środa, 13 lipca 2011

sezon kempingowy

mozna uznac za otwarty. jak na pierwszy raz w tym roku bylo niezmiernie ciekawie.
zaczne od tego ze bylo nas duzo, bo pojechala z nami babcia, nie do konca chyba zdawala sobie sprawe z powagi sytuacji, ale jakos dala rade ;) przyjechali tez ze swoim namitem, naszymi rurkami (o tym za chwile) i malymi przeszkodami panstwo tuzinowscy z dziecmi i panstwo kasperscy z dzicmi i babcia jadwiga. co dwie babcie to nie jedna prawda? ;)
przybylismy na pole pierwsi i zaraz sie okazal, ze nie bedziemy spac w namiocie, tylko w wigwamie, bo zapomnielismy rurek...szczescie w nieszczesciu, tuzinowscy nie dojechali za pierwszym podejsciem i udalo im sie przywiez zapomniane przez nas rurki.
babcia ircia przygotowala kempingowe przyszosci, czyli smalec i ogorki malosolne. tradycyjne byba kielbasa, musztarda, keczup, konserwy turystyczne i pasztety, bo tego na kempingu zabraknac nie moze. dzieci nie musialy jesc, wystarczylo ze lykaly swieze powietrze calodobowo, poza tym bylismy otoczeni jagodowymi krzakami, na ktore dzieci chodzily po kilka razy dziennie no i byly tez jak zawsze marshmallows. najwiecej zabawy bylo z kopaniem, jedni budowali palace, inni 'okropne' piaskowe ciasta, jeszcze inni nory. gotowane byly blotne zupy, ale tak naprawde najwieksza ucieche z kopania mial niemaz z krzysiem, kopali row 'melioracyjny?' nie wiem czy to odpowiednie slowo, ale podoba mi sie, wiec je zostawie ;) a kopali go w najwieksza ulewe jaka w zyciu pod namieotem przezylam, nie powiem torche bylo straszno, ale po kazdym deszczu wychodzi slonce, wiec i po tym wyszlo. okazaly row zostal, a do namiotu nie wpadla nawet jedna kropla!

zmodyfikowana i ulepszona przez artka zip line okazala sie byc 'poza prawem' zostala pod nasza nieobecnosc sciagnieta, a na stole lezala pouczajaca notka, zabraniajac ponownego jej zawieszenia.
zosia zakochala sie w wodzie, mogla calymy dniami sie kapac w pobliskim jeziorze, adam znikna nam kilka razy z pola widzenia, co bylo akutrat malo smieszne, babcia sie rozchorowala nie na zarty, dochodzila do siebie caly tydzien...

tyle sie dzialo, ze az strach myslec co bedzie na kolejnej wyprawie ;)
dowiemy sie pewnie dopiero w sierpniu ;)




































Brak komentarzy:

Prześlij komentarz