, ze mam w torebce kwiatki z niedzielnej wycieczki, wlozylam je do wody, choc wydawalo sie ze nic z nich nie bedzie, a tu prosze bardzo jaka niespodzianka!


a po poludniu przy obiedzie bylo bradzo smiesznie. adam zacza, powiedzial do mnie: 'zobac miesna mine!' pawie do lez ta jego mina mnie doprowadzila, pytanie, gdzie to widzial? a potem bylo na zmiane, z zosia, kazdy cos wymyslal i to byl najglosniejszy ich wspolny smiech, jaki do tej pory slyszalam.





wczoraj byl tez ostatni dzien bardzo fajnego obowiazku, ktory dzieci prawie codziennie, a tato codziennie wypelniali. przez caly miesiac karmilismy ewy koty. czasem nawet adis chodzil z zosia, adam mial przerwe, bo jednego razu nikodem go dziabna. bedzie nam tego przyjemnego obowiazku brakowalo, najbardziej mi, bo ja ani razu nie bylam, a miec taka godzine wieczorem dla siebie to nie lada rarytas ;) no ale cieszymy sie bardzo, ze ewa juz dzis wraca.

poniedziałek, 21 maja 2012

a w niedziele

odwiedzilismy anie i piotrka w ich nowym domu. adam byl niepocieszony, nie bylo zolwi do nakarmienia, ale mozna bylo latac po dworze, przelatywac przez dom, ktory mial tyle drzw, ze ja to sie gubilam ;) byla tez malutka oliwia z monika i olkiem, i ta oliwia to przespala caly dzien, nawet raz sie nie obudzila! byl tez jimmi, duzy jorki, grzeczny jorki, wymeczylismy go troche ;)




 bylo DUZO lodow, najwiekszym powodzeniem cieszyly sie te najbardzije brudzace, czyli 'koladole'.



taka jedna z takim jednym dorwali sie do napoczetej puszki koli i oderwac ich od niej nie mozna bylo, az puszka zrobila sie pusta. adam twierdzil, ze to byl 'japol dzus' a nawet pifko, co oni do tej koli dodaja, wole nie wiedziec...;)


na koniec bardzo sympatyczni sasiedzi ani i piotrka zaprosili nas na wybieg do krolika, adam wszedl do srodka, wzial go na rece i nie chcial oddac, zosia tez chciala, ale nie dala rady...

zeby nie poszlo w zapomnienie, to jeszcze dopisze, ze jak sie do kogos na grila jedzie, to trzeba koniecznie zabrac ze soba, maszyne espresso, mlynek do kawy, kawe w ziarenkach i half & half w sloiku, bez tego ani rusz ;)
aaaaa, jeszcze na wszelki wypadek swojego grila, wegiel i pompke do rozpalenia ognia, kielbase oczywiscie, no przygotowani bylismy bardzo, tylko zaden z naszych sprzetow sie nie przydal, bo piotrek kupil nowego grila, takiego fajnego z kominkiem ;) maszyne do kawy mial a i tak ani przyniosla kawe z pobliskiego starbucksa. nie wzielismy za to ciuchow na zmiane, a adas mial maly wypadek i NIE byl to tylko numer JEDEN.

jak juz do domu zajechalismy (a bylo przed dziewiata!!!) zaczelismy nasze bagaze (jak z wakacji) rozpakowywac, aadam jak zwykle ostatnio usiadl na miejscu kierowcy i sie bawil, nachylilam sie nad nim i zapytalam, czy bedzie jechal, a on do mnie: 'tak, daj klucyki' ;)

a w sobote

bylismy na plazy i byly wielkie fale, surferzy, piach, wiatr, pieknie bylo, tylko aparatu zabraklo, a szkoda. lapalismy fale. jakos tak ni z gruszki ni z pietruszki krzyknela, let's catch a big one! a adam jest teraz jak papuga, no i zaczelo sie z big one, lapalismy je z pol godziny. kazda byla dla adama BIG ONE. ze 2 razy to fala zlapala adama i podmyla, ale juz sie tego nie boi. w zeszlym roku jak go raz podmylo, wiecej do wody nie wszedl.
a dzis patrze przez okno i nic nie widze, znaczy widze zlalne deszczem szyby. nie pojechalismy dzis do przedszkola. przed 8 zaczela sie burza, dobrze, ze przed a nie po, bo mogla nas w drodze zlapac.
na mysl o przedszkolu wszyscy byli dzis bardzo zli i smutni i nie moglismy sie dogadac, a jak uslyszeli ze do przedszkola jednak nie jedziemy radosnie usiedli do stolika i zaczeli rysowac i dlugo rysowali i zosia zrobila 'kapelusz z piorkami' adam narysowal serie potworow z czego jeden specjalnie dla olafa. a teraz wszyscy spia , taka pogoda sprzyja drzemkom! a ja sobie siedze i pisze, rosol ugotowany, steki zamarynowane, ach, jak fajnie ze czasem pada deszcz i nigdzie nie trzeba sie spieszyc, zwlaszcz po weekendzie.

a we wtorek?

a we wtorek ja nie moge, bo mam pranie ;)



 praczka byla bardzo zadowolona ze wykonanej pracy, nawet chcial sie cioci oli pochwalic


przy okazji wyprany zostal adama kon, powiedzmy, ze wlasciciel nie byl z tego zadowolony, kon jest piekny, taki aksamitny. prezent od babci, taki bezokazyjny, czyli najfajniejszy.
konie sa w sumie az 4: klacz, 2 zrebaki i ogier, ktory  jako jedyny ma uprzaz i chyba przez to najwieksze branie ;)

czwartek, 17 maja 2012

zabawa w byka

prosto z bolka i lolka.
zaczela ja zosia, bawila sie w byka z tata, potem z adamem, a ostatnio nauczylismy olusia jak sie w nia bawic
adam z tymi swoimi lokami jest najlepszy w roli byka, no i wczuwa sie bardzo w role, sa palce na glowie, kopie podloge jedna noga, marszczy czolo i patrzy spod byka oczywiscie, a potem pedem przez cale mieszkanie prosto do celu, czyli czerwonej kuchennej scierki ;)





wspolne rysowanie

bardzo nam sie spodobalo (nie na tej samej kartce, kazdy ma swoja)  zazwyczaj w piatki, ale nie zawsze jest tak jak by mama chciala. w malowanie laki, ja bardzo sie wciagnelam jak wadomo, zosia troche mniej, po jakims czasie stwierdzila, ze chce zrobic samolot. ja na to, ze samoloty to moze z tatusiem? a ze tatusia nie bylo cialem, a mamusi duchem, to poradzila sobie sama. bardzo mi sie ten samolot podoba.




a to jeden z potworow adama, ktoych powstala juz niezliczona ilosc


dzien mamy

w ameryce zawsze w niedziele.
na sniadanie frnancuskie, francuskie, tylko jak to sie pisze? ;) moze rogaliki? niech bedzie ze rogaliki. pyszne 'suche', pyszne z miodem, pyszne przytostowane na drugi dzien, moje ulubione. prezent z przedszkola dostalam juz w paitek, piekny kubek, ktory stal sie tym najpiekniejszym teraz wazonem. male wyciane rysunki (zosi specjalnosc) pelne kwiatkow, motylkow, biedronek i serduszek tez byly.


po sniadaniu spakowalismy sie i pojechalismy na piknik i nad ocean na caly dzien. oh jak dobrze nam wszystkim tam bylo. praktycznie zero sasiadow, tylko drzewa, trawa, robaki, slonce, wiatr i my. jedzenie przepyszne, towarzystwo doborowe, dzieci w siodmym niebie. czego wiecje trzeba? wiecej takich dni oczywiscie!!!!


















nie powiedziala bym, zeby woda nadawala sie do kompania, ale coniektorzy to sie ostro zmoczyli. ja weszlam do kostek i mialam wrazenie, ze zimna woda przenikala mnie do kosci. adam sie doslowne polozyl w wodzie przy brzegu.

środa, 16 maja 2012

dialogi z calosci wyrwane

zosia: nie mozesz wybrac soczek i lodzik, bedzie cie bolal brzuch!!!
adam: mama da mi lekarstwo!

zosia (wrocila z przedszkola, olus rozebral jej pieska z jakiegos ubranka, gdybym wiedzial, ktore mial na sobie to bym szkode naprawila, niestety nie wiedzialam, co mial akurat na sobie na dzien ;): adam, nie mozesz pozwalac olusiowi rozbierac mojego pieska!
adam: ok, nie pozwolim.

adam nie moze wieczorem zasnac, kreci sie i wierci, przeszkadza mu potwor zza sciany, samochod, muzyka, zosi odkryte nogi, w koncu wstaje z lozka i niezmiernie powaznie mowi: nie mam sily spac, za duzo zjadlem, musim poczytac ksiazke.

zosi polsko-angielki miks: zyraf (zyrafa)
adama polsko-angielki miks: japol (jablko)

adam ostatnio jak sie na kogos zezlosci (wiadomo, najczesciej na mame) to pluje, no nie tak, zeby tam jakas slina do mnie dotarla, ale sam fakt doprowadza mnie do szalu. dzis zezloscil sie na mnie oczywiscie i znowu zacza pluc, zobaczyl moja mine i stwierdzil, ze nie plul na mnie tylko na pokoj ;)

czwartek, 10 maja 2012

co w trawie piszczy

czyli co u nas slychac
adam mowi juz bardzo duzo, moza rzec, ze wszystko? no powiedzmy ze 'achochod' to samochod i trzeba troche pomyslec, zanim sie go zrozumie, ale generalnie potrafi wszystko wytlumaczyc. ciagle straszy nas potworami, ze sa, ze byly, ze beda, ze widzial, ze z nim mieszkaja, a mowi na nie doslownie 'potoly'. rysuje je tez bez przerwy.


rozmawia z pomponami jak je przklada z tacki na tacke, jedne sa mama, drugie tata, jest i zosia i maja i on i olus oczywiscie.


najczesciej zadaje mi pytanie zasadnicze: ' a biendzie bajka???' plus najslodszy z usmiechow.


nie daje sie zosi wyslowic (a cos ostatnio dlugo jej schodzi zanim sie wypowie) powtarza kazde slowo po niej, pamietacie ta zabawe, jak ktos ciagle powtarza nasze slowa w trakcie mowienia??? robi dokladnie to samo. tlumacze jej, ze to jego sposob na nauke nowych slow, ale rozumie, ze ja to denerwuje, sama nie moge sie skupic na tym co mowi, bo wszystko slysze podwojnie i tylko czekam, kiedy wybuchnie, potem zaczyna od nowa i tak jeszcze ze 2 razy. dzis byla historia o slimaku, ktory wyszedl przez zamkniete drzwi, nie doszlismy do porozumienia, wymieklam. mamy super duze akwarium z 3 slimakami, ktorym zupelnie sie tam nie podoba. odkad wczoraj wieczorem zasnely, tak spia, ale skoro trzymaja sie 'sufitu'  i robia kupe, to chyba zyja co?...jada jutro do przedszkola, zosia chce je pokazac dzieciom. pytanie czy da rade, bo to nie pierwszy raz jak cos bierze, a na miejscu wymieka i kaze mi zabrac do domu to co do pokazania wziela. taki piatkowy zwyczaj 'show and tell' mysle ze ciagle ma opory z mowienim po angielsku, gdybam, bo do mnie coraz czesciej cos po angielsku mowi, kiedys myslalam, ze bedzie mnie to denerwowac, ale tak naprawde to mnie to w tej obecnej chwili cieszy....taki z niej dziki kotek ostatnio sie zrobil.


a wracajac do slimakow, to ustalilismy, ze musza wrocic, do swojego domu, czyli ogrodka adriana, bo zdecydowanie nie podoba im sie w nawet wielkim jak na nie akwarium. tymczasem sedzia barbara przedluzyla im pobyt w odosobnieniu do soboty, lzy jak grochy polecialy po takiej jednej slicznej buzi...

a co ja robilam ostatnio procz wydawania wyrokow w sprawie slimakow??? ciagle przestawiam wszytsko, usprawniam, udoskonalam, robie ladniej, wygodniej, nie potrafie inaczej, czy ja kiedys przestane???? watpie...
wczoraj zrobilam z zosia 'murzynka' u nas sie mowilo ciemne ciasto, pokruszyl mi sie caly jak wyjmowalam z blaszki (moja wina, nie dosc ze robilam to za wczesnie, to jeszcze lekko poddenerwowana, ekhm, ekhm...) jemy go lyzeczkami, doslownie. a dzis zrobilam (chyba pierwszy raz w zyciu) steka i wyszedl mi tak dobry, ze od stolu nie chcialo sie wstawac, mamo dzieki za przepis na 'bisteka' wyszedl jak marzenie!
co jeszcze? dodalam kolejne 3 ksiazki do koszyka na amazonie, razem mam ich tam 5, 70 dolarow, lekka przesada, musze cos przelozyc do poczekalni, pytanie co...
a z nowych ksiazke na polce dzieci pojawila sie ksiazka o jezu (z ikei) piekna historia pieknie wydana z jeszcze piekniejszymi ilustracjami, przeszla mi przez glowe mysl, zeby kupic jeszcze jedna, wyciac ilustracje i powisic na nowych niebieskich scianach w pokoju dzieci...

a ze wspolnego z zosia malowania wyszlo mi co takiego:
(podoba mi sie ;)