środa, 31 lipca 2013

w starym stylu

ironicznie (bo ciegle o czyms zapominam) i doslownie

wybralismy sie do zoo w zeszlym tygodniu. jak wysiadlam z autobusu olsnilo mnie, ze zapomnialam na smierc o kartach wstepu. z nimi wchodze wszedzie za darmo, bez nich kosztowalo by to pewnie ze dwie dychy...sknera sie we mnie obudzila.
przed zoo (jak to w ameryce) byla karuzela, zwykle koniki. w portfelu mialam na szczescie 5 dolarow...starczylo na 2 bilety, sama pojechalam za darmo ;) dobrze, ze wsiadlam, bo adam mial maly kryzys w trakcie. twierdzial, ze bylo za glosno ;) karuzele, nawet te najwolniesze to zdecydowanie nie jego broszka ;)


a kolo karuzeli i tuz przy zoo, jest jeden z najstarszych domow na brooklinie. mielismy szczescie, byl w tym dniu otwarty. mozna go bylo zwiedzac (platne co laska, dobrze, ze zostal mi w portfelu jeszcze jeden dolar
) kopac w ziemi, podlewac grzadki samodzielnie napapowana do konewki woda, nauczyc sie chodzic na szczudlach, skosztowac strasznych kwasidel...cale popoludnie tam spedzilismy, tak zupelnie przypadkiem, a bylo nawet lepiej niz w zoo!












Brak komentarzy:

Prześlij komentarz