niedziela, 29 sierpnia 2010

parvin park

nasz pierwszy rodzinny kemping.
dlugo tam jechalismy, oj dlugo, gps pokazywal ze powinnismy byc szybciej, ale my i tak jechalismy bardzo dlugo, a wracalismy jeszcze dluzej, plus w drodze powrotnej adam spal tylko 30 minut. ale dzieci potrafia juz same siebie zabawiac, chocby super zarazliwym smiechem, byl tez konkurs: kto glosniej pisnie, wygrala zofia, ale adam byl bardzo blisko, a raczej wysoko ;)w konkursie kto bedzie najbrudniejszy wygral chyba
olaf, ale adam byl zaraz za nim, po nich oliwia z zosia, tak po rowno i na czarnym koncu alicja, ktora jak na alicje, byla bardzo brudna i zasadniczo wygrala, bo brud jej przeszkadza, a mimo wszytsko byla brudna ;) mi tez nic nie brakowalo, zwlaszcza ze wykompalam sie dopiero w
domu.














byly zjazdy na zip-line



















super wynalazek panstwa kaspeserskich. mezczyzni bardzo sie wczuli w zawiazywanie liny, musialo byl wysoko i mocno ;)






























wieczorem palilismy ognisko, byly kielbasy i marshmallows
oczywiacie, a na koniec jeszcze cudownie ziemniaki z farmy, pomysl i wykonanie: krzys, na ktorego oliwia przepieknie mowila
'ksystof'.

dzieciaki plywaly kajakime, malowaly, kopaly, a nawet bawily sie na placu zabaw, byl ze tak powiem w zasiegu reki. niebywala atrakcja byl tez 2-osobowy wozek do ciagniecia za rowerem.
a








zaczelo zie troche falatnie, bo z 2 podwojnych materacy zostal nam jeden napompowany, a drugi dziurawy. czyli spalismy w 4ke na jednym, a zasadzniczo to splala tylko zosia, bo adam plakal srednio co godzine, czyli ja nie spalam tez, a jak sie okazalo i kasperscy i tuzinowscy tez nie spali. ania nawet wysylala krzysia do nas z tylenolem (syropem na goraczke, ma tez wlasciwosci usypiajaco uspakajajace ;) ale sie zbuntowal i nie poszedl, a samej jej sie nie chcialo ;) adamowi bylo poprostu ciasno i dziwnie pierwszy raz spac w namiocie, ale nastepna noc byla juz lepsza, bo krzysiu oddal nam swoj pojedynczy materac.

bylismy tez na plazy, brdzo fajnej, bo rosly na niej potezne drzewa i mozna bylo sobie posiedziec w blogim cieniu. sebastian swoim zwyczajem rozebral zosie do naga, bo sie w wodze zmoczyla. wzbudzila tym spore zamieszanie i oburzenie sasiadow o raczej ciemniejszym od naszego odcieniu skory i zdecydowanie 'grubszym jezyku. zosia zostala ubrana a oburzone sasiedztwo zignorowane ;)
















pytalam zosie 2 razy, co sie jej najbardziej podobalo?
'gzyby z wody' uslyszalam 2 razy to samo, tato wyciagna jej z wody kwiat nenufaru, lilii wodnej ;) taka mala rzecz, a zapadla w jej pamieci...

w drodze powrotnej pytalismy sie o prace, kto jaka wykonuje.
wiec praca zosi jest robienie kupy i kopanie w piachu ;)
adama praca jest tez kopanie w piachu
mamy praca to robienie kolacji ;)
a zapytana o prace taty powiedziala, ze tato to chodzi do pracy pracowac ;) i wszystko jasne!

zmeczoni wrocilismy, ale warto bylo, oj warto!!!

środa, 25 sierpnia 2010

ktos chcial nas okrasc..

elektronicznie na szczescie tylko...
podjelam wczoraj probe zakupu ksiazek przez internet z polskiej strony i zaplacenia za nie nasza tutejsza karta, wydawalo mi sie, ze operacja sie nie powiodla, nawet do nich zadzwonilam, ale ze bylo za 2 siodma nikt telefonow juz nie odbieral, bo pracuja do 7. po godzinie zadzwonil lekko poddenerwowany niemaz i zapytal czy cos kupowalam na ebay-u i na 2 innych stronach, wiec na jednej tak, ale o pozostalych 2 nic nie wiem. bank zablokowal karty, teraz czekmy na nowe. niby niewiele tego bylo, bo dolar z groszami tu i dolar z groszami tam, ale nie wiadomo co to i kto to i w ogole w jaki sposob...a ksiazki jak sie okazalo kupilam, tylko dlaczego na koncu wyskoczyl komunikat, ze transakakcja sie nie powiodla? przy okazji niestety niemaz sie dowiedzial za ile to ja te ksiazki kupilam...no ale jest okazja, przylatuje mama, nastepna taka nie wiadomo kiedy, a ksiazek dla adasia mam bardzo malo, zosia tez rosnie i pokochala cztanie, wiec nie ma sie co szczypac.
czy juz pisalam ze kocham ksiazki i nie dla mnie kindle itp? ksiazka ma zapach, rzekla bym dusze, zwlaszcza ta dla dla dzieci. wazne jest to o czym jest, jakie ma ilustracje. warto kupowac DOBRE ksiazki, a nie dzieciece harlekiny (bardzo mi sie ten tekst spodobal), lubimy i brzechwe i tuwima, ale procz nich jest cale mnostwo innych autorow. przepiekne ksiazki mozna znalezc i jak tak czlowiek pomysli, to wcale nie sa drogie, u nas jedna ksiazka jest czytana srednio 20 razy, a moze nawet wiecej??? a kosztuej srednio 20 zl. ksiazki dla doroslych kosztuja 30-40 zl? a ile razy zostana przeczytane 1, 2, 3? tak mnie napadlo po przeczytaniu artykulu w qlturce:


czytajamy dzieciom minimum 20 minut dziennie, same nie nabiora nawyku czytania, to my musimy ich tego nauczyc. rodzice, do ksiazek!!!!!

wtorek, 24 sierpnia 2010

alpinista

chyba ten nasz adam zostanie. dzis rano w trakcie szykowania sie do parku (ubierania troche wiecej, bo pogoda naprawde jesienna) slysze jak zosia z kuchni krzyczy:
'mamo, mamo, adas wsedl na stol!!!"
no to ja zadzieram kiece i lece, bo powaznie to brzmialo. adam stoi na stoliku zosi i majstruje przy sciennej lampce, super z siebie zadowolony i podekscytowany ;). potem jeszcze ze 2 razy zanim wyszlismy do parku. jak wstal z popoludniowej drzemki zaraz polecial do stolika. zupelne nowe zachowanie, zosia moze raz czy 2 weszla, ale na pewno nie mialam z nia takiego problemu, ze musze krzeselka przewracac (jeszcze nie zalapal, ze mozna krzeslo postawic i wejsc na stol, za to udalo mu sie jakos prrzyniesc z lazienki taki stoleczek na ktorym zosia staje do mycia rak i zebow, no i po nim ponownie sie wdrapal na stol).

wlasnie przytuptaly 2 sprragnione wody stopy. przyniosly ze soba hipcia (nowa stara przytulanka) i konika pony, ulubionego malutkiego, a ja tu stukam i lodzika zajadam:
' co ty tu mas?
'nie ruszaj, myslas juz zeby!'
'ja tylko pomacham' (nie chodzi o machanie, tylk o wachanie, tak to wymawia)
'pomachala i poszla, do hipcia i konika dolaczyl termos ;)
minelo 30 sekund
gole stopy ponownie przytuptaly:
'siku mama, siku...'
30 sekund:
'mama jus'
stpopy podreptaly do siebie, a roczki tylko hipcia trzymaly

jeszcze o adamie i jego nienawisci do jesiennego ubioru. dzis rano chcial odgryzc rekaw bluzce ;) a wczoraj z pol godziny wyl jak mu bluze z kapturem zalozylam. zaraz przypominal mi sie olaf jak plakal szarpal zimowa kurtke, chyba to samo przede mna, nie wiem, czapke to chyba trzeba bedzie na supel pod broda wiazac...

niedziela, 22 sierpnia 2010

koniec lata

można powiedzieć ze cały dzień padało, jutro ma padać trochę rano, a po południu maja być burze, za to we wtorek ma padać cały dzień, przestałam sprawdzać dalsze dni, wystarczy tych jesiennych wiadomości, Ania mówiła ze na weekend ma być ładnie, wierze jej na słowo. w piątek jedziemy na kemping, nasz pierwszy z dziećmi!!! ale jestem podekscytowana. Zosia się cały czas martwi ze nie zmieścimy się wszyscy w namiocie. mowie jej ze nie będziemy razem spać, ze każdy ma swój wielki namiot. no chyba ze to obawy polektorowe. Ola i olek śpią w namiocie, i co chwile ktoś się skrada i włazi im do namiotu (kura, kot pies, 3 myszki, 3 zajaczki, owca i kon ;) jeda z nami Kasperscy i Tuzinowscy.
byliśmy dziś u Tuzinowskich na domowej pizzy, Zosia cały dzień nic nie chciała jeść, bo będzie jada pizze u Alicji no i jak przyszło co do czego to zjadła swój kawałek cały. bardzo dobra im ta pizza wyszła. Adam pobij rekord, spal tylko raz i to tylko godzinę,. poszedł spać o 8, nawet nie marudził. a wszystko przez ponies (te takie konie z włosami). zastaliśmy pod drzwiami cala torbę, prezent od sąsiadki Bogny. maja przeróżne wielkości i kolory. całkiem spor kolekcja. byly juz czesane, kapane, jezdzily na motorze, zosia do konika:
'nie boj się, psecies mas kask'.

niemaz wlasnie zapytal o czym dzis pisalam, mowie o ty i o tym. a o sniadaniu napisalas???
no nie no, jak moglam nie napisac, zwlaszcza, ze widac niemeza w akcji i ...majtkach ;)
sniadanie bylo czystko krolewskie. french toasty z mascarpone, a do tego syrop konowy, truskawki i oczywiaciw kawka...mmmm

zrobilysmy w piatek taka letnia korone. poczatkowo zosia nie chciala wycinac zebow, ale jak jej pomoglam z 2 to juz poszlo, przy ozdabianiu juz nie potrzebuje pomocy, smieszna taka wysoka wyszla. i jeszcze motyle z cienkiej bibuly, zaczepilysmy je na zaluzjach, slicznie wygladaja.

fikolki



zosia non stop robi, nauczyla sie w piatek i teraz caly czas wszytskim demonstruje, nawet dziewczynom w parku na trawie robila. tak smiesznie jej wychodzily, bo prawie stawala na glowie zanim sie przewracala, wiec mamusia stwierdzila, ze zademonstruje, bo to przeciez super prosta sprawa zrobic fikolka!! moze proste to i bylo 10lat temu, bo nie pamietam kiedy ostatni raz fikolka robilam. wiec mowie zosi zegnij rece schowj glowe i siup.... auuuuuu, o men, do dzis kark mnie boli...

kanal

no i wdepnęłam...
we czwartek byłam w końcu u dentysty. okazało się ze leczenie kanałowe to podstawa, a potem to dopiero można myśleć o koronce, ósemkę muszę osunąć chirurgiczne i ten ząb, który mi zaleczyli jak jeszcze miałam ubezpieczenie po urodzeniu adasia jest do kanałowego prawdopodobnie tez... już pod 'dużym wypełnieniem' jak to pan dentysta uja jest próchnica, a robiłam go rok temu!!! szkoda gadać...wczoraj czułam się fatalnie cały dzień, ale dziś jest lepiej, tylko muszę uważać i nie zaciskać szczeki ;)

nowe osiągniecie Adama:
wszedł na komputer :)

czwartek, 19 sierpnia 2010

adam chodzi!!!!

no prawie.....
za jedna reka to mozna rzec ze biega, a poszedl dzis juz zupelnie sam tak z 5 krokow! i wcale go nie namawialam i nie kususilam, jak to mam ostatnio w zwyczaju, chcial isc i poszedl!
brawo moj usmiechniety synku tralalinku.!

dzis zostala pobity rekord o godzinie 7:53 wszyscy (no praiwe wszyscy) spali! adam u siebie, zoska zasnela ogladajac 3 odcinek charlie and lola w czasie jak usypialam adasia, a tato zasna z mapa kempingow na glowie szukajac czegos na dlugi wrzesniowy weekend.
wlasnie, definitywnie wakacje dobiegaja konca, ale w tym roku jest inaczej. wiadomo ze wrzesien to piekny miesiac, poza tym zosia idzie do przedszkola, tylko 2 dni i na 3 i pol godziny, ale jestesmy obie bardzo podekscytowane, a na koniec wrzesnia przylatuje do nas, no kto, no kto? BABCIA!!!
zosia juz planuje, gdzie bedzie spala, ze pizamke miec musi, bo jak to tak bez pizamki i co to ona tej naszej kochanej babci nie kupi ;)

ufoludki




wyladowaly w mojej kuchni, czyli najlepsza zabawa z farbami, pomalowac siebie ile sie da. zosia dosc czesto tak wlasnie konczy zabawe z farbami, ale ze adis dal sie na cos takiego namowic???
potem juz tylko do wanny razem z pedzlami i kolejne malowanie, tym razem scian ;)


listkowy obraz


tym razem najpierw 'wyprasowalysmy' listki, czyli wlozylysmy do ksiazki i dalysmy pod zosi materac, powiedzialam jej, ze moze sie jej przysnia, popatrzyla na mnie tylko dziwnie i nic nie powiedzila.

środa, 18 sierpnia 2010

sasiedzi

nas dzis po poludniu odwiedzili. towarzystwo sie podzielilo dosc zgodnie i wiekowo. zosia bawila sie glownie z adrianem, a adas z olusiem, wyjatek stanowily samochdy, wtedy wszyscy razem.

jak tylko mowie zosi, ze przyjdzie do nas adrian skacze z radosci ze tak powiem jak by to iwonka ujela, pod sam sufit skacze ;) wielka radosc, i przyjazn naprawde duza, jak na tak male dzieci. ale dosc czesto sie widuja i na placu zabaw i w domu naszym i ich.
w koncu nadszedl ten dzien i chlopaki nas odiwedzily. zosia na poczatek zaproponowala czytanie biblii ;) zaporosila adisia na swoje lozko, poszed malo chetnie, powiedziala:
'choc adis poczytamy, chces zebym ci pocytala?'
doszla do historii o arce noego, zosia do adisia
''pats adis, zoo!!!'

sie troche ta wiadomoscia ozywil, bo juz przy tej biblii z nudow umieral i powoli zaczynal bawic
sie telefonem stajacym na nocnym stoliku ;)
a potem byly juz rozne zabawy
tunel
samochody
tance w tutu
(przygrywalo nam radio zyrafa)
na koniec kolorowanie i lody
olus z adasiem bawili sie
krzyzykami
kolkami na lodowce
mini cd playerem zosi

lubimy miec gosci, a ja wbrew wszytskiemu lubie sparzatac zabawki po tak ladnie 'wybawionym' popoludniu

wtorek, 17 sierpnia 2010

byl sobie mis...

i sie zbyl. jest mi chyba bardziej przykro niz zosi. wziela go do parku z kotkiem w wozku dla lalek, dlaczego sie zgodzilam?
mis z kotkiem poszli sie chustac, a potem my sobie poszlysmy i o biednych zwierzakach zapomnialysmy. jak nam sie przypomnialo po dobrej godzine, mis i kotek (zapytalm sie zosi w drodze do parku jak oni maja na imie, powiedziala ze zosia i adas;) sobie juz poszedl. mam nadziej, ze w dobre rece trafily...
wieczorem przypomnialam jej, zeby nie prosila o misia, bo wiadomo co sie stalo, powiedziala, ze bedzie spic z wachlazem, ktory dostala dzis od ewy. no to milego przytulania coreczko ;)

ile to juz zabawek nam zginelo na tym placu zabaw w tym roku, szkoda slow. nie wiem, jak mozna sobie nie swoja zabwke wziac, zwlaszcza, ze sa to zabawki, czyli naleza do dzieci...

poniedziałek, 16 sierpnia 2010

nie taka piekna pogoda jest dzisiaj...

dzien zacza sie od ponuro, bo wygladalo na to, ze bedzie padac, zosia wyjrzala przez okno i stwierdzila z powaga:
'nie taka piekna pogoda jest dzisiaj, zaplosimy malte na kawe?' (powtarzala to kilka razy) ale wyguglowalam, ze deszcz spadnie dopiero po poludniu. zosia byla niezadowolona, placze od kilku dni, zeby marte na kawe zaprosic, bo wiadomo ze przyjdzie z dziecmi, adriankiem (najlepszym przyjacielem) i jego bratem olusiem. udalo mi sie ja przekonac, ze zaprosimy ja po poludniu (ale niestety pojechali na zakupy)
reszta dnia uplunela pod znakiem: ja cie mamo wyrecze. czyli zosia wyciagnela adasiowi z lodowki jogurt na sniadanie. w porze obiadowej podawala mu makaron, na podwieczorek dostal arbuza. podnosila go z podlogi, chciala zeby chodzil z nia za raczke, nie do konca byl zadowolony z tego ciagania i przytulania...bawili sie caly dzien, jak na dzieci w tym wieku, dosc ladnie. poznym popoludnie poszlismy na zakupy. po drodze zatrzymalismy sie kolo figowego zagajnika. boze ile tych fig tam maja!!! rwalam (kradlam?) wszystkie z wystajacych na ulice galezi, a jak juz nie moglam dosiegnac, pomagalam sobie wozkiem dla lalek. objedlismy sie wszyscy i dzieci i ja. zastanawiam sie czy by nam tak bardzo smakowaly, gdybym je kupila.
teraz bede czatowala na sasiada, moze pozowoli sobie ich kulturalnie uwac, bez skalania i sciegien nadwyrezania...pytalam mamy, nie za bardzo da sie je przetrworzyc, trzeba jesc swieze i tyle.

zosia w koncu pokochala jakas przytulanke, strasznie dlugo na to czekalam, bo trzeba nazwac rzecz po imieniu, to ja czekalam, kogo pokocha. paldlo na miska, mojego ulubionego, kupilam go jej w ikei zanim sie urodzila, jest taki zwyczajny, ciesze sie bardzo. przed chwila do niej zagladalam, spi mocno do niego przytulona. jutro zapytam jak ten mis sie nazywa. daje swoja lewa reka, najlepsza do noszenia adasia, ze bedzie albo adas, albo zosia ;) dzis w zwiazku z tym ze mis spal z kotkiem na lozku, trzeba bylo caly czas mowic szeptem. potem mis dostal wielki plaster na glowe, bo jakis pan go podlapal ;) czekam kiedy zacznie do bandazowac, jak mis tygryska u janoscha ;)

niedziela, 15 sierpnia 2010

bronx zoo po raz pierwszy




jak widac, niemaz sie troche podlaczyl do blogowania i sa nowe tla, czcionki, kolory, no i narzadzia przez 'rz' ;)

nie wiem jak to mozliwe, ale nawet na chwile nie wyszlam w sobote z domu. poznym rankiem niemaz z zoska robili pranie,
potem byl taki fajny rodzinny projekt (jak to okreslila sasiadka magda) tata plus dzieci robia nowa szfke na korytarzu, adam jest czarny i szczeliwy, kolor adama oznacza, ze trzeba na koryytarzu posprzatac, dzieciu uwielbiaja z nim majsterkowac, ja lubie jak to robia. potem tata zabiera dzieciaki do sklepu, jada kupic kilka rzeczy na kemping. nie ma ich prawie 3 godziny!!!! wracaja z 2 metalowymi talerzami i kubkami, latarka co to ma wedlug mnie 3000 lunimow ;) a tak naprawde to 300, jest jescze plachta przec
iwdeszczowa i cala torba bejgli, czyli glodni nie byli. wieczorem przszli do nas lekarze, ania z piotrkiem, zosia uwielbia piotrka. zrobilam rybe (mahi mahi) po grecku z feta, cytryna i koperkiem. dobra wyszla powiem nieszczerze!

dzis bylismy w zoo na bronxie, ale tam jest atrakcji, az nie wiadomo gdzie isc. zaliczylismy tygrysy, tapira, nosorozce, slonie, niezliczona ilosc saren, kozic itp, nie za bardzo je rozrozniam, byla tez czerwona panda, ale schowala swoj smieszny pyszcze, zosia powiedzila, ze odpoczywala.
jechalismy tez takim niby pociagiem i kolejka jednoszynowa. adas lubi takie atrakcje, piskow i skokow bylo co niemiara. w drodze powrotnej tajskie na wynos. ale nie bylo tak dobre jak w piatek, jakis inny kucharz, nie przypiekl mi makaronu i jeszcze naostrzyl go strasznie...
wieczorem zoska zmeczona, pacha adaska, nie wiem, czy chcacy, czy nie, wyglada na chcacy, prosze, zeby go przeprosila, zajmuje je to dobre 10 minut, ale jestem twarda, nie ustepuje, w koncu przechodzi jej przez gardlo, ufff, moze nastepnym razem bedzie lzej.

rozebralismy adasia lozeczko, a w zasadzie to zrobilismy z niego takie male lozko, spi duzo lepiej. tylko usypianie zajmuje mi troche czasu, bo lubi sobie tam jeszcze poszalec.

wiadomosc od oli 'mam chlopaka' jak to fajnie brzmi, gratulujemy cioci oli i pozdrawiamy serdecznie wszystkich odpoczywajacych z nia w slonecznej italii.

piątek, 13 sierpnia 2010

ksiezniczka na ziarnku grochu


czytalam wczoraj zosi na dobranoc, tekst znany, ale ja nie o tekscie, ilustracje, cudowne, bajkowe, zosia tylko prosi, o taka sukienke, buciki, bluzecke wszytsko pieknie wyciete, naklejone, naszyte, wydziergane przez pania ewe kozyre-pawlak. zosia dotyka rozyczek, koronek, mysli ze mozna je zlapac. na koncu ksiazki jest ksieznkiczka we wlasnej osobie i kilka sukienek, wszytsko wskazuje na to, ze mozna to wyciac, ale jakos mi szkoda, chyba jest jeszcze za mala, poczekam, moze za pol roku...to nasze wieczorne czytanie to jedna z ulubionych czesci dnia, klade sie na jej lozku i czekam co dzis wybierze (modle sie jak nigdy, zeby tylko nie wybrala o misiu benjaminie, moze ma fajne ilustracje, ale polskie tlumczenie kuleje strasznie) ok, wybrala nusie i losie, tylko dlaczego wyrzuca losie bobki za okno ;)

znowu nie poszlam do dentystey, bo juz tak bardzo mnie nie boli...
bylam za to w valentino (lokalny warzywniach, odkad maja konkurencje, stal sie bardziej dostepny dla mam z dziecmi i wozkami, ale do wagemans to mu jeszcz barakuje...)i kupilam cala mase przeroznych sliwek, powoli koncza sie brzoskwinie, a juz niedlugo bede pyszne jablka, tylko co to oznacza???? jesien, piekna nowojorska jesien, jedna z moich ulubionych por roku, zaraz po wiosnie. niby gorace to lato jest i czasmi nie do wytrzymania, ale i tak go szkoda, na szczscie tutejsza jesien jest naprawde dluga i zlota.

wieczor, dzieci kapia sie razem, lazienka jest ze tak powiem prawie w kuchni, krecimy sie z niemezem, zazwyczaj on ich kapie, ale gdzies polazl, adam placze, ide sprawdzic co sie dzieje:
'czemu adas placze zosiu, co sie stalo?'
'bo mamusia go zostawila samego' powiedziala pani super wazna- powazna ;)


czwartek, 12 sierpnia 2010

zapowiedz jesieni

deszcz zlapal nas juz w drodze do parku, ale jakos przeczekalismy i zrobilo sie calkiem przyjemnie.
dzieciaki w skadzie: zosia, adrian, oliver i adas bawili sie suchymi liscmi, juz sa!!! czyli co? powoli nadchodzi koniec wakacji...
udalo mi sie adama przetrzymac i spal tylko raz. wstal o 2, a mi wlasnie intensywnial bol blowy, bol zebow, bol twarzy i piersi, wszytsko po jednej lewej stronie, wzielam przeciwbolowa tabletke, powoli zadzialala. zosia masowal mi glowe. pytala czego mnie zab boli: 'pseciesz myjes zeby!'
'a moze zjadlas za duzo cukieleckow?'
coz, moze i kiedys za duzo jadlam i za czesto oszukiwalam, ze mylam zeby, a tylko jadlam paste ;)

po poludniu ponownie troche sie rozpadalo, mialam isc do dentysty, sie umowic, ale znalazlam wymowke, dawno nie bylismy w naszej super bibliotece. wiec poszlismy. i chyba wiecej nas nie wpuszcza, adam zdjemowal ksiazki z polek calymi rzedami...a myslalam ze bedzie troche ogladal..nie, mial misje zdjecia wszytskich ksiazek z polek, ktore tylko byl w stanie dosiegnac. nie wiem kiedy nastepna wizyta...

rano kremowalam twarz , zobaczyla to zoska i zapytala:
'mamo, dlacego jestes taka stala?'
'alez kochanie, ja wcale nie jestem taka stara (dzielnie sie bronilam)'
'to dlacego sie klemujes?
wiec jednak jestem stara i trzeba sie powoli do tego przyzwyczajac, dzis wieczorem obejrzalam sie dokladnie w lusterku, nie jest zle, tylko te kurze lapki i te siwe wlosy, trzeba cos z tym zrobic, przynajmniej z wlosami ;)
dobranoc

środa, 11 sierpnia 2010

pierwsze koty za ploty


mielismy wczoraj duuuzo gosci. byla ania z alicja, agata z dylanem i aleksem i jeszcze jedna ania z dominikiem. bardzo podobala im sie maja, ale oni jej nie za bardzo, musialam ja ewakuowac na lodowke
a zosia na wstepie zapytala sie ani gdzie sa prezenty :))))
dzieciaki mieszalyu lody, nie wszytskim spodaly sie moje super fajne kamieniew czekoladzie, a dominik nie lubi jesc lodow z miski, a wafelka niestety niestety nie mialam. tak sobie pomyslalam, co to za roznica, z czego jesz loda, ale zaraz sie mi przypomnialao, ze jogur jedzony metalowa lyzeczka nie smakuje mi tak bardzo, jak z plastikowej...
aleks zaspiewal swoja fantastyczna wersje happy birthday, chlopaki jak to chlopaki, troche sie szarpali, ale ogolnie bylo bardzo milo. a jsak juz poszli bylam bardzo milo zmeczona, bo lubie miec gosci ;)

a pierwsze koty za ploty, bo pierwsza noc za nami, nie karmilam adasia pomimo wrzaskow i piskow, niemaz jak tylko zakomunikowalam, ze zaczynamy, stwierdzil ze spi na kanapie, troche mu bylo goraco, ale jak juz zasna bylo ok, no i zupelnie nie slyszal tych wrzaskow z pokoju obok, ten to ma sen....
wstalismy o 6.30, dziwna sprawa, rano nie domagal sie, ostatnia walke stoczylismy kolo 4 i byl spokojny az do rana. najgorsze jest to, ze nie moge miec zamknietych oczu, bo raz, ze moze spac z lozka, a dwa to moge stracic moje cenne korony ;) ze o uszkodzonym nosie nie wspomne, czuje sie jak worek treningowy, ale nie bede 'mientka' wytrzyma, jeszcze kilka nocy i powinien spac...

nie pisalam jeszcze o smiesznych zebach adasia, wlasnie niedawno z wielkiem bolem wyszedl kolejny, tylko jak je liczyc??? nie wiem. ma ze tak powiem 4 normalne u gory i 3 dziwne na dole. na srodku, a dokladniej, lekko z lewej, jest jeden normalny, kolo niego z lewej taki szeroki i lekko zakrzywiony no i po prawej od tego normalnego wyszedl wlasnie kolejny i tez jest dziwnie szeroki, czyli ile ich ma, 7? c
zy te szerokie nienormalne liczyc jako poltora za sztuke, a moze one sa jak 3 normalne? i co ja mam ludzom mowic, jak sie pytaja...bo jak pytaja czy chodzi, to mowie, ze zaczynamy cwiczyc biegi przez plotki ;)

zosia pomimo dosc wczesnej pobudki, zedecydowala ze nie bedzie w poludnie odpoczywala (czyli spala) dzieki temu udalo sie nam zrobic kilka rzeczy:
piekne fioletowe playdoh
nazbieralysmy caly kosz grzybow (ciagle wyrastaja, ja nie wiem, przeciez w ogole nie pada!!!)
i zrobilysmy meduze,
ktora powiina wisiec na dworze, wtedy jej piekne wstazeczkowe odnogi moglyby latac na wietrze, ale w zwiazku z brakiem wlasnego 'dworu' powiesilysmy ja na oknie, juz blizej dworu sie nie dalo ;)




poniedziałek, 9 sierpnia 2010

pourodzinowa codziennosc

















Szal nowych zabawek ciagle trwa!!!!
Wozek zakupowy od ewy jest zawsze
zaladowany roznymu rzeczami.
A w zwiazku z sobotnia wizyta w "bidzeju"
(sklep typu makro), pelen jest "lajpsow"
(mokrych chusteczek).
Dobrze mu sie z takim obciazonym wozkiem chodzi.




























Laweczke z narzedziami od sasiadow musial niemaz przykrecic do szafki, bo za bardzo sie przy intensywnej zabawie przesowala i przewracala, maly mlotka nie wypuszcza z reki, (po kim on to ma, dziadku jurku, czy michale ;) jeszcze troche, a sasiedzi zaczna przychodzic na skarge...bo pare to ten nasz maly-duzy czlowiek ma ( a tu nie mam watpliwosci, ze po dziadku jurku ;)!
na szczescie i po mamie cos ma, bo i na lekture codziennie znajdzie czas ;)

A Zosia jak zwykle tworzy kolejne prace dla babci ;) a ja zamiast wysylac, kolekcjonuje, sory mamo ;) tym razem wybrala pirata i zadala pytanie: mamo "dlacego pilaty maja zawse zaklyte jedno ocko?"

Jeszcze z cyklu Zosia powiedziala:
W czasie robienia french toastow na sniadanie: 'musimy pozgniatnac jajka'

zosiu chcesz loda?
jakiego?
na patyku (czyli sorbet)
nie, chce tego z jajem! (czyli kremowego)
(olivia ma alergie na jajo wiec na urodziny adasia miala osobne lody vaniliowe bez jajka)

zosia do adasia (udalo mu sie dosiegnac pudelko jagod z szafki, rozsypaly sie po calej kuchni ku jego wielkiej uciesze): 'adas! oj dziecko, dziecko...'

a co ja mialam po urodzinach zaczac powoli robic?
odstawiac adasia od piersi! nie jest lekko, nie wiem jak sie do tego zabrac, jest strasznie marudny, niby ograniczam karmienia w dzien do 3, ale nie zawsze daje rade, jak zaczyna super-maksymalnie-nie-do-wytrzymania marudzic i wisiec na nodze karmie. w sumie to karmienie go w dzien jakos bardzo mine nie meczy, tylko ta noc...wczoraj liczylam, jadl 4 razy.
Zaczynam myslec, zeby moze poczekac, az zacznie chodzic, moze wtedy bedzie bardziej zajety i nie bedzie pamietal...jeszcze dobrze nie zaczelam, a zaczynam sie poddawac...ale mama zawsze mi mowila ze serce 'mientkie' jak kartofel mam, tylko zgrywam twardziela...

grzybobranie




ale mielismy wysyp, calkiem sporo borowikow i muchomorow

grzyby zostaly zebrane do koszyka

posegregowane
policzone
powieszone do wysuszenia (wysoko, zeby adas nie dosiegna ;)

przy okazji pokazywania zosce na sieci jak wyglada muchomor w naturze, dowiedzilam sie skad nazwa: mucho-mor czli do zatruwania much, tylko jak oni to robili?????

czwartek, 5 sierpnia 2010

cwirkac...

'nie lubim jak ten pan cwilka, mamusiu, cemu on tak pibipcy?'

o co chodzi?

(wakacyjne wspomnienie, zosia o ratowniku na basenia, sie mi przypomnialo, bo ogladalysmy miasteczko mamoko, na jednym z obrazkow jest ratownik, cwirkajacy na skaczaca do wody krowe ;)

środa, 4 sierpnia 2010

adas i zosia potrafia...

adas:
wspinac sie na wszystkie lozka za wyjatkiem niemalzenskiego, na szczecie tam jeszcze nie udalo mu sie wejsc samodzielnie (chyba uwaza je za swoje lozko, bo od wakacji zupelnie odmawia spania w lozeczku)

mowi:
mama (kocham cie i przytul mnie mocno i nie kladz do lozeczka prosze ;)
tata
ta-dam
ty-dej
da-dm (czy jakos tak...) jak cos pokazuje
piszczy na widok zwierzat
je widelcem (na ktore jedzenie mu nabijam)
nie je z talerza, szkoda jedzenia... chyba zeby go jak w misiu? do stolu przykrecic? talerz, nie adasia!
metoda time-outu w lozeczku zadzialala, przestal szarpac majke, ale znienawidzil totalnie lozeczko, chyba juz wolalam jak ja szarpal...
lubi bawic sie pilkami, ogladac ksiazki, skakac na lozku
nie boi sie obcych ludzi, ze az strach...

zosia jest coraz bardziej samodzielna, potrafi prawie calkowicie sie ubrac i rozebrac
umyc zeby
narysowac burze ;)
koloruje calkiem niezle, tylko nie zmienia kredek
ciac po linii
malowac, najlepiej po sobie, dzis w parku pomalowala sie kreda, niebieska pasowala jej do koszulki ;)

wlasnei sie rozchorowala, jest juz zasmarkana totalnie, sama sobie solanka zakrapia nos
jest goraca, a na dworze upal...



wtorek, 3 sierpnia 2010

adas ma jeden lok






a zosia ma csy latka !!!
bo lokow to on ma calkiem sporo ;)

myslalam, ze odetchne z ulga, za nami pierwszy rok zycia adaska, ale jakos tak troche smutno mi sie zrobilo, juz pisalam, ze tesknie za nim takim malutkim

impreze urodzinowa uzadzilismy w plenerze, troche daleko od domu, niestety nie wszystkim chcialo sie jechac, a szkoda bo impreza sie udala. a tak mialo padac, sie w sobote nastawilam, ze trzeba bedzie impreze przeniesc do domu (czytaj posprzatac mieszkanie i zrobic miejsce dla wszystkich gosci, czyli wyniesc wszytsko co tylko sie da na kotylarz, jak to zosia kiedys okreslila)
jeszcze w niedziele rano zapowiadali burze na 1, ale potem nagle wszystko sie zmienilo, burza miala niby zaczac sie kolo 5, wiec sie spakowalismy i pojechalismy, a jedzie sie tam dlugo, oj dlugo, nawet ja czasmi w drodze zasypiam, ze nie wspomne o dzieciach. spoznilismy sie, a jednoczesnie bylismy pierwsi ;)

klaniam sie ewie nisko, kochana zrobic 600, zaladowac cala karte, nie lada sztuka, no i problem sie zrobil, bo jak tu teraz wybrac 5, slownie: PIEC zdjec??? (bo tylko tyle moge na bloga wrzucic)

impreza byla lodowa, bo byl lod w kulerach, arbuzie, szklankach i na talerzach dzieci do mieszania z roznymi dodatkami, pomysl niezawodnej marty (you' re the best in the west!) bardzo sie dzieciakom podobalo, co niektorzy rodzice buntowali sie co do ilosci loda na talerzach, ale jak urodziny, to urodziny, byly zosi ukochane 'spinols' (sprinkles-posypki) sos czekoladowy, zelki, czekoladki i owoce. a najpiekniejsza rzecz powiedziala olivia: 'ciociu basiu, bardzo slodkie te urodziny adasia'. bym zapominiala, olivia byla autorka przpieknych czapek urodzinowych, nawet je wszytskie podpisala, a ja z ania i zosia dzielnie ozdobilysmy.

hitem byli skrzydelka piotrka, naprawde pierwsza klasa, pociete na male kawalki, lekko ostre, chrupiace, mmm, pyszzzne, a nie czesto tak o miesie mowie!!!!
zabraklo niezwyklej kielbasy podwawelskiej, ktora tez byla pyszna!

trot wyzedl mi ladny w wygladzie ze tak to ujme, a zelowy w smaku, ze tak go opisze ;) mialam super problem z przeliczeniam uncji na gramy i jeszcze potem na litry, wsypalam cala paczke, i przesadzilam, bo smakowalo ta jak jakies kiepskie zelki, za to wygladal atrakcyjnie, zwlaszcza ozdobiony gora posypki przez alicje ;)

patrzec na zajete raczki, brudne buzie, biegnace nogi...moge na okraglo...







poniedziałek, 2 sierpnia 2010

wakcje w poconos






minely nie wiadomo kiedy. ale tak to juz z tymi wakacjami jest. poczatek uplyna nam pod znakimem super uciazliwego braku klimatyzacji, no ale bylismy sami sobie winni, wyraznie NIE bylo napisane, ze klimatyzacja jest, wymienione byly tylko wiatroki, nie w kazdym pokoju jak sie niestety okazalo, zabraklo tam gdzie najczesciej wieczorami przesiadywaly dziewczyny, czyli jadalni i kominkowym (z ktorego to kominka ewidentnie ulatnial sie gaz, moze to bylo od tej jakiejs swieczki, ale dziwnie to mimo wszystko bylo...)
a wracajac do klimatyzacji, czyli jej braku, to prawdziwy amerykanin, pewnie by sie do hotelu wyprowadzil, przynajmniej na 2 pierwsze dni, bo potem nastapilo lekkie ochlodzenie, i brak klimy przestal istniec, pojawil sie jeszcze w przedostatnia noc, zeby nam na koniec za dobrze nie bylo.

adas mial tam spanie, 2 razy dziennie po 2-3 godziny, zoska tez spala w poludnie minimum 2, wieczorem chodzili spac oczywiscie pozno, a wstawali jak to na wakacjach, wczesnie, ale jak przyjemnie jest wyjsc z samego rana na dwor, tak w pizamie, na bosaka, bo klapki ginely notorycznie ;)

adas znowu mial pokrzywe, najadlam sie ciastek z orzechami laskowymi...obiecuje ze wiecej nic orzechowego nie zjem, az przestane go karmic, slowo bylej harcerki, co to na jednej zbiorce byla ;)
po wakacjach doszlam do wniosku, ze dla mojego starszego dziecka, mieszkanie w miescie jest meczarnia. ona tam calymi dniami latal na bosaka, mniej lub bardziej ubrana, raczej mniej, i tylko do wody, do piachu, na trawe, do basenu i tak w kolko. brudna i szesliwa.

zaliczylismy 2 atrakcje, nie wiem ktora lepsza:)

bylismy w parku wodnym, niemaz sobie pojezdzil, nawet ja z marta kilka rynien zaliczylam, a co pochwale sie, jechalam na wodnym kocyku, na brzuchy, trasa zawierala nie jeden wiraz na ktorym satrach o utrate zebow nie pozwalal mi krzyczec, zjazdy na pontonach tez byly pelne strachu ;) najodwazniejsza ze wszystkich dzieci (i nie tylko) byla olivia, jezdzila na wszytskim i zupelnie sie nie bala, ona nawet na tym kocyku zjechala!!! wiec stwierdzilysmy z zmarta, ze wiezmiemy ja na pontony, zoska zobaczyla, ze olivia idzie, wiec ona tez chce, na nic tlumaczenia, ze raczej sie nie bedzie jej podobalo, ze jest w sumie troche mala (jak to olivia pieknie ujela, zosia tak mowi, ze jest juz duza, ale ona jesce malutka jest ciociu ;)no i taka prawda, a do tego wszystiego, najbardziej lubi jak woda siega jej najwyzej do pasa. no ale dzielnie doszla z nami na sama gore, no i zaczelo sie, ze nie, ze sie boim, ze che do tatusia, no gora pod ktora weszlysmy byla spara, a mama spragniona atrakcji, stwierdzila, ze pojedziemy mimo widocznych oporow, obiecalam lody dla odwznych, wiec lody chciala oczywiscie, ale odwazna byc to juz nie za bardzo...koniec koncow zjechalysmy, karzyczala cala droge, ze az prawie olivia sie przestraszyla, na koniec stwierdzila, ze sie jej nie podobalo i chce loda!

druga atrakaja bylo wesole miasteczko przreznaczpone bardziej dla 'duzych dziecich' niz tych mniejszych. wiekzszosc atracji dla maluchow byla umieszczona w okolicy super glosnej atrakcji rokowej. biedna alicja bardzo chciala na wszystkim jezdzic, ale jak tylko karuzela ruszala (koniki ;) zaraz zaczynala krzyczec, niestety, muzyki rokowej z sasiedztwa nie udalo jej sie przekrzyczec, ale chya byla blisko ;)
nawet adas zalapal sie na jedna atrakcje, polecia z tata i siostra samolotem, a mama niestety troche ten ich wspolny lot przegapila, bo zauwazylam kobiete 'papaj', no nie moglam od niej wzroku oderwac, miala grube nogi w kostkch i lokciach, do tego stopnia, ze musiala miec buty na koturnie, zeby nie tarzac nogi po ziemi, dodam tylko, ze mimo laski poruszal sie z gracja.

we czwartek byly pierwsze urodziny adaska, rano dziciaki wycinaly ciasteczkowe ksztalty z arbuza, ptem smarowaly kremem, ozdabialy posypkami i zjadaly ze smakiem. poznym popoludniem zrobilam adasiowy trojkatny tort z arbuza przelozonego jogurtem, nic wiecje do szczescia nie potrzebowal!!!

z prac plastyczno-recznych udalo sie pomalowac klika kartek pedzelkami i roslinkami, pomalowac kilka kamieni, uplotlam zosi piekny wianek, ktorego nawet na cwierc sekundy nie chciala zalozyc, a juz bron-cie-panie-boze do zdjecia...zrobilismy z niemezem zosi i olivi tresy, adas dostal od mamy branzoletke, ktora mu sie jakos szczegolnie nie podobalo, nawet chcial ja odgryzc, ale suma sumarum juz zapomnial, ze ja ma ;)

ale najwieksza atrakcje stanowilo karmienie kaczek, ktore jak tylko sie na nas poznaly, przybywala co wieczor tlumnie, ze az chleba brakowalo, na szczescie okazalo sie, ze arbuza tez lubia, tylko nie wiem co na to ich dietetyczka...