środa, 3 sierpnia 2011

boston dzien pierwszy

decyzja o wycieczce zapadla nagle. niemaz powiedzial, ze wzia wolny piatek, a ze boston chodzil nam po glowach od jakiegos czasu, zebralismy sie i pojechalismy.



















wyladowalismy w bardzo 'fancy' hotelu w centrum miasta. dziekowalam bogu, ze nie spakowalismy sie do 3 ikei, tylko w 2 walizki i jedna ikee. bagaze pojechaly do pokoju na wozku, sporo tego bylo, chco wyjazd byl z jednym tylko noclegiem. w piatek pogoda pieknie deszczowa. na wieczor przydaly sie dlugie rekawy. ach, jak przyjemnie bylo sie w cos z dlugim ubrac!

duzo tam zieleni, fontann, skwerkow, jest gdzie pobiegac, wyszalec sie, pojesc trawy ;)



boston to takie europejskie miasto z waskimi brukowanymi uliczkami, niby rynkiem z restauracjami i sklepikami. tam wyladowalismy wieczorem. po wielkich lodach coniektorzy bardzo duzo energii mieli




















przydaly sie dwa wozki. plan zjedzenia kolacji poki adam spi nie wyszedl, bo obudzil sie zanim kelner przyniosl nasze 'wykwintne' hamburgery. nie moge sobie wybaczyc, byc w bostonie i nie zjesc ryby, ze juz o homarze nie wspomne...
a tak w ogole, zapomnielismy, ze to byly adama urodziny...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz