poniedziałek, 7 maja 2012

weekend

bardzo fajny weekend za nami, choc zapowiadal sie z wielu wzgledow kiepsko, adam mial w piatek  dosc wysoka temperature (wzielam do kieszeni syrop przeciwgoraczkowy i pojechalismy na manhattan, nie powiem, zebym sie po drodze nie zastanawiala, czy madrze robie, przeszla mi przez glowe mysl, ze moze nie do konca...) bylismy na bardzo sympatycznych warsztatach dla dzieci, zbudowalismy hustawke dla adama tygrysa, pospacerowalismy, zjedlismy buly z serem i wrocilismy do domu, bardzo zmarznieci, pogoda sie jak najbardziej nie sprawdzila, az trudno uwierzyc, bylo zimno jak cholera, a mialo byc tak pieknie...









po powrocie pomalowalismy dziecinny pokoj, tez na niebiesko, dobrze, ze wiecej pokoji nie mamy, bo jeszcze troche tej niebieskiej farby zostalo ;) zosia spala w sobote na materacu, w niedziele rano jak sie obudzila powiedzial, ze myslala, ze jest w niebie ;)

a w niedziele zaliczylismy najfajniejszy plac zabaw na jakim bylam, tak tak, ja, ale dzieciom tez sie podobalo. ;) byly hustawki na linach, super dluga slizgawka, cale mnostwo piachu i zieleni, wszedzie pelno zielonych roznych, pieknych, pachnacych cudnosci plus widok na dolny manhattan, a w poblizu zacumowane wielkie zardzewiale statki...a prawie nie dojechalismy, bo jak co roku w pierwsza niedziele maja jest maraton rowerowy i byly potworne korki. po parku wizyta w ikei, obiad tez w ikei (bleee) i do domu. niemaz zrobil pranie (skandal, prac w niedziele!) jeszcze cos zacza malowac, bo mial wizje. zacza i nie skonczyl, bo dnia zabraklo. adam drugi raz w zyciu nie spal po poludniu, nie jest jeszcze na takie DLUGIE dni gotowy, a ja jeszcze bardziej niz on.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz