piątek, 20 maja 2011

pogodynka to ja nie zostane

ania, mozesz byc spokojna, twoja pozycja nie jest zagrozona ;)
ja nie wiem jak ja czytam, ale przed wyjsciem do parku z rana sprawdzilam, co tam na weather.com slychac u nas i napisali (jestem swiecie przekonana) ze bedzie padac kolo 3. wiec sie spakowalismy i wyruszylismy (a tak tak, ja sie do parku pakuje, musze miec dla adama jakis niby lunch, bo zasypia mi w drodze powrotnej, a jak mam dla niego, to musze i dla zosi cos miec, do tego jakies owoce, lopatki, pilki, krede...) po niespelna godzinie zaczelo delkikatnie kropic, potem coraz mocniej...az wyladowalismy pod daszkiem kolo lazienek. tak mocno padalo, ze spedzilismy tam blisko godzine. dzieciom nie nudzilo sie. w zasiegu reki byly lazienkowe krany, ktos mial wiaderko i kubki, ktos inny pokazal jak nalac wody i wylac, ktos inny pokazal, ze jak sie kubek na deszczu zostawi, to sie 'sam' napelni woda ;)
mamie brakowalo tylko kawki i lawki ;)

po poludniu rysowalismy raczki. kazdy swoje. chyba za bardzo sie w moje wczulam, bo doprowadzila corke do lez. ze jej nie sa takie ladne jak moje i ze ona tak nie potrafi jeszcze. a ze czas byl wczesno popoludniowy, duzo zosi nie trzeba i zaczyna plakac, a ten jej placz opanowac nie jest latwo, oj nie jest. propozycja pojsca spac wysuszyla lzy tym razem.
zosia porobuje pisac, nie chce zebym jej pomagala, (znam taka jedna samosie, po ktorej to ma) przynajmiej narazie. nie spodobala je sie literkowa gra ktora niedawno kupilam. jeszcze poczekam....


na poprawe humoru zrobilysmy pachnace play doh, i ponownie nam nie wyszlo... jakies takie klejace i wodniste jest, ale pachnie ladnie. dalam wiec zosi ulubiona rzecz z kuchni, czyli pudelko z maka. konsystencja playdoh sie znacznie polepszyla i powstal pachnacy lemoniada i rzucajacy kamieniami 'bulkan' ;)


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz