środa, 17 kwietnia 2013

nowy nabytek

dzis zamiast do ogrodu botanicznego, pojechalismy do ogrodu zoologicznego tez na brooklynie, dzieci mocno ta nazwa zdziwila, chyba nigdy wczesniej tak o zoo przy nich nie mowilam ;)
ilosc zwierzat w tym malutkim ogrodzie mozna zliczyc na palcach, ale jest idealane na popoludnie. trafilismy na karmienie (polaczone z wystepem) fok. zaliczylismy 3 razy toalety, adam za kazdym razem nie chcial isc i za kazdym razem zalatwial sprawe, skoro 'musial'. nakarmilismy owce i kozy i czas bylo wracac. jeszcze tylko szybka wizyta w sklepie przylegajacym do ogrodu botanicznego i mozna bylo jechac do domu ;) tak sobie mysle, ze moze ja bede te roslinki zbierala? skoro zosia moze notesy, to ja moge 'finlandzckie' palmy ;)



ogrod botaniczny na bronxie

w niedziele sie wybralismy.bardzo chcialam dzieci, a zwlaszcza zosie zajac w tym wyjatkowym dniu, pierwszym bez babci. mialam nosa, ale pewnych rzeczy i tak nie da sie powstrzymac...
w drodze do ogrodu wszyscy zasneli, i dobrze, bo mozna bylo spokojnie poszukac darmowego parkingu, bo zaplacic za bardzo dogodny parking przy samym ogrodzie 12 dolarow nie przejdzie u mojego najukochanszego niemeze. dobrze, ze sie w koncu zorientowalam, ze na bronx mozna jechac 20 minut zamiast godziny jezeli sie pojedzie przez most ktory kosztuje 5 dolarow, wynegocjowalam, ze jedziemy przez manhattan, czyli za darmo, a wracamy przez most, czyli jestesmy w domu szybko, ale drogo ;)
piekny jest ten grod, o kazdej porze roku. w czesci dal dzieci zalapalismy sie na robienie mini terrarium z begoniami w srodku. polazilismy tu i tam, zjedlismy prowiant, troche powspinalismy sie na skaly, a w ichnym sklepiku zoska naciagnela mnie na kolejny notes. troche bylam zla, ale zauwazylam, ze to jest cos, co ja bardzo cieszy, chyba mozna powiedziec, ze ona te notesy zbiera, ma ich calkim sporo i wszytskie powoli zapelnia. tylko tym razem zaznaczylam, ze zabraniam wypelniac go falami dunaju...;)










po powrocie do domu zosia jednak zaplakala rzewnie za babcia, zasadniczo to sie spodziewalam, ze to w koncu nastapi, bo skoro ktos sie z kims bez przerwy w cos bawil, i nagle tego kogos nie ma i juz, to jak moze nie byc smutno...

wtorek, 16 kwietnia 2013

ogrod botaniczny na brooklynie po raz drugi

a bedzie 3 i calkiem mozliwe ze i 4 choc ten ostatni jeszcze sie nie wydarzyl, ale w najblizszej przyszlosc, czyli jutro ;)
pogoda byla jak widac bardziej letnia niz wiosenna, tylko lisci na drzewach ciagle brak...



a to jest wielkie gniazdo zbudowane przez artyste z drzew i galezi, ktore w ogrodzie polamal huragan sandy ubieglej jesieni...


zakilowe wzgorze:



tak naprawde to bardziej mi sie tam podoba niz w zoo, jezeli mozna te dwa miejsca porownac, robie to pewnie dlatego, ze sa w tym samym miejscu vis a vis. malo odwiedzajacych, duzo miejsca do biegania, pelno drzew do wspinania, tylko ten dojazd...no ale byla z nami jeszcze moja mama, a z nia nic nie jest mi straszne. zdazalo sie na naszch niezliczonych wycieczkach, ze nam zoska odplywala w metrze w drodze powrotnej, wiec ja mam niosla, a ja na nia jeszcze krzyczalam za plecami... chyba nawet raz sie nie zdarzylo, zeby im odmowila zabawy w ganianego, chowanego czy ciuciubabke.


lezala jak adam jej przykazal (nawe zademonstrowal), chcial sobie przez nia poskakac, nie powiem, odwazna jest ta moja mama, mowie wam.


gotowi...


do startu...


 hop!!!


tylko platkow magnolii zdecydowanie nie chciala skosztowac, choc ja adam bardzo namawial ;)



w sekcji dla dzieci jest kompost w ktorym mozna sobie pogrzebac, wrecz zachecaja dzieci do tej roboty, moich zachecac nie trzeba bylo, zwlaszcza ze po chwili kazdy mial juz swoja dzdzownice ;)





artysta ;))


 czakajac na prysznic ;)



wisnie dalej nie zakwitly, ale magnolie byly w pelni


a z 'botanicznego' sklepiku tym razem przyjechaly z nami do domu 2 identyczne kwiatki. jeden zostal z nami, drugi polecial z mama do polski, mozna rzec, ze zostal przemycony, a mama jest przemytniczka ? ;)
bardzo ciekawe risliny, wypytalam pania ogrodniczke o nie mocno i PRAWIE wszytsko zrozumialam. jeden malo wazny detal przekrecilam ;))) uslyszalam, ze roslina pochodzi z finalandii, a chodzilo o to, ze nazywa sie tillandsia ;) potem jak zaczelam mamie tlumaczyc to do mnie dotarlo, ze to jest raczej roslina pustynna i coz ona by w tej finlandii robila, skroro mrozow nie znosi ;)
maja mi ja troche podjadla, wiec nie moze byc w zasiegu jej lapy. tymczasem zawiesilam ja w sloiku na oknie. nie potrzebuje ziemi, tylko slonce i wode 2 razy w tygodniu. ciekawe ile pozyje, bo widzialam, ze ja maja juz odnalazla, spogladala na nia dzis jak na pierwszej klasy kasek...pelargonia jej nie kreci, anginka/cytrynka tez nie aczkolwiek, chyba lubi sie do niej przytulac, bo jest cala w jej wlosach.

czwartek, 11 kwietnia 2013

przegralam...

mamy nowy telewizor.


stary powedrowal na ulice przed swietami, rano juz go nie bylo, co mnie niezmiernie ucieszylo, bo ktos go sobie jeszcze pouzywa. jego miejsce zajela choinka. przyzwyczailismy sie dosc szybko, bo w zasadzie bardzo malo ogladalismy.
dzieci sie ciesza, znowu maja bajki na pbs kids. a ja musze przyznac, ze jednym z plusow jest to, ze bajki teraz tylko po angielsku beda. no i laptop mam wolny jak ogladaja ;)
i jeszcze zblazowane dzieci przed nowym telewizorem...



musialam go troche rozweselic, bo taki czarny z niego charakter ;)





ogrod botaniczny na brooklynie

dawno tam nie bylam, adam byl pierwszy raz. nie jest daleko, ale slaby mamy tam dojazd, najpierw metro, a potem autobus. adam zasna mi w autobusie na kolanach (wozki trzeba miec w tutejszych autobusach zlozone) udalo sie nam wysiasc i adam przelozyc. udalo mu sie jeszcze chwile przespac i niewiele stracil.


zoska namietnie zbierala wszytskie dzikie kwaitki, ktore udalo sie jej wypatrzec:






udalam, ze nie widze tabliczki z napisem zakazujacym wspinania sie na drzewa, zosia jeszcze tak dobrze nie czyta, zeby zauwazyla ;)




 a to bylo drzewko pomaranczowe, ale owoce mialo bardziej do mandarynek podobne..






a w ogrodzie bylo przepieknie. w miare pustp. jak widac po ubraniach pogoda powoli zaczyna robic sie wiosenna. a wiosenne kwiaty w pelnym rozkwiecie, tulipany, krokusy, zonkile, przepieknie tam pachnalo. magnolie byly tuz tuz, ale jeszcze nie kwitly. wisnie tez jeszcze niesty nie rozkwitly.
ale mozna bylo zrobic miedzy nimi wyscig! i pobawic w stary niedzwiedz mocno spi, a ja moglam sie temu wszytskie przyglodac i podziwiac mame, ze ma sile, ktore ja juz nie mialam!