poniedziałek, 13 września 2010

pani kuchalska




















tak sie dzis zosia przedstawila paradujac z rana w fartuchu wlasnorecznie zrobionym z papierowego recznika i tasmy klejacej. wlasnie czy juz pisalam o zosi milosci do tasmy klejacej?
a potrafi sie nia godzinami bawic, a to plastry lalkom robi, a to prezenty pakuje (zwija ruloniki z pocietego na kawalki papieru i skleja je tasma, potrafi zrobic kilka na raz i potem rozdaje te cenne prezenty)
adamowi tasma tez sie spodobala, ale nie mial jak zwykle umiaru i musial mu ja zabrac.
jutro bede liczyla ile razy go sciagne ze stolu. jak napisze 30 to nie przesadze, a mysle ze nawet
wiecej...
caly czas po glowie chodzily mi przypomniane przez marte pieczatki z jablek, a tu zosia rano prosi o zrobienie drzewa.
no i prosze oto jablon, prawie taka jak z ulubionej ksiazk
i o jablonce eli. zosia ciagle marzy, ze bedzie miala tak jablonke i zawiesimy na niej hustawke. tato obiecal ze zroi jej drzewna hustawke na kempingu w przyszlym roku...















pani kucharska okazala sie wielkim pomocnikiem w robieniu ciasta z truskawkami, ktore w trakcie robienie zostalo przerobione na gruszkowo-truskawkowe, bo przy krojeniu, tylulowych truskawek bardzo mocno ubylo ;) asdas na widok ciasta oszalal.




















zosia juz od kilku dni nie chce spac po poludniu, nawet nie jest bardzo zmeczona.
rosniesz zosiu kchana, jutro idziesz pierwszy raz do przedszkola, tak na serio, tym razem nie wejde z toba do klasy, odprowadze cie do bramy, pomacham i wroce do domu, plakac chyba nie bede, co?????

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz