czwartek, 29 września 2011

the story about ping

czytalysmy przez caly tydzien, czasem adas do nas dolaczal, ale zazwyczaj czytalysmy jak spal. 5 dni z rzedu ta sama ksiazka, ta sama historia, a codziennie czegos nowego sie uczylysmy.
jednego dnia o chinach, drugiego dnia o rzece jangcy, trzeciego o tym jak piekne sa w niej ilustracje, zosia zapytana zauwazyla, ze sa namalowane kredkami. rysowalysmy razem, niebo o zachodzie slonca, i rzeke, zolto-niebiesko-zielona. zosia uczyla sie rysowac ryby ;)
innego dnia pokazalam jej, ze kaczka narysowana z przodu, znaczy sie nie z profila, juz nie wyglada jak kaczka na pierwszy rzut oka. rysowalismy jajko widziane z boku i od dolu, a na koniec zosia narysowala na nim z jednej strony siebie, a z drugiej adasia ;)
byla tez lekcja fizyki, sprawdzalysmy wypornasc roznych domowych przedmiotow, to byla jedna z najfajniejszych lekcji.
a wszytsko zgodnie z zakupionym na amazonie planem lekcji. lubimy czytac, czytamy codziennie, wierze w wychowanie przez czytanie, wierze w nauke przez czytanie, wierze, ze zaszczepilam wam milosc do ksiazek, wierze, ze wam to nie minie, do konca zycia.

pianka do wykalaczek?

jestem ciagle na etapie jesiennego oczyszczania naszego zagraconego mieszkania, ludze sie, ze bedzie lepiej, taaa, dream on...
a sprzatajac dziwne miejsca rozne rzeczy mozna znalezc, np pianke z jakiejs paczki pewnie, zachowana przez niemeza pewnie. pocielam ja na kawalki, do tego wykalaczki i zabawa na pol godziny. zosia zrobila pieska, olus zrobil pociag, a adas namietnie zabieral olusiowi wykalaczki, bo teraz tak ma, czego by sie olus u nas nie dotkna, adam zaraz krzyczy, ze tez to chce, o dziwo, olus mu to daje, zazwyczaj, jeszcze niedawno sam tak robil, pocieszam sie, ze to samo przychodzi i samo odchodzi, z wiekiem...adas na wszystkich krzyczy: 'no majn!!!' nawet jak zosia sie do mnie przytula ;)

co by tu jeszcze z jabluszek...

a to moze po bluzeczce?

byly tez jablkowe muffiny, clakiem niezle, mimo tego ze pomieszalam pudelka z soda i proszkiem do pieczenie i nie wiem dokladnie ile czego zosia dala. przy wykladania ciasta do formy zosia nagle krzyknela 'mamo zapomialas o jajach!' nie zapomnialam, nawet nie zauwazylam, ze nie bylo ich w przepisie. prawdziwa pani kucharska z ciebie zosiu!!!
troche jablek zawiozlysmy ewie. szedl z nami adas, ale po drodze spotkalismy tate, wiec adam od nas sie odlaczyl. zostalysmy same z jablkami i wozkiem, na ktory zosia bardzo chetnie wskoczyla. oj ciezko mi sie go pchalo, zaproponowalam, zeby zeszla, a coreczka mi na to, ze jak zejdzie to i tak bede musiala pchac ;))))
taa, musze jesc wiecej jablek, bede miala wiecej sily ;)


cos dla ducha cos dla ciala

cos dla mamy, cos dla mnie, z mysla o mnie, tak, potrzebne mi to bylo. zapisalam SIE, do ymca, bylam na zumbie i na jodze. dobrze mi z tym ze robie cos dla siebie. jak wychodze z domu szykujecie sie do kapieli, jak wracam konczycie ogladac bajke, idziemy razem czytac, zosia idzie spac a adas jeszcze szaleje do 9.
czy dam rade???
zobaczymy, w palnie jest tez family zumba i family joga, i gimnastyka dla zosi. zobaczymy co z tego wyjdzie. dzis na jodze sie poplakalam, tylko ze ja placze nawet jak czytam zosi o basi i koledze z haiti
;) ciegle, choc tak wiele razy ja czytalysmy.
lubie joge, lubie czuc wszytskie czesci swojego ciala, lubie ten relaks na koniec, lubie wysilek w trakcie, lubie cwiczenie rownowagi.
a jak bylo na zumbie? no spocilam sie strasznie ;)

poniedziałek, 26 września 2011

jak co roku, wyprawa na jablka

bo to juz czas.























troche za wczesnie sie w tym roku wybralismy, jest u nas ciagle goraco, a co gorsza parno. adam jest wiecznie mokry, jednego dnia musialam mu wlosy recznikiem wycierac, takie byly mokre. byl pobawiac sie u sasiada na dole, okazalo sie ze powyjmowali juz klimy z okien, potwornie goraca tam u nich musialo byc ;(

a jablka jak co roku, piekne, czerwone, slodkie, kwasnie, winne, jakie kto lubi.

ja lubie lekko kwasnie 'szczelajace'. nie wiem ile zjadalm, z pewnaoscia za duzo. adam na widok oblepionych owocami drzew zacza krzyczec:'apple mama, apple tata!!!' nie wiem skad on to apple wzia, bo zosia tak nie mowi, przynajmniej przy mnie, mysle ze moge sasiadom z dolu podziekowac ;)
zosia uzbierala z pol torby, ktora dzielnie nosila, najbardziej sie cieszyla z jablka ktore udalo sie razem z listkiem zerwac. adam tez calkie sporo nazbieral, aczkolwiek wiekszisc to byly spady. a co bylo najwieksza po jablkach atrakcja? polna droga, odkrywanie kamie

ni i zagladanie co pod spodem, a tam dzdzowniece na przyklad ;)


rzucanie kamieniami tez bylo oczywiscie atrakacja, ta z tych 'zabranianych'.

dlugo sie jechalo, jeszcze dluzej wracala, ale mimo wszystko warto bylo. trasa piekna, gory, jesienne kolory na drzewach, az mi sie polazic zachcialo, moze namowie niemeza na przyszly weekend, kto wie, kto wie...
no i co my z tymi wszytskimi jablkami teraz zrobimy, bo do przetworow sie nie zabieram. dzis pokroilismy je na male kawalki, potem wrzucilismy do pudelek, do tego troche brazowego cukru, troche cynamonu (w pudelku adama zdecydowanie za duzo cynamonu) wytrzepac pudelko pozadnie i mozna zajadac.
jutro moze piaczatki z jablek?
nie moze, koniecznie!

piątek, 23 września 2011

zosia i mama

zosia bardzo lubi, jak cos razem malujemy, a ja bardzo lubie z nia malowac, jedyne czego nielubie, to 'zwyczajnych' kolorowanek, ze szczegolnym uwzglednieniem tych na szarawym cienkim papierze...
jakis czas temu zosia bawila sie w mieszanie kolorow, a jak kartka wyschla, wzielysmy kredki i mazaki i takie cos nam powstalo:

a w tym tyugodniu namalowalysmy razem mandale, zosi coraz lepiej idzie odrysowywanie kolek od szkalnki. pomysl na teczewe kolka wyszedl od niej.

poleczka malego przyrodnika

namowila mnie na nia marta, a na moje, ze ja NIE mam miejsca na stolik (bo to piwinien byc stolik) nawet znalazla mi 'stolik' w moim wlasnym domu ;) no i dobrze sie stalo, bo w koncu mamy miejce na wiecznie znoszone do domu, kamienie, patyki, listki, kwiatki, piorka, zoledzie, no doslownie wszystko znalezione na dworze, no poza kartami biznesowymi, ktore zosia namietnie zbiera, a a ja wyrzucam po kryjomu, a ona potem znajduje je w smieciach i jest afera ;)
duzo tam teraz skarbow z wakacji, malowane muszle i kamienie, adama ukochny waz (tak mamo, adam go poprostu kocha!) no i jest miejsce na moje rozne zielone galezie, ktore cale zycie zbieram. nawet maja jest zachwycona, zawsze cos tam zielonego podje, a przy okazji wazon przewroci. zosia narysowala i wyciela jezioro, ale praktycznie go spod skarbow nie widac, jest tez zielona lodka, ktora zrobila zosi olivia. czesto przy nim stoicie, przestawiacie, dokaladacie, zabieracie, a ja patrze i sie ciesze jak male dziecko. tak, to byl bardzo fajny pomysl, dzieki marta!

czwartek, 22 września 2011

lato odeszlo

a na pozegnanie zafundowalo nam super duszny dzien, dzieki bogu sie juz prawie skonczyl, nie nalezal do najmilszych. zacza sie pobudka o 8, znaczy sie powinnam sie cieszyc, tak? tylko ze to sie u nas NIE zdarza, a jak juz sie RAZ na ROK zdarzy, to sie caly dzien przewraca do gory nogami. adam zasna PRZED DZIESIATA, a uspienie go bylo nie lada wyczynem dla moich uszu, zasypial na taka 'melodie' : 'khm (gdzie) adi mama?' razy 60 z hakiem bo w koncu przestalam liczyc...musialam (naprawde musialam) troche na niego nakrzyczec, bo juz nie dawalam rady, wiec zacza 'adi aaa dom mama' razy powiedzmy z dwadziecsia, znowu troche nakrzyczalam, wiec zacza to samo od poczatku, tylko szeptem ;)))
a z tych lepszych wiadomosci, pojawilo sie kolejne nowe slowo w coraz szerszym zasobie slownictwa adasia, pipin, a potem nawet pingin, czyli pingwin jak mozna sie domyslic, szkoda ze o tym pingwinie mi nie opowiadal na dobranoc, zawsze to cos nowego, a nie tylko adi i adi ;)

dziubek


zamieszkal z nami (dzioba juz niestety nie ma, wynikiem blizszego spotkania z adasiem, a w zasadzie to wielkij milosci, jaka adam go darzy).























chowam go gdzies, w kuchni zazwyczaj, a wy go przypadkowo znajdujecie. no i tu musze przyznac, ze zazwyczaj to adam go pierwszy zauwaza.
nie przypominam, nie kaze szukac, tak sami z siebie jak go zobaczycie cieszycie sie bardzo.
pomysl podpatrzony u kogo? no wiadomo, ze u marty ;)

środa, 21 września 2011

drobiazg

taki, bylismy w niedziele na zakupach, miedzy innymi w h&m, gdzien NIC sobie nie kupilam, nawet chcialam (tak, nawet ;) ale nie za bardzo byl czas polazic, nic na pierwszy rzut oka sie spodobalo, buu...) niemaz za to kupil dzieciom ocieplane trampki (takie same) ktorych nie chca teraz sciagac mimo ze na dworze jest 20 stopni. ale ja o czyms innym mialam, stalismy sobie w dziale dzieciecym sekcji chlopiecej i adam zacza sciagac z wieszaka bluzke i krzyczec jak to adam na cale gardlo: 'ja, to ja tata, ja to ja mama!!!!!' a ciagna za rekaw bluzke ktora mu kiedys kupilam, nie mial jej akurat na sobie, wisiala scisniete miedzy innym podobnymi tylko w innych kolorach, ale on ja wypatrzyl. moj synek, no wiadomo, ze takie szczegoly to tylko po mamie. choc niemaz ostatnio tez zadziwia, zuwazyl kilka razy, ze mialam na sobie rzeczy, ktorych jeszcze nie pral ;)

wtorek, 20 września 2011

siosia!!!

no i kto tak pienie siostre dzis przy sniadaniu nazwal, no kto????
jeszcze sam jej nie wola, ale zapytana jak ma siostra na imie pieknie deklamuje 'siosia'
zapytany jak sam ma na imie mowie ze nie, ze ja nie i tyle, adam bezimienny.

niedziela, 18 września 2011

pianka do golenia?

nie! do bawienia! nie pomyslalam o zapachu i kupilam w 99ju najtansza o zapachu niezwykle 'wstretnym' zosi sie o dziwo podobal, a zazwyczaj podobne zapachy nas odstraszaja, adam sie nie bawil, obawialam sie ze moglo to byc troche za duzo, jak na jego niespokojne rece wiecznie w ruchu. pomysl pink and green mamy. warstwa pianki w jakims naczyniu, potem barwniki spozywcze (mialam tylko 2, moze i dobrze, bo i tak 4 kolory nam wyszly ;) to sie najbardziej podobalo, poszedl caly zolty i wiekszosc niebieskiego. potem drewniany patyczek, tez fajne zadanie. przykladalysmy kartki wspolnie, ale z pianki czyscilam je sama. dobrze, ze barwnik sie skonczyl, bo poszedl by nam caly papier. a potem to juz 'bezinstrukcyjnie' rece+pianka+plastikowe male zwierzaki+miska z woda+recznik i mozna sie godzine bawic ;)
zosia jest ciagle zafascynowany tym, jak sie kolory mieszaja i tworza zupelnie nowe, albo podone, tylko o innym odcieniu, ciagle zielony jest jej uluionym kolorem.

na koniec zapomnialam, ze wlasciciel naprawial rury u sasiadow z dolu i splukalam 'kolorowa' piane w wannie, oj bardzo sie staramy, zeby nas z tego uroczego mieszkania wyrzucono ;)


piątek, 16 września 2011

make pelnoziarnista


niemaz kupil, i po co? zeby nie udaly mi sie bananowe muffiny, a moze po to zeby wyszlo ciasto ze sliwkami? przepis znaleziony na 2 chochelkach
mam tez make gryczana 'malouzywana' tez niemaz kupic, moze komus odstapic ;)

czwartek, 15 września 2011

(nie)zwykle kredki?

przede wszystkim nie byly tanie, ale to taki szczegol ;)
zosia chyba za pozno je poznala, nie wykazala wiekszego zaiteresowania, woli swoje stare, za to adam przeciwnie, a co z nimi robil, bo przeciez nie rysowal, sami zobaczcie ;)
na koniec zrobil to, co adasie dwulatki lubia robic najbardziej, rzucil nimi w gore, ja skamianialam, ale nawet jedna sie nie ukruszyla, moze jeszcze, a moze rzeczywiscie sa NIEzwykle, zrobione z pszczelego wosku, kanciaste, latwo nimi cala kartke zarysowac w kilka chwil ;)

środa, 14 września 2011

jeszcze zdjecia

na kamieniu przed domem 'hurra wakacie!'








przywiezlismy do domu cala torbe muszelek i kamieni
na tarsie najfajniej sie zamiatalo wiekowa miotla

sniadanie

czasem padalo, ale za bardzo nam to nie przeszkadzalo ;)

adam odlecial na bajce z buzia pelna jagod ;)

przed wejsciem byla bardzo fajna hustawka, czesto w ruchu


bylo drzewo do wspinania
















zakopywanie w piachu po szyje


adam wykopal na plazy skarb, straszliwego dinozaura!

niemaz zostal morsem, nawet cisnienie za bardzo mu nie skoczylo ;)
zosia bardzo chetnie do taty dolaczyla















































adam plywal po warszawsku ;)