środa, 27 kwietnia 2011

central park zoooooo

wybralismy sie we wtorek na manhattan. samobijstwo? jak niemezowi powedzialam o pomysle, dodal mi otuchy mowiac 'good luck' nalezalo by na koncu dodac jeszcze ten jego usmieszek. fakt, lekko nie bylo, dzien coniektorzy (zoska) zaczeli dosc wczesnie, bo o 5:30. potem sie dowiedzialam od sasiadki, ze trwaja jeszcze wiosenne wakacje. ale tylu ludzi w zyciu sie nie spodziewalam. potem doszlam do wniosku, ze te wakacje, to mialy chyba dzieci na calym swiece i wszytszkie przyjechaly z rodzicami we wtorek na manhattan. wysiadajac z ania z metra nie wiedzialaysmy co nas jeszcze czeka, to byl jakis schodowy horror! na szczescie znalazlo sie kilka osob do pomocy. az doszlysmy do super wysokich 3 czesiowych waskich sochodow i zatrzymalysmy sie na dobre. nie dalo sie po nich wejsc, bo caly czas ktoch schodzil po nich w dol, a nie byly wystarczajaco szerokie, by sie minac... na szczescie po chwili ktos naprawil ruchome schody. koniec poczatkow, udalo sie nam ujrzec niebo i tlumy turystow...
po przedarciu sie przez 5 aleje doszlysmy do parku. rozlozylysmy koc i zjedlismy lunch. dziewczyny wspinaly sie na skaly, adam pospal, sasiad z kocyka obok spiewal i gra na gitarze beatelsow, damian pojadl i poszlism do zoo na spotkanie kolejnych tlumow. przy wejsciu do parku okazalo sie, ze ania zapomniala karty wstepu, z nadzieja w glosie zapytala sie mnie, czy moze ma (ania) ja w swoim portfelu, nie zdazylam odpowiedziec, bo juz sie obie smialysmy i weszlysmy razem na moja karte. ktora owszem mialam w swoim portfelu ;)
udalo sie zobaczyc foki, malpy, czaple, czerwona pande, miska polarnego i pingwiny. adam mial problemy z odchodzeniem od przystankow, zastanawiam sie jak dlugo mogl by stac i patrzec na te malpy, gdybym mu na to pozwolila, godzine????
w miedzy czasie zaliczylysmy jeszcze 3kolorowe super farbujace lody w ksztalcie rakieto-kredki.
zosia w czasie zwiedzania 3 razy zmianiala zdanie, za co chce sie na helloween przebrac: foke, czaple, a na koniec niedzwiedzia polarnego.
droga powrotna nie liczac malego incydentu z jogurtem pitnym (adam wylal go na siebie i wozek tuz przed wejsciem do metra) byla czysta przyjemnoscia. dzis dowiedzialam sie, ze wtorek byl ostatnim dniem wiosennych wakacji.
to co ania, gdszie jedziemy za tydzien? ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz