środa, 6 lutego 2013

dzieci z bullerbyn

wlasnie skonczylam czytac z zosia. chyba kazdy kiedys czytal. pamietam gruby tom oblozony w szaro-brazowy biblioteczny papier z czarno-bialymi ilustracjami. niesamowice wraca sie do ksiazki, ktora sie czytalo w wieku moze 10 lat? nie pamietam, ale mialam jeszcze pokoj z ola, wiec musialam miec kolo 9/10 lat. czytalaysmy tylko przed spaniem. zoska nie mogla sie doczekac wieczoru przez caly czas czytania. nazywa to ksiazka w ktorej dziewczynka opowiada. tyle tam madrosci, tyle tam prawdziwego dziecinstwa.
takie piekne stwierdzenie jak to lasse poszedl do pierwszej klasy, ale ze nie mogl wysiedziec w lawce pani wyslala go do domu, bo jeszcze do szkoly nie dorosl, kazala wrocic za rok i tak tez zrobil. i nikt mu naklejki z adhd nie przykleil, byl poprostu niegotowy i tyle.
jak wyrywaja sobie nawzajem zeby
jak olle ttroszczy sie o swoja mlodsza siostre
jak sie kluca i godza
jak jezdza na sankach i w pewnym momenie tatusiowie zabieraja im sanki zaczynaja zjezdzac i nie chca oddac!
albo jak dziewczyny chodzily do wielkiej wsi na zakupy bez listy i ciagle czogos zapominaly, oj znam ja taka co nie tylko zapominala, a jeszcze pieniadze gubila, albo zakupiona smietane tylko do polowy pelna przynosila, a chleb zawsze mocno nadgryziony do domu docieral. a przy historii o skrzyni medrcow ze sztuczna szczeka prawie sie ze smiechu poplakalam. naprawde polecam powrot do lektory, zwlaszcza jak jest komu na glos czyac. zosia najbardziej podobalo sie opowiadanie o tym jak bawili sie w indian. chodzila potem po domu i wolala do adama 'tanczaca wodo, czy naparzylas herbaty????'. za pare lat pewnie sama przeczyta...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz