środa, 17 kwietnia 2013

ogrod botaniczny na bronxie

w niedziele sie wybralismy.bardzo chcialam dzieci, a zwlaszcza zosie zajac w tym wyjatkowym dniu, pierwszym bez babci. mialam nosa, ale pewnych rzeczy i tak nie da sie powstrzymac...
w drodze do ogrodu wszyscy zasneli, i dobrze, bo mozna bylo spokojnie poszukac darmowego parkingu, bo zaplacic za bardzo dogodny parking przy samym ogrodzie 12 dolarow nie przejdzie u mojego najukochanszego niemeze. dobrze, ze sie w koncu zorientowalam, ze na bronx mozna jechac 20 minut zamiast godziny jezeli sie pojedzie przez most ktory kosztuje 5 dolarow, wynegocjowalam, ze jedziemy przez manhattan, czyli za darmo, a wracamy przez most, czyli jestesmy w domu szybko, ale drogo ;)
piekny jest ten grod, o kazdej porze roku. w czesci dal dzieci zalapalismy sie na robienie mini terrarium z begoniami w srodku. polazilismy tu i tam, zjedlismy prowiant, troche powspinalismy sie na skaly, a w ichnym sklepiku zoska naciagnela mnie na kolejny notes. troche bylam zla, ale zauwazylam, ze to jest cos, co ja bardzo cieszy, chyba mozna powiedziec, ze ona te notesy zbiera, ma ich calkim sporo i wszytskie powoli zapelnia. tylko tym razem zaznaczylam, ze zabraniam wypelniac go falami dunaju...;)










po powrocie do domu zosia jednak zaplakala rzewnie za babcia, zasadniczo to sie spodziewalam, ze to w koncu nastapi, bo skoro ktos sie z kims bez przerwy w cos bawil, i nagle tego kogos nie ma i juz, to jak moze nie byc smutno...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz