sobota, 17 marca 2012

na zielono

w pietek trzeba sie bylo do przedszkola ubrac i przyniesc jakies zielne snaki. mi sie o sankach przypomniala dosc poznym wieczorem w czwartek, a ze bylam przed zakupami nie bylo szans zebym cokolwiek znalazla. nagle mnie olsnilo, przeciez moge zrobic zielone play-doh, a ze mam troche popekane rece, niemaz zagniotl za mnie, w miedzyczasie okazalo sie, ze nie mam drobnej soli, poratowala nmie sasiadka z dolu, potem okazalo sie ze mam tylko 'ekologiczna?' make, coz bylo robic, glupio byl ponownie po prosbie do sasiadow isc, zwlaszcza ze bylo juz kolo 10, wiec zrobilam z tej co mialam, oj bardzo zdrowe wyszlo, prawda zielone, bardzo dlugo ugniatane, nawet udalo mi sie niemeza namowic na dodanie zielonego brokatu,  ktorego szczerze nienawidzi.
w piatek rano jak zobaczylam ile slodkosci wszytskie dzieci naniosly ucieszylam sie ze nie upieklam kolejnych ciastek, ktore tak czy siak przegraly by w konkursie z super zielonymi, mocno nakremowanymi babeczkami z pierscionkami w ksztalcie koniczynki na czubku ;) adam jak je zobaczyl nie chcial wracac do domu, wyl az do pierwszego skrzyzowania.
po powrocie z przedszkola zosia powiedzial ze to byl jej ulubiony dzien, bo wszytstko bylo zielone, a zielony, to jak wiadomo jej ulubiony kolor.
dzis rano, wyskoczyla z lozka jak z procy (widzialam, bo z nami spala) pobiegla do pokoju i po kilku minutach wrocila ubrana, na zielono oczywiscie.



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz