środa, 24 sierpnia 2011

pinczot ginczot

za nic nie moge zapamietac jak sie to pole namiotowe nazywalo...
zaliczylismy drugi kemping w tym roku, pewnie ostatni, bo wakacje sie pomalu koncza. tym razem warunki byly niemal luksusowe. do lazienek rzut beretem, nad jezioro tez, no moze troche dalej, ale dalo sie dojsc pieszo. prad prosze panstwa nawet mielismy! byla kawa z ekspresu na sniadanie, marshmallows z ogniska, kielbasa, ziemniaki, a nawet pieczony chleb z maslem tak po prostu. zip line, hustawka na drzewie, rowery, zabawa w podchody. chlopaki rabali drewno na wyscigi, widac bylo radosc w oczach jak cos wiekszego udalo sie pocwiartowac, ze nie wspomne o znalezieniu wiekszej klody w zaroslach i przytarganiu jej na pole namiotowe mimo ataku os. a w drewnie mieszkaly wstretne biale tluste robale, ktore sie bardzo moim malym robakom podobaly.
chyba juz zawsze bedzie mi sie kojarzyl z muzycznymi wspominkami. dzieki ifonom wieczor uprzyjemnili nam dariusz kordek, ktorego ja nie znalam, przy okazji powspominalismy serial 'w labityncie' byl duran duran i pet shop boys i dr. alban, dj. bobo ;) i wiele innych, i najwazniejsze a-ha, siedzi mi w glowie od jakiegos czasu ich piosenka o konczacym sie lecie, bo to lato na serio sie konczy i jak zwyke jest mi troche smutno...
a biwakowalismy tym razem z kasperskimi i barrymi ;) czyli magda dannym, zosia, ania i maksem.
to byl bardzo fajny kemping konczacy to najfajniejsze, pelne gosci lato












1 komentarz:

  1. No to teraz piosenka mi siedzi w glowie zupelnie, bede ja kojarzyla z Basia i campingiem juz zawsze,dzieki

    OdpowiedzUsuń