czwartek, 23 września 2010

przedszkola czesc 4

tak, tak to juz 4 razy zosia byla w tym przybytku dobrej zabaway, przed ktorym usilnie sie wzbrania, ale jak tylk przekroczy drzwi, strach mija. tak twierdz mrs. ann, ponoc jak tylko wejda do srodka, wszyscy przestaja plakac.
zaprowadzilismy dzis zosie razem, ja i adam (tato musial isc wczesniej do pracy niestety) zmienilam technike, podeszlam do pani, wreczylam jej placzaca zosie, pomachalam jej i powiedzialm, ze przyjde po nia niedlugo. bez obracania ruszylam w powrotna droge. tak jest zdecydownia zdrowiej dla wszytkich.
w srode rano chciala isc do przedszkola, powiedzialm jej, ze czwartek jest dopiero jutro i wtedy pojdziemy, troche nalegala, marudzila, az zapomniala. dzis rano siadla do sniadanie i dzirsko powedzila, ze chce isc dzis do przedszkola, no to ja ze pewnie, nie ma problemu, jest czwartek i zaraz idziemy....buuuuuu, boje sie mamo, beeeeee zabeczala donosnym glosem...a jak juz usichla, powedzial, ze bedzie sie dzis lalkami bawic. to byla pierwsza rzesz jaka mi powiedzila po wyjsciu:
'mamo, bawilam sie lalkami!'
a byla telewizja (ja jak zwykel swoje)
'nie nie bylo'
ufffff
'moze kiedys bedzie???'
nie kochanie, raczej nie bedzie
' a moze kiedys, kiesdy?????'
;)
'mamo, byl taki chlopcyk, kenet (kenneth)'
no i?
'nic'
(nie wiem o co chodzilo z kenetem, ale tez zapamietalam jego imie, wpadlo mi w ucho tez imie dzodz0/jojo sie to pisze? zapytalam sie zosi, czy go zna, ale nie pamietala, za to zauwazyla, ze sa takie dzieci, ktore mowia tylko po angielsku (btw grupa dzieci polskich jest naprawde spora).

widze coraz wieksza fascynacje angielskim, jakos boje sie tego...dzis w parku popatrzyla na namalowana na asfalcie balerine, i zapytala:
'what's this?'
ballerina
'wyglada jak taki klab ;)'

adas tez robi postepy, glownie wspinaczkowe, nauczyl sie wchodzic po drabinkach, jeszcze przelatuje nie tam gdzie trzeba dosc czesto, ale potrafi wejsc na gore po 4 szczeblach. nauczyl sie dawac buziaki (bardzo mokre buziaki ;) i robic sceny, jak mu zabieram patyki, nie wroc, to nie patyki, to dragi sa doslownie, ciagle wszedzie leza, nie daja zapomniec ze tydzien temu przeszlo nam tornado nad glowami...

jeszcze nasze montessori, okazalo sie ze zrobienie harmonijki, to nie taka prosta sprawa, ciegle wychodzily slimaki, troche zosia jest za duza na takie zajecia, dla utrudnienia segregowala harmonijki za pomoca pincety, a potem sobie nimi dmuchalysmy po stote, duzo smiechy przy tym ostatnim bylo ;))))


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz