czwartek, 9 września 2010

pierwszy dzien szkoly

a mama zapomniala aparatu, chyba nigdy sobie nie wybacze...zaczelo sie na auli, a potem poszlismy do klasy. byly naszykowane rysunki do kolorowania i kredki, zosia szybko zajela miejsce i rozpoczela kolorowanie, jedno z bardziej lubianych ostatnio zajec plastycznych, ze az zaczyna ja reka bolec, ale nie moze przerwac, musi skonczyc i musi ta wlasnie, ta malutka kredka kolorowac ;)
przedszkolne kredki sa grube, nie lamia sie latwo, wiec bylo latwiej, ale i tak nie skonczyla,
schowalam kartke do nowego foldera z dora, miala skonczyc w domu, ale zapomniala.
zapytana przez mrs.ann jak ma na imie schylila glowe i sie odwrocila. powiedzialam ze ma na imie zofia, ale mowimy na nia zosia, nie podoba mi sie jak amerykanie wymawiaja jej imie sofija/zofija. ale z zosia idzie im chyba jeszcze gorzej...
po kolorowania byly zabawy, adam bez przerwy wspinal sie na krzeselka, samochody klocki, az na koniec ms. sue nas upomniala, bo szafka sie prawie na nas przewrocila... zosia ogolnie zadowolona, dzieci duzo, za duzo? najbardziej podobalo sie jej w lazience:
'o jaka slicna, nie tseba kseselka!' wiadmo, wszytsko male, na wysokosci dzieciecych raczek i pup.
po wszytskim nie chciala isc do parku z przyjaciolmi (adim, bianka i briana) chciala isc na
paczuszka bialego. wiec poszyszmy do dankina. zosia dostala bialego ze 'spinkols' mama posypanego maka ;) a adam malego manczkina ;) w trakcie jedzenia zobaczyla ze w moim jest kremik i zapytala, czy sie nie zamienie ;) od dzisiaj bedzie juz chciala z kremikiem.

w domu adam poszedl spac, a my sie bawilysmy,. ilez to mozna zrobic jak adam spi a mama nie musi nic wielkiego gotowac.
najpierw zrobilysmy korale
potem zagralysmy w slimaki




















zosia narysowala-ponaklejala-obrokacila ocean




















mama zejela sie robieniem tub niespodzianek odliczanek do pierwszego dnia szkoly (marta super pomysl!!!) nastepnie zosia je troche ozdobila:




















wstal adam dolaczyl do nas,podziela zosi milosc do brokatu ;)













dalej kocha rzucac czym popadnie, dzis tuba brokatu zosia dostala w glowe, oj adam adam, co z ciebie wyrosnie...;)

a to dopiero polowa dnia, potem pojechalismy (bez wozka) autobusami (dwoma ku uciesze dzieci, zgrozie mamy) odwiedziac anie i alicje. pierwszy autobus byl dosc pelny, jedna dziewczyna ustapila nam jedno miesce, posadzilam tam zosie, a sama stalam z adamem na rekach, nie bylo mi ciezko, ale gdyby ktos zaproponowal to bym usiadla, bo raczej nie odmawiam. w polowie na szczescie dosc krotkiej trasy grubsz polka z siatami mocno zbulwersowana zaistniala sytuacja(oczy ja bolaby jak na mnie patrzyla) chiala mi ustapic miejsca, tym razem odmowilam, byla za daleko od zosi, plus zostaly nam jeszcze 2 przystanki, niesty dla zosi, staty dla mamy. pani jeszcze odniosla sie dosc dosadnie do osob siedzacych na miejscach zasadniczo przypisanych osobom takim jak ja. czy powinnam sie byla upomniec o miejscesama? chyba tak, ale nie jechalam daleko i z gory adam widzial troche wiecje niz czyjs tylek i torbe. ale gdybi mi zaproponowano, bylo by mi milo, a gdybym daleko jechala, to bym pewnie poprosila. ponoc w metrze maja teraz takie ogloszenia by ustepowac miejsca np. ciezarnym kobietom, tak mi ania powiedziala. ale nawet po taki komunikacie nikt sie nie kwapi.
u ani bylismy wystarczajaco dlugo, zeby sprzataznia wystarczylo jej na caly tydzien. nie liczac rozbawionych zabawek, 'ozygnietych' sof i podlog ma do mycia cala podloge i do wyprania dywanik lazienkowy. zosia wdepnela w gowienko wlasne, a ze mama nie zauwazyla, rozniosla je po calym domu ;) tak sie z alicja bawila i mowila ze smierdzi. ale obwachawszy wszytskie pupy stwierdzilam, ze cos sie jej 'przywachalo' ale zosfi nos sie nie myli;)

tym oto smierdzacym akcentem zakoncze ten dzien i udam sie na spoczynek.

dobranoc



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz