piątek, 17 maja 2013

to byl chorobowy tydzien

pierwszy raz na dwor wyszlismy dopiero w srode i to troche z przymusu, bo trzeba bylo jechac na lekcje plywania. tak tak, nie ma ze glowa boli, lekcje zaplacone, to trzeba jechac, zwlaszcza, ze jest ich tylko osiem. poszlam na calosc, nie wzielam wozka dla adam, tylko kazdy dostal hulajnoge, ja plecak na plecy i pojechalismy na manhattan. wysiedlismy z metra a tu niespodzianka (dodam, ze jade zawsze duzo wczesniej i wstepujemy na ulubiony plac zabaw po drodze). pada deszcz. na szczescie jest tam tez w poblizu ksiagarnia bardzo przyjazdna dzieciom. okazalo sie, ze az za bardzo. dawno tam nie bylismy. polowa jednego z pieter jest calkowicie poswiecona zabawkom, dla dzieci w kazdym wieku. troche mi bylo szkoda ksiazek, bo tyle nowosci wylowilma golym okiem. niestety nie dane mi bylo poogladac wiele, bo choc dzieci bardzo ksiazkowe mam, to mega wypasiony sklep z zabawkami wygral, zwlaszcza ze za czesto w tego typu miejscach nie bywamy. nie to, ze zabawek nie kupuje, co to, to nie. poporostu latwiej przez internet sie to robi. no ale i ja skozystalam, poogladalam, kazdy pokazal co mu sie podoba. nic nie kupilismy, ale oczy nacieszylismy wszyscy. nie bede pisala jak bylo na basenie, bo niestety nie obywa sie bez lez zwlaszcza na poczatku. ale jestem twarda, obracam sie i udaje, ze nic nie widzialam...ufam, ze bedzie lepiej...

to byl tez tydzien siania i sadzenia roznych nasion na rozne sposoby. jak cos nam wyrosnie, to sie pochwalimy. wszytsko w zwiazku z ksiazka the carrot seed r. krauss. to bardzo prosta historia spisana w kilku zdaniach, zosia przeczyta ja juz samodzielnie z malym 'ALE'. nie wezmie je sama z polki i nie zacznie czytac, wkladam ja jej do reki i prosze, zeby mi przeczytala. nie robi tego niechetnie, ale zapalu tez jeszcze nie widze.

w wazonie na kuchennym stole stoja sloneczniki. natchnely mnie do lekcji o tym najslynniejszym malarzu od slonecznikow.




posadziismy tez z zosia ogrodek dla elfow. tak szczerze mowiac, to zosia jakiegos wiekszego zainteresowania elfami, czy ksiezniczkami nie wykazuje, zupelnie (porsze zwocic uwage na tatuaz na dloni ;). ale wiedzialam, ze pomysl sie jej spodoba, bo grzebanie w ziemi to jak najbardziej jej BAJKA. a jak jeszcze dodac domek do pomalowania, ptaszki, kamienie, muszle....





a na koniec tygodnia zrobilo sie lato! marta znowu zrobila adrianowi wagary i spotkalismy sie wszyscy w parku. 3 godziny zabawy w najlepszym wydaniu. zapowiedziala, ze to juz ostatnie wagary w tym roku. ale kto ja tam wie ;)



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz