środa, 8 lutego 2012

czary mary hokus pokus

zosia ma PIEC lat....to juz cala reka????
pokazac na palcach juz nigdy nie bedzie tak latwo jak w tym roku...
ale ja o urodzinach chcialam opowiedziec, a nie zalic sie, ze dziecko za szybko mi rosnie...

byly male, kameralne mozan rzec, zaprosilam tylko 4 dzieci, w zasadzie to 5 ale to historia bez dobrego zakonczenia, wiec jej tu nie bede poruszala. a kto byl? olivia z olafem, alicja i jakub. to z nimi najczesciej zosia sie widuje i lubi bawic. z kazdym inaczej z kazdym wyjatkowo, bo to sa w ogole bardzo wyjatkowe dzieci ;) emilowi i adamowi zalatwilam playdate u krzysia,. uradowani pojechali tam z tatusiami, na miejscu czekal tez ladislav z ryskiem. ponoc bardzo milo spedzili czas w czysto meskim towazystwie (4 tatusiow i 4 synkow). adam po powrocie z usmiechem mi powiedzial: 'bila bajka ;))))'

na poczatek dzieci ozdobily urodzinowe czapki, a ze byly czarne dobrze sie kreda po nich rysowalo, potem troche czarowalismy dzwoniacymy rozdzkami, byly zaby, zolwie, wiatr i nie wiem co jeszcze, ale kazdy sie wykazal magicznymi zdolosciami, czary dzialaly, mowie wam!




otworzony zostal jeden prezent, wystarczyl do zabawy wszystkim, byl wystarczajaco duzy, a dzieci bylo wystarczajaco malo, piekny drewniany zamek o alicji.


a na stole staly magiczne mikstury w kartonikach, mialy smak jablkowy, ale ponc dym uszami lecial jak sie pilo,  magiczne lyzeczki wypelnione tym co zosia lubi najbardziej, czyli czekolada i kolorowymi posypkami. dzien wczesniej zosia pomogla mi je zrobic objadajac sie przy tym nieprzyzwoicie wrecz. byly babeczki z czarnym keremem, ktory bardzo mocno coniektorych pobrudzil.





byla bardzo urodzinowa zabawa w ciuciubabke, ktora nimal wszytski znane mi dzieci lubia, tym razem zakladalismy kapelusz czarodziejowi, ktorego zosia sama narysowala. bardzo mi sie ten gosciu podoba, zwlaszcza jego proporcje.





lucja tutaj zalozyla kapelusz na czolo ani zamiast czarodzieja ;)


a jak sie w ciuciubabke bawilismy pojawil sie prawdziwy czarodziej, ale uciekl jak mnie zobaczyl, ukryl w pokoju kapelusz pelen czegos pysznego, nie bylo latwo go znalezc w ciemnosci rozjasnionej swiecacymi patykami, ale na szczescie sie udalo. okazalo sie ze w kapelusza sa lizaki!!!! caly kapelusz lizakow!!!! fajne sie je lizalo siedzacc na dywanie i rozmyslajac, jak ten czarodziej sie do srodka dostal, balonem, samolotem, na odrzutowych wywrotkach, a moze mial drabine??? to byla moja ulubiona czesc urodzin, fajnie sie siedzialo i sluchalo co tez dzieci nie wymysla, nie pamietam co olafowi przyszlo do glowy, ale widac bylo, ze podoba mu sie to wymyslanie.








potem przyjechali mocno wyczekani i lekko spoznieni magicy ze swoim przedstawieniem. byla znikajaca w worku chustka, monety ktore w magiczny sposob czarodziej artur zgniatal, a potem wyciagal z uszu, byl magiczny znikajac olowek, jakis trik z kartami, ktorego nie zalapalam, jeden czarodziej wykonal popisowy numer z wydmuchiwaniem z buzi winogrona, odbijaniem go od reki i zjadaniem. a na koniec artek polecial, troche olaf mu w tym pomogl.








, to byly bardzo fajne urodziny, zakonczone niezwykle niskim tortem (ktorego nawet gruba warstwa kremu i dzemu nie uratowaly) ktory jak zawsze BARDZO smakowal dzieciom ;)))))





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz