czwartek, 25 lipca 2013

MET

czyli: the metropolitan museum of art.
to byla bardzo goraca niedziela. pojechalismy oddzielnie, bo jeszcze wtedy nie wiedzielismy, ze jakos tam, pokretnie troche zmiescimy sie w naszym samochodzie wszyscy razem. na miejscu okazalo sie, ze zapomnielismy wziac wozka...a wycieczke zaplanowalismy na caly dzien...
najpierw muzeum, jedni sie nudzili inni nie, mi sie podobalo, a zwiedzilisczy jedynie malutka czasteczke tego co tam maja. gdzies tam w glowie krazlo mi pytanie, dlaczego starby egiptu sa w ny???








dla dzieci bylo czytanie w muzealnej bibliotece. piekna ruda pani przeczytala 4 swietne ksiazkie z czego jedna bardzo dobrze znamy, ale rzadne z moich dzieci nie zwrocilo na to uwagi...za duzo ksiazek mamy???? nie, musieli byc zmeczeni, no przeciez MUSIELI!!! bo to byla ksiazka o Gruffalo!
potem jeszcze spacer po central parku zaliczylismy, dla podladowania baterii dzieci dostaly po lodzie. pomoglo na chwilke.





potem juz wszyscy do auta poszlismy razem. adam ledwo doszedl, ostatnia przecznice niamaz juz go niosl spiacego. obiecalam im w tym dniu medale piechura, wlasnie mi sie przypomnialo, ze ich jeszcze nie dostali...

1 komentarz: