poniedziałek, 26 września 2011

jak co roku, wyprawa na jablka

bo to juz czas.























troche za wczesnie sie w tym roku wybralismy, jest u nas ciagle goraco, a co gorsza parno. adam jest wiecznie mokry, jednego dnia musialam mu wlosy recznikiem wycierac, takie byly mokre. byl pobawiac sie u sasiada na dole, okazalo sie ze powyjmowali juz klimy z okien, potwornie goraca tam u nich musialo byc ;(

a jablka jak co roku, piekne, czerwone, slodkie, kwasnie, winne, jakie kto lubi.

ja lubie lekko kwasnie 'szczelajace'. nie wiem ile zjadalm, z pewnaoscia za duzo. adam na widok oblepionych owocami drzew zacza krzyczec:'apple mama, apple tata!!!' nie wiem skad on to apple wzia, bo zosia tak nie mowi, przynajmniej przy mnie, mysle ze moge sasiadom z dolu podziekowac ;)
zosia uzbierala z pol torby, ktora dzielnie nosila, najbardziej sie cieszyla z jablka ktore udalo sie razem z listkiem zerwac. adam tez calkie sporo nazbieral, aczkolwiek wiekszisc to byly spady. a co bylo najwieksza po jablkach atrakcja? polna droga, odkrywanie kamie

ni i zagladanie co pod spodem, a tam dzdzowniece na przyklad ;)


rzucanie kamieniami tez bylo oczywiscie atrakacja, ta z tych 'zabranianych'.

dlugo sie jechalo, jeszcze dluzej wracala, ale mimo wszystko warto bylo. trasa piekna, gory, jesienne kolory na drzewach, az mi sie polazic zachcialo, moze namowie niemeza na przyszly weekend, kto wie, kto wie...
no i co my z tymi wszytskimi jablkami teraz zrobimy, bo do przetworow sie nie zabieram. dzis pokroilismy je na male kawalki, potem wrzucilismy do pudelek, do tego troche brazowego cukru, troche cynamonu (w pudelku adama zdecydowanie za duzo cynamonu) wytrzepac pudelko pozadnie i mozna zajadac.
jutro moze piaczatki z jablek?
nie moze, koniecznie!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz